[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego wieczora pani Taylor wsiadła do autobusu nr 2 na przystanku przed klu-bem  Ritz i za dwadzieścia pięć dziewiąta była w Kidlington.Wstąpi jeszcze dopubu.* * *Za dwadzieścia pięć dziesiąta, wcześniej niż Morse i Lewis się spodziewali,zadzwonił Acum.Powiedział, że na trasie był mały ruch, a szczególnie dobrzejechało mu się po drodze A5 od Towcester.Wyjechał z Oxfordu kwadrans popiętnastej, na kilka minut przed oficjalnym zakończeniem konferencji.Co robiłw poniedziałek wieczorem? Zaraz, niech pomyśli.Poszedł na obiad do stołówki,potem wziął udział w pozaprogramowej sesji pytań i odpowiedzi.Spotkanie byłobardzo interesujące.Położył się spać o wpół do jedenastej wieczorem.Był zmę-113 czony.Nie, nie wychodził.Na pewno nigdzie nie wychodził.Baines nie żyje? Cotakiego? Czy Morse mógłby powtórzyć? Och, to bardzo przykra wiadomość.Tak,oczywiście, doskonale znał Bainesa.Kiedy zmarł? W poniedziałek wieczorem?To znaczy wczoraj wieczorem.W dniu, o którym właśnie mówili! Oczywiście,wszystko rozumie.%7łałuje bardzo, że nie może pomóc Morse owi, ale to wszyst-ko, co wie.Morse odłożył słuchawkę.Doszedł do przekonania, że telefonowanie w takichsprawach przypomina bieg w płetwach po plaży.Nie ma wyboru.Będzie musiałpojechać tam osobiście.Czy Acum maczał palce w zabójstwie Bainesa? Chybanie, bo każdy ruch nieuchronnie zwróciłby uwagę policji, byłoby to z jego stronyco najmniej nieostrożne.A jednak.nazwisko Acuma od początku przewijało sięw tej sprawie, a wczoraj Morse dostrzegł je w notatniku telefonicznym Bainesa.Hm.Będzie musiał spotkać się z lingwistą.Powinien był zrobić to wcześniej, bo-wiem bez względu na to, kim okaże się Acum, liczył się on w sprawie Valerie.Aletrudno założyć, że przyjechał na konferencję do Oxfordu i ni stąd, ni zowąd za-pragnął zabić jednego z dawnych kolegów.Może jednak? Kto by go podejrzewał?Ostatecznie, Morse tylko przypadkiem dowiedział się o konferencji w Oxfordzie.Czyżby Acum przypuszczał.Dosyć! W biurze było zimno i Morse poczuł sięzmęczony. Daj sobie z tym spokój  pomyślał.Spojrzał na zegarek.Była dwu-dziesta druga.Jeżeli się pospieszy, zdąży jeszcze na piwo.Przeszedł na drugą stronę ulicy do zatłoczonego pubu.W powietrzu unosiłysię gęste kłęby dymu, a wzdłuż lady przy stolikach toczyły się zażarte spory.Gra-no w kribidż, domino i strzałki, każdy skrawek wolnego miejsca zajmowały kuflepiwa: z uchwytami i bez, puste, właśnie opróżniane, przeznaczone do napełnieniai już napełnione pienistą, bursztynową cieczą.Morse dostrzegł lukę w masie ludz-kiej przy barze i bez przekonania skierował się w tę stronę.Czekając w kolejce,usłyszał brzęk monet wysypujących się z  jednorękiego bandyty na prawo od la-dy.Oparł się na blacie, aby przyjrzeć się dokładniej.Przy automacie stała kobietai chociaż była odwrócona, poznał ją.Właściciel lokalu przerwał jego rozmyślania i odezwał się zachrypniętym gło-sem: Co dla pana?Morse zamówił kwartę najlepszego gorzkiego piwa, po czym przeszedłwzdłuż lady i znalazł się za plecami kobiety, wciąż zajętej grą.Nagle odwróci-ła się i pchnęła pustą szklankę po barze. Podwójną whisky, Bert.Otworzyła dużą, skórzaną torebkę i Morse dostrzegł gruby plik banknotów.Pięćdziesiąt funtów, może i więcej.Poszczęściło jej się w bingo?Morse był pewny, że go nie zobaczyła i nadal obserwował kobietę możliwiez bliska.Piła whisky i wymieniała sprośne uwagi z kilkoma stałymi bywalcamilokalu.Gdy zaśmiała się prostym, wulgarnym śmiechem, Morse poczuł do niej114 sympatię.Spojrzał na nią uważniej.Nadal była zgrabna, a ubranie dobrze na niejleżało.Może nie była pięknością, obgryzała paznokcie, a czubek palca wskazują-cego prawej ręki był żółty od nikotyny, ale jakie to, do diabła, miało znaczenie!Opróżnił kufel i kupił jeszcze jedną kwaterkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •