[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak.Najpierw to, potem to, nastÄ™pnieowo.Znów mamy wiosnÄ™, zwykle robi siÄ™ gorÄ…co.Wszystko zmienia siÄ™ tak szybko. ZasnÄ…Å‚ zrÄ™koma pod gÅ‚owÄ….OddychaÅ‚ gÅ‚Ä™boko, a nad Å‚Ä…kÄ…wiaÅ‚ lekki poÅ‚udniowy wiatr.OdeszliÅ›my cichutko.ZabraÅ‚em swój toboÅ‚ek, alezostawiÅ‚em Blaskowi mój piÄ™kny hamak ze sznurka; taki maÅ‚y podarek. Wieczorem bÄ™dziemy w domku nad rzekÄ… oznajmiÅ‚ PÄ…czek, a KwiatekdodaÅ‚:  Jutro wrócisz do swoich. Nie  odrzekÅ‚em. Nie zamierzam tamwracać, ale chciaÅ‚bym dotrzećna wasz brzeg.StamtÄ…d pójdÄ™ szukać Drogi. SÄ…dziÅ‚em, że chcesz zostać Å›wiÄ™tym  wtrÄ…ciÅ‚PÄ…czek.96 MaÅ‚o wiem o Å›wiÄ™tych. DotarliÅ›my nadwÄ…ski strumyk. Postanowi-Å‚em opuÅ›cić rodzinne gniazdo i zamierzam siÄ™ tegotrzymać. Gdy wchodzi- liÅ›my do lasu, odwróciÅ‚em siÄ™ na moment.BlaskspaÅ‚ na trawiastej pochyÅ‚oÅ›ci.Ciekawe, czy jeszcze go zobaczÄ™.Ciekawe, czy kiedykolwiek go widziaÅ‚em.SIÓDMA FASETANastÄ™pnego ranka staÅ‚em na skrzyżowaniu Dróg.GasiÅ‚em ogieÅ„ podtrzymy-wany caÅ‚Ä… noc.Na poÅ‚udniu Droga ginęła w lesierozÅ›wietlonym promieniamisÅ‚oÅ„ca, na zachodzie wiodÅ‚a ku obszarompogrążonym jeszcze w mroku.Wysokonad gÅ‚owÄ… miaÅ‚em wÄ…skÄ… tablicÄ™ umieszczonÄ… wpoprzek ciemnego szlaku, wspar-tÄ… na przerdzewiaÅ‚ych kolumnach i koÅ‚yszÄ…cÄ… siÄ™ zÅ‚oskotem na silnym wietrze. WidniaÅ‚y na niej tajemnicze litery oraz dwie biaÅ‚enieco przybrudzone strzaÅ‚ki; jedna wskazywaÅ‚apoÅ‚udnie, a druga zachód.ZwinÄ…Å‚em skromny obózi ruszyÅ‚emna poÅ‚udnie.Pod koniec dnia znalazÅ‚em siÄ™ na skraju lasuwidzianego przedtem z oddali.Droga znikaÅ‚a wÅ›ród drzew, które wkroczyÅ‚y jużna DrogÄ™.RosÅ‚y na stromych pochyÅ‚oÅ›ciach, akrzaki schodziÅ‚y Å‚agodnie ku jezdni, gdziezakorzeniÅ‚y siÄ™ mÅ‚ode siewki oraz krzewy plennejak chwasty; ich korzenie drążyÅ‚y ciemnÄ…powierzchniÄ™, która pÄ™kaÅ‚a jak lód na wiosnÄ™.Zcienistych koron krople wody kapaÅ‚y na szarÄ…jezdniÄ™; gdy przyszÅ‚o mi brnąć przez strumieńżłobiÄ…cy w niej gÅ‚Ä™bokÄ… bruzdÄ™, ujrzaÅ‚em na dniekamyki pomieszane z okruchami Drogi.PrzypomniaÅ‚em sobie,co mówiÅ‚ Blask o rozbiciu wspaniaÅ‚ej kuli aniołów.Siedem dni wÄ™drowaÅ‚em przez las.Nic niewskazywaÅ‚o, by zaczynaÅ‚ rzednąćczy miaÅ‚ siÄ™ skoÅ„czyć.Przeciwnie, wciąż gÄ™stniaÅ‚,a drzewa byÅ‚y coraz starsze, choć nie tak stare jakDroga.ChÄ™tnie przebywaÅ‚em w tak wiekowejpuszczy.Towielka radość przemierzać DrogÄ™.Noc zmieniÅ‚amoje odczucia; z niepokojempomyÅ›laÅ‚em, że przed tysiÄ…cami lat zamiastpuszczy byÅ‚y tam domy lub miasta,a teraz jak okiem siÄ™gnąć widziaÅ‚o siÄ™ jedynieobojÄ™tne na wszystko stare drzewa oraz gÄ™stezaroÅ›la, po których biega tylko zwierzyna.Nicprócz Drogi nie byÅ‚o tu przeznaczone dlaczÅ‚owieka, lecz i jÄ… las wnet zawojuje.ZwiatÅ‚oogniska rozpa-lanego wieczorami odpychaÅ‚ociemność; posapujÄ…ce gdzieÅ› w mroku stworzenia trzymaÅ‚y siÄ™ od niego z daleka.BrzÄ™czaÅ‚ynieustannie rozmaite gatunki owadów.ZasypiaÅ‚em, lecz sen byÅ‚ pÅ‚ytki; budziÅ‚em siÄ™ iponownie zapadaÅ‚em w drzemkÄ™, która niewielesiÄ™ różniÅ‚a od czuwania.Buczenie leÅ›negorobactwa nie ustawaÅ‚o ani na chwilÄ™.MiaÅ‚em wrażenie, jakby puszcza mnie wchÅ‚onęła;zapomniaÅ‚em o istnieniuinnych krain.Nocami wciąż ogarniaÅ‚ mnie lÄ™k, aleuznaÅ‚em to za caÅ‚kiem natural-98ne.CaÅ‚ymi dniami szedÅ‚em, widzÄ…c jedyniedrzewa.PrzestaÅ‚em nawet mówić dosiebie (samotny prawdomówca wciąż ze sobÄ…rozmawia) i rozglÄ…daÅ‚em siÄ™, a laspatrzyÅ‚ na mnie.StaÅ‚em siÄ™ jego częściÄ…  do tegostopnia, że gdy przeszÅ‚a obok mnie para dużychstworzeÅ„, a jedno z nich podeszÅ‚o bliżej namiÄ™kkich Å‚apach, zamarÅ‚em w bezruchu, jak czyni drobna zwierzyna  czujny, a zarazem niezdolnycaÅ‚kiem oprzytomnieć, zerwać siÄ™ i umknąć zkrzykiem.Nieproszeni goÅ›cieodeszli.NastÄ™pnego ranka nie miaÅ‚em pewnoÅ›ci,czy naprawdÄ™ szli przez las.ZapaliÅ‚em niepewny,czy istotnie mam być wdziÄ™czny losowi, że mi siÄ™upiekÅ‚o.Las sprawiÅ‚, że poczuÅ‚em siÄ™ jedynymczÅ‚owiekiem na Å›wiecie; dopiero usÅ‚yszane naglegÅ‚osy i Å›piew uÅ›wiadomiÅ‚y mi, że poprzedniejnocy podeszÅ‚a do mnie ludzka istota.Ptaki odzywaÅ‚y siÄ™ zewszÄ…d; nawet promieniesÅ‚oÅ„ca zdawaÅ‚y siÄ™ dzwiÄ™czeć,rozÅ›wietlajÄ…c puszczÄ™.GÅ‚os czÅ‚owieka wyróżniasiÄ™ wÅ›ród leÅ›nych odgÅ‚osów.Dobrze pamiÄ™tamwÅ‚asne odczucia, lecz nie potrafiÄ™ wyjaÅ›nićsÅ‚owami, czemu skry-Å‚em siÄ™ przed ludzmi nadchodzÄ…cymi szlakiem,który niedawno przebyÅ‚em.Ob-serwowaÅ‚em wÄ™drowców zza paproci rosnÄ…cych gÄ™sto wzdÅ‚uż Drogi.Na szarejjezdni pojawiÅ‚ siÄ™ najpierw jeden czÅ‚owiek, potemdwu, a za nimi trzy ogromne kocury.WidywaÅ‚emjuż wczeÅ›niej podobne zwierzaki; w lesie żyÅ‚ypÅ‚ochliwe dzi-kusy, kilka domowych kotów Å‚owiÅ‚omyszy i krety w MaÅ‚ym Domostwie.Towa-rzysze podróży wÄ™drowców to zupeÅ‚nie innestworzenia.Nie chodzi jedynie o ich wielkość,chociaż, stojÄ…c na tylnych Å‚apach, dorównujÄ…wzrostem czÅ‚owiekowi;intrygujÄ…cy jest chód tych kotów stÄ…pajÄ…cychmiÄ™kko i pewnie oraz ich Å›wietliste oczy i czujnespojrzenie.SÅ‚yszaÅ‚em wczeÅ›niej o takim kocie;przyszedÅ‚ z OliviÄ… do MaÅ‚ego Domostwa.ZwierzÄ™ta wyczuÅ‚y obecność intruza; bezpoÅ›piechu ruszyÅ‚y w mojÄ… stronÄ™.PoczÄ…tkowo czuÅ‚em lÄ™k, ale nie byÅ‚o siÄ™ czego bać;koty byÅ‚y po prostu ciekawskie.Wkrótce na jezdni pojawiÅ‚a siÄ™ grupa Å›piewaków.ByÅ‚o ich okoÅ‚odziesiÄ™ciu; nosili czarne szaty, a twarze ocieniaÅ‚yim szerokie czarne kapelusze.Gdy pojÄ™li, żekocury znalazÅ‚y coÅ› wÅ›ród paproci, Å›piew ucichÅ‚,a ludzie równie ciekawscy, jak ich zwierzÄ™ta,ruszyli w mojÄ… stronÄ™.WstaÅ‚em i wyszedÅ‚em naDrogÄ™.Zdumienie wÄ™drowców przewyższaÅ‚omoje, bo sam ich szukaÅ‚em; dziwne byÅ‚o jedynieto, żetak szybko siÄ™ na nich natknÄ…Å‚em.Kiedy mnie obstÄ…pili, uÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ napowitanie. To chÅ‚opak ze starego gniazda  stwierdziÅ‚jeden. Jak znalazÅ‚eÅ› naszÄ… bazÄ™?  rzuciÅ‚ inny. Nie wiem, o czym mówisz. Czego od nas chcesz? Po co tu przylazÅ‚eÅ›? Niecierpliwy ton i wrogość w ich gÅ‚osachutrudniaÅ‚y rozmowÄ™.ZajÄ…knÄ…Å‚emsiÄ™ i umilkÅ‚em.Wysoki, smukÅ‚y mężczyzna, któryodezwaÅ‚ siÄ™ pierwszy, podszedÅ‚bliżej i chwyciÅ‚ mnie z caÅ‚ej siÅ‚y za ramiona.Spojrzenie miaÅ‚ nieprzyjazne.99 Kim jesteÅ›?  wypytywaÅ‚ cicho i natarczywie. Szpiegiem? Handla-rzem? Nie bÄ™dziemy niczego kupować.ZledziÅ‚eÅ›nas aż do tego miejsca? Maszwspólników ukrytych w lesie? PrzyszedÅ‚em tu, bo.bo was szukaÅ‚em.PochylaÅ‚y siÄ™ nade mnÄ… zagad-kowe twarze niemożliwe do rozszyfrowania. WMaÅ‚ym Domostwie inaczej witamy goÅ›ci.Wcale was nie Å›ledziÅ‚em.Tonieprawda, jakobym miaÅ‚ zÅ‚e zamiary.Jestem sam.ZupeÅ‚nie sam. Dziwnie siÄ™ czuÅ‚em,gdy znieruchomieli, by z po-nurymi minami rozważyć te sÅ‚owa; posÅ‚użyÅ‚em siÄ™,rzecz jasna, prawdziwÄ… mowÄ….UderzyÅ‚o mnie nagle, że nikt z wÄ™drowców nieprzemówiÅ‚ do mnie w ten sposób.Może i Jednodniówka zatraciÅ‚a posiadanÄ… dawniejumiejÄ™tność; przekonam siÄ™,o ile jÄ… znajdÄ™.MógÅ‚bym przejść jeszcze setki mili nie spotkaÅ‚bym prawdomów-cy.CoÅ› mnieÅ›cisnęło za gardÅ‚o; oblaÅ‚em siÄ™ potem, choć ranekbyÅ‚ chÅ‚odny. Wy mieszkaÅ„cy dawnego gniazda, jesteÅ›ciebardzo ostrożni [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •