[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz zrozumiałem, dlaczego oddziały wyposażono w kotwiczki.Kotewki są niczym wielkie pluskiewki, które dzieciaki w charakter znakomitego dowcipu lubią sobie podkładać pod siedzenia, z tym że mają zaostrzone końce, czasami pokryte trucizną.Kotewka jest poręcznym narzędziem militarnym, w szczególności zaś gdy żołnierze, przeciwko którym stajesz, siedzą na końskich grzbietach.Rozrzucasz kotewki, tam gdzie konie muszą ścieśnić się na wąskiej przestrzeni, i masz zagwarantowany dobry początek - albo nawet miejsce pod paskudną pułapkę.Aha! Wreszcie wypatrzyłem brakującego członka rodziny.Wujek Doj był odziany w swój najlepszy ubiór, swoje święte wdzianko szermiercze, jakby nie chciał sprawiać nam dodatkowego kłopotu z ubieraniem trupa, kiedy przyjdzie go grzebać.Do diabła.Powinienem zapytać Thai Deia o obyczaje pogrzebowe Nyueng Bao.Wielu Nyueng Bao umierało w mojej obecności, ale nigdy nie brałem udziału w tym, co następowało później.Wciąż miałem do nich pretensje, że zajęli się Sahrą i To Tanem i niej dopuścili mnie do ceremonii.Wujek Doj szedł dumnym krokiem w górę zbocza, do czasu aż dotarł jakieś pięćdziesiąt stóp przed pierwsze szeregi żołnierzy Cienia.Wtedy przystanął i wykrzyczał wyzwanie mające sprowokować do walki Narayana Singha.Zgadnijcie, kto nie wyszedł, by z nim walczyć? Nikt nawet nie raczył odpowiedzieć.Nikt nawet nie sprawił sobie tyle kłopotu, by przekazać wiadomości do obozu Kłamców.Wujek Doj wygłosił następnie szereg bardzo formalnych obraz, dyskredytujących Kłamców oraz ich sprzymierzeńców.Cały kłopot polegał jed­nak na tym, że były to rzeczywiście bardzo formalne obelgi, wywodzące się wprost ze stylizowanej szkoły wyzwania i odpowiedzi na nie.Nie miał naj­zwyczajniej pojęcia, w jaki sposób uczynić swoją prezentację możliwą do zrozumienia przez ludzi, którzy nie mówili językiem Nyueng Bao.Biedny Wujek.Czterdzieści lat intensywnych przygotowań zaowoco­wało wreszcie tym szczytowym momentem - a ci faceci widzieli tylko sza­lonego starca.Doj zaczął powoli zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje.Wtedy i naprawdę się wściekł.Zaczął wykrzykiwać swe obelgi po tagliańsku.Kil­ku żołnierzy Cienia zrozumiało go.Jego wiadomość wkrótce dotarła do obozu Dusicieli.Nie została tam dobrze przyjęta.W moich oczach całe przedstawienie zaczęło wyglądać nagle równie zabawnie, jak reszta toczących się spraw.Nic z tego nie było częścią planu Kapitana.Wujek ciągle wykrzykiwał swe wyzwania.Wyżej, w obozie Kłamców, kieszonkowy mesjasz Dusicieli powiedział swym towarzyszom:- Nie zareagujemy.Poczekamy.Ciemność to nasz czas.A ciemność zawsze nadchodzi.- Po krótkiej chwili zapytał: - Kim jest ten człowiek?Odpowiedział mu barczysty facet, wyglądający tak, że każdy mógłby na jego widok dostać gęsiej skórki:- On był w Dejagore.Jeden z pielgrzymów Nyueng Bao.- Człowiek, który się.odezwał, miał na imię Sindhu.Przybył do Dejagore podczas oblężenia jako wysłannik Pani i szpieg Kłamców.Naprawdę wstrętny typ.Pewien byłem, że już dawno nie żyje.Takie jak Sahra umierają, ale tacy jak Sindhu czy Narayan żyją dalej.Głównie z tego powodu nie jestem człowiekiem religijnym.Chyba że Gunni mają rację i rzeczywiście istnieje koło żywotów, w którym każdy osta­tecznie otrzyma to, na co zasłużył.Sindhu ciągnął:- Był jakimś kapłanem oraz ich Mówcą.Jedna z jego rodziny na ko­niec poślubiła Chorążego Czarnej Kompanii.- A więc wszystko staje się jasne.Bogini rozgrywa właśnie gambit jednej ze swych subtelnych gier śmierci.- Spojrzał na Córkę Nocy.Dzie­ciak siedział tak nieruchomo, że było to co najmniej przerażające.Jeszcze bardziej niż zazwyczaj.Żadna czteroletnia dziewczynka nie jest do tego zdolna.Narayan Singh zdawał się w jakiś sposób zakłopotany.Jego bogini zabawiała się czasami w śmiertelne żarty, których kosztem obarczała swych najbardziej oddanych wyznawców.Nie miał najmniejszej ochoty stać się jedną z ofiar jej figlów.- Ciemność to nasz czas - powtórzył.- Ciemność zawsze nadchodzi.Ciemność zawsze nadchodzi.Brzmiało to niczym dewiza Kiny.Spoj­rzałem powtórnie na bachora Konowała i Pani.Naprawdę mnie niepokoił.Za każdym razem, gdy go widziałem, był coraz straszniejszy.Gdyby to nie było takie trudne, gdy przebywało się poza ciałem, krzyczałbym, wzywa­jąc Panią i Starego.W rzeczy samej, omalże mi się udało.Być może zaczynałem nabywać zdolności odczuwania emocji w czasie pracy.Odpłynąłem w inne miejsce, przekonałem się, że Mogaba w znacznie większym stopniu zwraca uwagę na staromodne wyzwania Wujka niż Singh.Ale on pamiętał Wujka Doja jeszcze z dawnych, złych czasów.- Chcę, żeby uciszono tego człowieka - oznajmił.- Żołnierze patrzą na niego, zamiast obserwować wroga.Kiedy nie udało mu się wymusić na Kłamcach żadnej reakcji, Wujek Doj zaczął obrażać żołnierzy Cienia i ich panów.Jakiś oszczep pomknął w jego stronę.Ruchem zbyt szybkim, by mogło za nim nadążyć oko, wy­ciągnął Różdżkę Popiołu i odbił pocisk.- Tchórze! - zawołał.- Renegaci! Czy któryś z was, Nar, jest na tyle mężczyzną, by zmierzyć się ze mną? - Pogardliwie pokazał im plecy i ru­szył w stronę naszych szeregów, zanim zdążyła go zalać nawała włóczni.Doskonałe posunięcie - w najmniejszym stopniu nie wyglądało na odwrót.24.I otworzyły się wrota wszystkich piekieł.Rogi zawyły.Zawarczały bębny.Potykając się i chwiejąc niezgrabnie, biednie uzbrojony motłoch, na dodatek wyposażony w kiepściutkie mo­rale, ruszył w górę zbocza - to sześćdziesiąt tysięcy głodnych i wymizerowanych cywilów z taborów atakowało sługusów cienia.Nasi żołnierze gnali ich przed sobą na ostrzach mieczy.Zupełnie zgłupiałem.Struchlałem właściwie.Kapitan przeżywał wpraw­dzie ostatnio ciężkie chwile, ale nigdy nie przypuszczałem, że może oka­zać się na tyle bezwzględny, by zgromadzić razem cywilów, a potem po­gnać ich naprzód w charakterze ludzkiej lawiny.Kiedy jednak zastanowiłem się nad tym, to faktycznie od tygodni już ostrzegał żołnierzy, by nie po­zwalali nikomu, na kim im zależało, iść za wojskiem.Ci, którzy w ogóle się nad tym zastanawiali, dochodzili raczej do wniosku, że oznacza to, iż Sta­ry po prostu nie spodziewa się zwycięstwa.Ci ludzie właściwie szli na rzeź.Ale z pewnością uda im się do pewne­go stopnia pokaleczyć szeregi Cienia, a resztę trochę stłamsić, co będzie ostatecznie działało na naszą korzyść.Żołnierze byli bezlitośni.Wprawili dekowników w prawdziwe szaleń­stwo przerażenia.Kiedy uderzyli wreszcie w centrum sił Mogaby oraz na jego prawą flankę, naprawdę udało im się przeniknąć poza przednie sze­regi wojsk Cienia.Dywizja Klingi pozostała nietknięta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •