[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nieprzypuszczałem, że na taką skalę. A nie martwisz się o tę umowę udziałową, którą podpisałeś z Harvardem?Słyszałam o przypadkach, kiedy z podobnych sytuacji wynikły poważne proble-my.Zwłaszcza w latach osiemdziesiątych, kiedy nauka i biznes niebezpieczniesię zbliżyły. Ten problem zostawię adwokatom  odparł Edward. No, nie wiem. Kim nie była przekonana. Czy sprawa dojdzie doadwokata, czy nie, może wpłynąć na twoją karierę naukową.Wiedziała, jak ważną rzeczą była dla niego dotąd praca na uczelni, i niepokoiłasię, że ten nagły zapał do robienia interesów przesłonił mu zdrowy rozsądek. Jest pewne ryzyko  przyznał Edward. Ale jestem zdecydowany jepodjąć.Taka okazja zdarza się raz w życiu.To szansa, żeby zostawić po sobie natym świecie trwały ślad, a przy okazji zarobić prawdziwe pieniądze. Przypominam sobie, jak mi mówiłeś, że nie jesteś zainteresowany zarabia-niem milionów. Bo nie jestem.Ale nie mówiłem o miliardach.Nie zdawałem sobie sprawy,że stawka jest aż tak wysoka.Kim zastanawiała się, jaka to różnica, ale nic nie odpowiedziała.Nie miaław tej chwili ochoty na roztrząsanie kwestii etycznych. Przepraszam, że bez porozumienia z tobą wyjechałem z tym pomysłem,żeby urządzić laboratorium w waszej stajni.Zwykle nie miewam takich nagłychwyskoków.To chyba podnieceni rozmową ze Stantonem tak na mnie podziałało. Przyjmuję twoje przeprosiny  odparła Kim. Zresztą mojego brata tonaprawdę zainteresowało.Pewnie ucieszył się, że pieniądze z wynajmu przyczy-nią się do złagodzenia ciężaru podatków za tę posiadłość.To są astronomicznesumy. Stajnia ma też tę dobrą stronę, że jest w pewnej odległości od domu, więclaboratorium nie będzie nam przeszkadzać  dodał Edward.Skręcili z Memoriał Drive i wjechali na ciche, mieszkalne uliczki na obrzeżuCambridge.Edward zajechał na swój parking i zgasił silnik.Nagle uderzył siędłonią w czoło. O ja głupi  powiedział. Trzeba było najpierw pojechać do ciebie potwoje rzeczy.150  Chcesz, żebym została na noc? Oczywiście.A ty nie? Byłeś ostatnio taki zajęty.Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Jeśli zostaniesz, to będzie nam dużo łatwiej wybrać się jutro do Salem.Moglibyśmy wyruszyć wcześnie. Naprawdę chcesz jechać? Przedtem odniosłam wrażenie, że szkoda ci nato czasu. Chcę, skoro mamy tam ulokować Omni. Edward zapalił i wycofał samo-chód. Jedzmy wziąć dla ciebie jakieś ubranie na jutro.Oczywiście jeśli tylkochcesz zostać, a mam nadzieję, że chcesz. W półmroku widać było jego szerokiuśmiech. Chyba tak  powiedziała Kim.Była jednak niepewna i niespokojna, samanie wiedząc dlaczego. ROZDZIAA 8SOBOTA, 30 LIPCA 1994Kim i Edward nie wyruszyli tak wcześnie, jak to sobie obiecywali wieczo-rem.Pół ranka Edward spędził na telefonowaniu.Najpierw zadzwonił do przed-siębiorcy budowlanego i architekta Kim w sprawie rozszerzenia zamówienia naprace przy urządzeniu laboratorium.Zgodzili się z entuzjazmem i zaproponowalispotkanie za parę godzin w majątku.Potem dzwonił do kolejnych producentówsprzętu laboratoryjnego i umawiał się z nimi na tę samą godzinę co z tamtymi.Po krótkiej rozmowie ze Stantonem, tylko żeby się upewnić, że obiecane pie-niądze będą, Edward zaczął wydzwaniać do różnych ludzi, których brał pod uwa-gę jako członków personelu Omni.Zanim wreszcie wsiedli do samochodu i ru-szyli na północ, było już dobrze po dziesiątej.Gdy Edward parkował przed stajnią w majątku Stewartów, czekał już tam naniego spory tłumek.Wszyscy zdążyli się ze sobą zapoznać, więc ta fatyga zostałamu oszczędzona.Machnął tylko na nich, żeby zgromadzili się przy zamkniętychna kłódkę przesuwnych drzwiach stajni.Był to długi parterowy kamienny budynek z nielicznymi oknami umieszczo-nymi wysoko pod okapem.Ponieważ teren w tym miejscu ostro opadał ku rzece,od tyłu budowla miała dwie kondygnacje.Kim wypróbowała kilka kluczy, zanim udało jej się znalezć ten, który otworzyłciężką kłódkę.Rozsunięto drzwi i wszyscy weszli do wnętrza, które od frontu byłoparterem, a od tyłu piętrem.Było to przestronne, nie podzielone pomieszczenie o łukowatym sklepieniu.Na tylnej ścianie znajdowały się liczne zasłonięte żaluzjami okienka.W jednymkońcu piętrzyło się siano. Przynajmniej rozbiórka nie będzie skomplikowana  stwierdził George. Idealne  zachwycił się Edward. Właśnie tak sobie wyobrażam labo-ratorium: wielka przestrzeń, w której wszyscy się widzą.Na niższy poziom prowadziły dębowe, z grubsza tylko oheblowane schodypozbijane kołkami.Na dole zobaczyli długi korytarz z boksami po prawej i po-mieszczeniami ze sprzętem po lewej stronie.152 Kim snuła się za nimi i przysłuchiwała się planom raptownego przekształceniatej szopy w supernowoczesne laboratorium biologiczno-farmakologiczne.Na dolemiała się znalezć zwierzętarnia dla małp, myszy, szczurów i królików doświad-czalnych.Miały tam też być pomieszczenia z inkubatorami do hodowli tkanko-wych i bakteryjnych oraz urządzenia kontroli bezpieczeństwa.I wreszcie specjal-nie izolowane pokoje do badań rezonansu magnetycznego i krystalograficznych.Wielką wspólną przestrzeń na górze zajmie właściwe laboratorium oraz spe-cjalnie chronione, klimatyzowane pomieszczenie dla wielkiego komputera.Każdestanowisko będzie miało własny terminal.Do zasilania wszystkich tych urządzeńelektronicznych zostanie stworzona potężna sieć elektryczna. No dobrze, to tyle  powiedział Edward, kiedy skończyli zwiedzanie.Od-wrócił się do przedsiębiorcy budowlanego i architekta. Widzą panowie jakieśproblemy? Raczej nie  powiedział Mark. Budynek jest solidny.Ale proponował-bym dorobić wejście i recepcję. Nie będziemy tu przyjmować wielu gości  odparł Edward. Ale zgoda,rozumiem.Proszę to zaprojektować.Co jeszcze? Nie przypuszczam, żebyśmy mieli kłopoty ze zdobyciem zezwoleń  rzekłGeorge. Pod warunkiem, że nie będziemy wspominać o zwierzętach  zastrzegłMark. Radzę w ogóle nie poruszać tego tematu.To mogłoby spowodować pro-blemy, z których niełatwo byłoby się wyplątać. Będę niezmiernie rad mogąc zostawić takie kwestie ludziom doświadczo-nym  stwierdził Edward. Ja chcę po prostu wprowadzić w życie ten projekti chętnie skorzystam z panów umiejętności.Ażeby przyśpieszyć ukończenie prac,jestem skłonny dorzucić dziesięć procent premii za czas, materiały i robociznę.Na twarzach Marka i George a pojawiły się entuzjastyczne gorliwe uśmiechy. Kiedy możemy zacząć?  spytał Edward. Natychmiast  odpowiedzieli chórem. Mam nadzieję, że mój skromny projekt nie ucierpi na tym nowszym i więk-szym  włączyła się po raz pierwszy Kim. O to proszę się nie martwić  uspokoił ją George. Jeśli to w ogólebędzie miało jakiś wpływ, to korzystny.Zciągniemy tu dużą ekipę, fachowcówwszystkich specjalności.Jeśli do jakiejś drobnej robótki w pani domu okaże siępotrzebny hydraulik albo elektryk, to będziemy go mieli pod ręką.Gdy Edward, George, Mark i najrozmaitsi przedstawiciele firm dostarczają-cych sprzęt medyczny zasiedli do pracy nad szczegółami projektu, Kim wyszłana zewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •