[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wszystko.Nie przepraszam za to, że jestem kobietą.Znów urwała, oczekując jakiejś odpowiedzi.Ale nie zanosiło się na nią.Ogarnęła ją nieodparta irytacja.- Jeżeli fakt, że jestem kobietą, przeszkadza panu, to pańskie zmartwienie - powiedziała z naciskiem.- I znów jest pani niegrzeczna, moja droga - odparł Harris.Susan wstała.Spoglądając z góry, wbiła wzrok w jego twarz, zwężone oczy, pełne policzki i szeroką brodę.Przez skraj jego włosów przeświecało światło, nadając im wygląd srebrnego filigranu.- Widzę, że do niczego nie dojdziemy, żałuję, że przyszłam.Do widzenia.Odwróciła się i otworzyła drzwi na korytarz.- A dlaczego pani przyszła? - rzucił Harris.Z ręką na drzwiach Susan wyjrzała na korytarz, zastanawiając się nad jego pytaniem.Najwyraźniej tocząc ze sobą bój o to, czy ma wyjść, czy zostać, odwróciła się wreszcie, ponownie stając twarzą w twarz z głównym anestezjologiem.- Pomyślałam sobie, że przeproszę pana i puścimy w niepamięć to co było.Miałam też irracjonalną nadzieję, że może zechce mi pan pomóc.- W czym? - spytał Harris odrobinę przystępniejszym tonem.Susan znów się zawahała, tocząc wewnętrzną walkę, wreszcie zamknęła drzwi i podeszła do fotela, który przed chwilą zajmowała, ale nie usiadła.Spojrzawszy na Harrisa, pomyślała, że nie ma nic do stracenia i powinna - mimo jego rezerwy - powiedzieć to, co wcześniej zamierzała.- Kiedy powiedział pan, że w zeszłym roku mieliście sześć przypadków przedłużonej śpiączki poznieczuleniowej, postanowiłam zająć się tym zagadnieniem z myślą o ewentualnym wykorzystaniu go jako tematu rocznej pracy pisemnej.Dowiedziałam się, że podana przez pana liczba jest całkowicie zgodna z prawdą.Rzeczywiście, w zeszłym roku było sześć przypadków takiej śpiączki.Ale w tym samym roku było również pięć przypadków nagłej, niewyjaśnionej śpiączki u pacjentów z oddziałów niechirurgicznych.Wczoraj natomiast zmarły dwie osoby z powodu zatrzymania oddechu.Tylko że nic w historii ich chorób nie wskazuje na prawdopodobieństwo takiej śmierci.Obaj pacjenci cierpieli na mało ważne, w gruncie rzeczy, dolegliwości.Jeden po małej operacji stopy nabawił się zapalenia żył, a drugi miał porażenie nerwu twarzowego.Obaj byli zasadniczo zdrowi, tylko jeden miał jaskrę.Nie wiadomo, dlaczego przestali oddychać, mam jednak przeczucie, że mogą mieć coś wspólnego z ofiarami śpiączki.Innymi słowy, sądzę, że zebrałam dwanaście przypadków, które są wariantami tego samego zaburzenia o różnym stopniu nasilenia.A jeżeli okaże się, że i Berman jest w podobnym stanie co reszta, da to czternastu cierpiących z powodu jakiegoś niewyjaśnionego zjawiska.Najgorsze jest chyba to, że liczba zachorowań zdaje się wzrastać, zwłaszcza w czasie narkozy.Zachorowania następują coraz częściej.Tak czy owak, postanowiłam to zbadać.Żebym jednak mogła kontynuować poszukiwania, potrzebna mi jest pomoc kogoś takiego jak pan.Potrzebuję upoważnienia do przeszukania banku informacji, żeby stwierdzić, ile takich przypadków znajdzie komputer, jeżeli zostanie zapytany wprost.Potrzebne mi są również karty chorobowe dotychczasowych ofiar śpiączki.Harris nachylił się i wolno ułożył ręce na biurku.- A więc dział ogólnomedyczny też miał kłopoty - mruknął.- Jerry Nelson nic mi o tym nie wspominał.- Uniósł głowę i spojrzał na Susan.- Pani Wheeler - rzekł głośniej - łowi pani w mętnej wodzie.Miło słyszeć, że ktoś świeżo po skończeniu pierwszych lat studiów interesuje się pracą naukowobadawczą.Jednakże ten temat nie jest dla pani odpowiedni.Mówię to z wielu powodów.Przede wszystkim dlatego, że śpiączka jest zagadnieniem znacznie bardziej skomplikowanym niż się pani zdaje.To określenie czysto opisowe, worek różności.Jest więc absurdem zakładanie, że wszystkie przypadki śpiączki są ze sobą powiązane, na tej tylko podstawie, że nie znamy bliżej ich przyczyn.A co do pani trzeciorocznego wypracowania, to radzę zająć się czymś bardziej konkretnym, mniej teoretycznym.Natomiast w sprawie udzielenia pani pomocy, przyznam się, że nie mam na to czasu.Pozwoli pani, że przyznam się też do jeszcze jednej rzeczy, która być może rzuciła się pani w oczy.Wcale tego nie ukrywam.Nie jestem zwolennikiem kobiet lekarek.- Wycelował w nią palcem niemal tak, jakby to był pistolet.- Kobiety traktują medycynę jak jakąś zabawę, coś na teraz.eleganckie zajęcie.a później, kto wie.Dla nich to moda.A na dodatek są bez wyjątku niemożliwie uczuciowe i.- Niech pan daruje sobie resztę - przerwała mu Susan, unosząc o kilka centymetrów oparcie fotela i puszczając je.- Nie przyszłam tu, żeby wysłuchiwać takich bzdur.To właśnie ludzie tacy jak pan hamują postęp w medycynie i nie są w stanie podjąć wezwania do zmian i zajęcia się prawdziwymi problemami.Otwartą dłonią Harris walnął w biurko, strącając kilka kartek i ołówków, które schroniły się w bezpieczniejsze miejsce, i niemal jednym skokiem wypadł zza niego z prędkością, która ją zaskoczyła.Kiedy jego twarz znalazła się w odległości kilkunastu centymetrów od jej twarzy, Susan zamarła w obliczu tak nieoczekiwanego wybuchu wściekłości, który wywołała.- Pani zapomina, kim pani jest! - ryknął, z wielkim trudem opanowując się.- Nie będzie pani Mesjaszem, w cudowny sposób wybawiającym nas od problemu, który znajduje się już pod ścisłą obserwacją najlepszych specjalistów tego szpitala.Szczerze mówiąc, uważam, że działa pani destruktywnie, i obiecuję pani, że wyleci pani stąd w ciągu dwudziestu czterech godzin.A teraz proszę wyjść.Susan wycofała się tyłem, bojąc się odwrócić plecami do tego człowieka, który wyglądał, jakby lada chwila miał dać upust swojej nienawiści.Otworzyła drzwi i pobiegła korytarzem, czując, że zbiera jej się na płacz ze strachu i ze złości.Za jej plecami Harris kopnięciem zamknął drzwi i poderwał słuchawkę z widełek.Kazał sekretarce połączyć go natychmiast z dyrektorem szpitala.Wtorek, 24 lutegoGodzina 11.00Susan zwolniła kroku, unikając pytających min ludzi na korytarzu.Bała się, że uczucia można czytać z jej twarzy jak z otwartej książki.Zwykle, kiedy płakała albo miała się rozpłakać, pąsowiały jej powieki i policzki.Wprawdzie była pewna, że w tej chwili się nie rozpłacze, ale jej system nerwowy wysłał odpowiednie sygnały.Gdyby zatrzymał ją ktoś znajomy i spytał na przykład „Co się stało, Susan?” prawdopodobnie by się rozpłakała.Chciała więc być przez kilka chwil sama.Prawdę mówiąc, kiedy minął lęk po spotkaniu z Harrisem, czuła głównie gniew i zawód.Lęk tak nie pasował do spotkania z wysoko kwalifikowanym zwierzchnikiem, że przez chwilę zastanawiała się, czy sobie tego nie uroiła.Czyżby naprawdę rozsierdziła Harrisa do tego stopnia, iż musiał powstrzymywać się od rękoczynów? Czy rzeczywiście niewiele brakowało, by ją, jak się obawiała, uderzył, kiedy wyskoczył zza biurka? Myśl ta wydawała się jej absurdalna i nie chciała uwierzyć, że groziło jej aż coś takiego.Wiedziała, że nikt nie da wiary jej wrażeniom.Przypominało to sytuację komandora Queega z Buntu na okręcie Caine.Jedynym azylem przed ludźmi, jaki przychodził jej na myśl, była klatka schodowa, przecisnęła się więc przez metalowe drzwi.Zamknęły się za nią gwałtownie, odcinając od zimnych jarzeniowych świateł i głosów.Naga pojedyncza żarówka nad jej głową świeciła ciepło, a na klatce panowała kojąca cisza.Susan nadal ściskała w ręku notatnik i długopis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •