[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sklepie zagad-nij jeszcze sprzedawcę, przymierz kilka dalszych kapeluszy i po następnych pię-ciu minutach wyjdz.Na tyłach zakładu, po lewej stronie, na zboczu wzgórzaznajdziesz pub.Tam będę czekał.Rachel poradziła sobie znakomicie.Ponarzekała sprzedawcy, że nie ma zbyt-niej ochoty brać udziału w tym polowaniu i łazić po ośnieżonych pastwiskach.Kilkakrotnie powtarzała, że ma nadzieję na stopnienie śniegu, zanim będzie mu-siała wyjechać i wracać do Stanów.Nie omieszkała też podkreślić, że bardzo jejsię tu podoba i uważa tutejszych mieszkańców za nadzwyczaj życzliwych.Młodysklepikarz zdejmował z półek coraz to inne kapelusze myśliwskie w podanymprzez nią rozmiarze, aż w kącie magazynu utworzyła się sterta pootwieranychpudeł i rzuconego bezładnie papieru pakowego.Rachel nie znalazła jednak nicze-go, co by jej odpowiadało.Dokładnie po pięciu minutach wyszła z magazynu,powiedziała Guerneyowi, że jeśli mu się nudzi, to może zaczekać na zewnątrz, poczym spokojnie zaczęła przymierzać inne nakrycia głowy.Kiedy ona bawiła nazapleczu, on ukradł duży, składany nóż myśliwski i masywną procę, nałożył na197siebie i ukrył pod marynarką dwa grube swetry, a także wybrał dla Rachel wyso-kie buty skórzane, które postawił tuż przy drzwiach wejściowych.Było jeszcze dość wcześnie, toteż w pubie siedziało tylko troje gości.Jakieśmałżeństwo zajmowało stolik przy kominku, a barczysty farmer pił piwo przybarze.Guerney usiadł obok niego, na sąsiednim stołku.Rachel zjawiła się po pięciu minutach i spytała krótko:- W porządku?Skinął głową i przysunął jej szklankę piwa.Dziewczyna ze śmiechem opowie-działa o przymierzanych kapeluszach, on udawał, że słucha jej z uwagą.Także sięuśmiechnął, kiedy nadmieniła, że ten, który ewentualnie mogłaby kupić, zakrywałjej uszy; nawet pasował, ale zakrywał uszy.Inne albo spadały na oczy, albo zlesię układały.Wreszcie mruknął od niechcenia, że jeśli tak dalej pójdzie, to przedpowrotem do Stanów nie zdąży wziąć udziału w żadnym polowaniu, zważywszyna ostatnie opady śniegu.Ona zaś odparła, że i tak przydałby jej się nowy kape-lusz do jazdy konnej, bo ten, którego obecnie używa, liczy sobie parę lat i jest jużniezle sfatygowany.Z politowaniem pokiwał głową i zaproponował, że wpadnądo innego sklepu.Zamówił jeszcze dwa piwa, ale zgarniając monety z kontuarutak nieostrożnie potrącił napełnioną szklankę, że całe piwo wylało się na siedzą-cego obok farmera.Mężczyzna zaklął pod nosem i syknął do Guerneya, czy tennie mógłby, do jasnej cholery, bardziej uważać.Nie odpowiedział.Popchnął pu-stą szklankę w kierunku barmana i poprosił o jej ponowne napełnienie.- Mówię do ciebie, ty łachudro- Przecież słyszę - odparł spokojnie Guerney.- W mordę! Zalałeś mi piwem całe ubranie.- Widzę.Barman stał jak skamieniały z pustą szklanką w dłoni i spoglądał na nichuważnie, przenosił szybko wzrok z jednego na drugiego.Farmer chwycił obcego za ramię, obrócił twarzą do siebie i podetknął mu podnos zalany rękaw kurtki.- Tylko popatrz, idioto! Jestem cały mokry.Guerney zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów, po czym odwrócił się zpowrotem do barmana.- Nic się nie stało - oznajmił.- Zaraz wyschnie.- Gówno, a nie wyschnie! Patrz na mnie!198Farmer ponownie chwycił go za rękę i obrócił twarzą do siebie.Guerney pochylił się i z półobrotu wymierzył tamtemu trzy szybkie ciosy wsplot słoneczny.Mężczyzna rozdziawił gębę, oczy mu się rozszerzyły, a z gardławydobyło dziwne charczenie.Bez słowa podniósł się ze stołka i usiadł na krześleprzy najbliższym stoliku.Otwierał spazmatycznie usta, jakby chciał coś powie-dzieć, lecz tylko rzęził i ze świstem wciągał powietrze, chociaż wcale go nie wy-puszczał.Guerney wziął Rachel pod rękę i wyprowadził ją z lokalu.Dotarli do głównejulicy miasteczka, skręcili w prawo i przyspieszyli kroku, kierując się w stronęrynku.Dziewczyna musiała prawie biec, żeby dotrzymać mu kroku.Wypchanatorba z zakupami obijała jej biodro.Wspięli się na szczyt wzgórza Dunster Steep idotarli do krańca miasteczka.Po obu stronach drogi ciągnęły się pola.- Po co to całe przedstawienie? - zapytała.- Na użytek policji?- Nie.Gliniarze jedynie odstawią samochód właścicielowi i spiszą protokół zzajścia w barze.Nie podejrzewam też, aby natychmiast spostrzeżono brak rzeczy,które ukradłem ze sklepu.A gdyby nawet tak się stało, wezmą nas za parę dziwa-ków o lepkich łapach, z których jedno w dodatku jest dość porywcze.Takie rze-czy się zdarzają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]