[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nogi miałem jak z waty.Uśmiechnął się złośliwie i pokazał mi strzałę podobną do mojej, po czym odleciał.W końcu dotarło do mnie, co zamierzał.— Credence! — zawołał.— Ta strzała jest kompletna.Nazywam cię twoim imieniem! — I strzelił.Zrobiłem to w tym samym momencie.A niech mnie! Że też nie potrafię szybciej napinać łuku.Moja strzała trafiła w jego czarne serce i powaliła go, lecz za późno.Za późno.Pani krzyknęła.Strach zmienił się w niepohamowaną złość.Rzuciłem się na Kulawca, zastępując łuk mieczem.Nie raczył odpowiedzieć na mój atak.Po prostu podparł się na łokciu i popatrzył na Panią.Naprawdę wpadłem w szał.Przypuszczam, że w takiej sytuacji każdemu może się to zdarzyć.Ale ja od lat byłem żołnierzem i dawno temu nauczyłem się, że nie można, za­chowując się w ten sposób, długo pozostać przy życiu.Kulawiec znajdował się w zasięgu pola, a to znaczyło, że był bezbronny i ledwie żywy.Zapłaciłem mu za wszystkie lata strachu.Pierwszym uderzeniem do połowy odrąbałem mu głowę i nie przerwałem, dopóki nie doprowadziłem sprawy do końca.Następnie rozrzuciłem jego szczątki.Szaleństwo powoli ustępowało i powracał rozsądek.Pobiegłem sprawdzić, co się stało Pani.Przyklękła na jednym kolanie i próbowała wyciągnąć strzałę Kulawca.Powstrzymałem ją.— Nie.Pozwól, że ja to zrobię.Później.Tym razem byłem mniej zdziwiony, że nazwanie jej praw­dziwym imieniem nie podziałało.Przekonałem się, że nic nie może jej rozbroić.Do diabła! Ona powinna już nie żyć!Ciarki przeszły mi po plecach.Atak Schwytanych na ludzi lasu poskutkował.Rzucili się do ucieczki, pozostawiając Psa Zabójcę Ropuch osaczonego przez czary.— Wesprzyj się na mnie — powiedziałem do Pani.— Jes­teśmy górą.Możemy tego dokonać.— Nie wiem, czy sam w to wierzyłem, ale właśnie to Pani potrzebowała usłyszeć.Tropiciel i Dominator kontynuowali zmagania, krzycząc i przeklinając.Milczek krążył wokół nich z włócznią o szerokim ostrzu.Gdy tylko nadarzała się okazja, ciął nią naszego wielkiego wroga.Nic nie mogło trwać wiecznie.Pupilka patrzyła, stojąc w pobliżu, lecz nie wchodząc Dominatorowi w drogę.Cofnąłem się do zwłok Kulawca i wyjąłem strzałę, którą ugodziłem go w serce.Spojrzał na mnie.W jego mózgu wciąż tliło się życie.Kopnąłem jego głowę do krateru, z którego wypełznął smok.Bestia zaprzestała walki.Wciąż nie było ani śladu Bomanza.Właściwie nigdy nie rzucał się w oczy.Spotkało go to, czego się obawiał — druga próba.I zabił potwora.Nie sądzę, by Bomanz był ograniczony, mimo iż chodził ze spuszczoną głową.Myślę, że Dominator spodziewał się, iż smok zaabsorbuje Pupilkę i Panią, żeby miał czas na wydo­stanie się poza zasięg pola.Bomanz przewidział to i podjął walkę z taką samą rozpaczą i poświęceniem, jak Pani stawiła czoła swemu przeznaczeniu.Wróciłem do niej.Drżącymi rękami zdjąłem z niej zbroję.Żałowałem, że nie mam przy sobie worka z lekami i środkami opatrunkowymi.Musiał wystarczyć mi nóż.Położyłem ją na plecach i zabrałem się do wyciągania grotu.Za ból, który jej zadałem, obdarzyła mnie wdzięcznym uśmiechem.Tropiciela i Dominatora otoczył tuzin uzbrojonych mężczyzn.Niektórym wydawało się obojętne, kogo trafiają.Ranę Pani opatrzyłem kawałkiem materiału z jej własnego ubrania.— Zmienimy go, gdy tylko będziemy mogli.Tubylcy uciekli, a Pies Zabójca Ropuch powlókł się ku górzystej krainie.Zostało mu tyle mocy, co jego szefowi.Strażnicy spieszyli ku nam, niosąc drewno na pogrzebowy stos dla starego potępieńca.58.KONIEC GRYPotem zobaczyłem Kruka.— Przeklęty głupiec.Kulejąc, wspierał się na Pudełku.Miał ponurą twarz i niósł obnażony miecz.Wróżyło to pewne kłopoty.Wcale nie był taki słaby, jakiego udawał.Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, co zamierzał.Widział wszystko jednostronnie i chciał przysłużyć się Pupilce, zabijając jej największego wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •