[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.OpowiedziaÅ‚ mi dużo o swoim życiu,bardzo smutnym życiu.Zygmunt urodziÅ‚ siÄ™ i wychowaÅ‚ w Poznaniu, ojciec jego byÅ‚ robotnikiem -w domu byÅ‚o jeszcze trzech braci i dwie siostry.ChÅ‚opiec skooczyÅ‚ szkoÅ‚Ä™ powszechnÄ…, a potempracowaÅ‚ w cyrku.- Jak to w cyrku? - dziwiÅ‚am siÄ™.Jeszcze nigdy w życiu nie spotkaÅ‚am siÄ™z czÅ‚owiekiem cyrku.Och, cyrk bardzo lubiÅ‚am.PamiÄ™tam, wystÄ™powali trzej bracia, ulubieocy Paryża.Bardzo siÄ™ Å›miaÅ‚am, byli przezabawni, a przy tym bardzo inteligentni.OkrÄ…gÅ‚a arena wysypanapiaskiem - wspaniaÅ‚a galeria - reflektory.Dyrektor cyrku w czarnym fraku z cylindrem.A potemtryumfalne entrée przepiÄ™knej woltyżerki i szeÅ›d cudownych koni, koni o krótko strzyżonych ogonach,o grzywach frymuÅ›nie zaczesanych.Boże mój! Woltyżerka w cielistych trykotach nosiÅ‚a biaÅ‚Ä…odstajÄ…cÄ… spódniczkÄ™, zupeÅ‚nie jak na obrazach Degasa.A ten zapach.mocny odurzajÄ…cy zapachkoni, zapach strużyn, potu i perfum.Clowni, woltyżerki, treserzy - niedzwiedz, który obchodziÅ‚arenÄ…, niosÄ…c dwa kubÅ‚y wody.Najbardziej przejÄ…Å‚ mnie widok klatki z lwami wjeżdżajÄ…cej na koÅ‚ach,z których jeden zupeÅ‚nie niedwuznacznie spojrzaÅ‚ na mnie i zÅ‚owrogo zamruczaÅ‚.ZÅ‚apaÅ‚am Augusta za ramiÄ…. - BÅ‚agam ciÄ™, uciekajmy, on wyraznie spojrzaÅ‚ na mnie.bÅ‚agam ciÄ™, ja mu siÄ™ nie podobam.- Tylko sobie nie wmawiaj, że ciÄ™ zauważyÅ‚! Siedz cicho, nie przeszkadzaj.Na arenÄ™ wbiegÅ‚ mÅ‚ody czÅ‚owiek w bÅ‚Ä™kitnym mundurze, zÅ‚ote szamerunki na piersiach, epoletyzakooczone frÄ™dzelkami, dwa rzÄ™dy zÅ‚otych guzików i szpicruta w rÄ™ku.podszedÅ‚ do klatki i odsunąłżelazne drzwi.Na jego skinienie lwy wychodziÅ‚y powoli jeden za drugim.- Guciu, Guciu - skamlaÅ‚am - bÅ‚agam ciÄ™, wyjdzmy już, bÅ‚agam ciÄ™.Rzezbiarz spojrzaÅ‚ na mnie zÅ‚ym okiem.- NÄ™dzny tchórz! Jak ci nie wstyd?- Och, Boże! wstyd mi - okropnie mi wstyd - ale jeszcze okropniej siÄ™ bojÄ™.Tamten - o, ten czwartyz kolei, bardzo mnie nie lubi.- Tylko sobie nie wmawiaj.Mania wielkoÅ›ci - on ciÄ™ wcale nie dostrzega - jesteÅ› dla niego czÄ…stkÄ… tejhoÅ‚oty, na którÄ… musi codziennie patrzed i którÄ… gardzi.Lwy siadaÅ‚y na prostokÄ…tnych, zbitych z desek, wielkich pudÅ‚ach.Reflektor z boku rzucaÅ‚ Å›wiatÅ‚a.Zieleo przechodziÅ‚a w bÅ‚Ä™kit, czerwieo w fiolet, a potem wszystko zaczęło siÄ™ mieszad i mienid zÅ‚otemi purpurÄ….Ten wieczór w cyrku zostawiÅ‚ we mnie wspomnienie czegoÅ› z pogranicza bajki.A tuZygmunt, mizerny, wygÅ‚odzony Zygmunt, z podrzÄ™dnej pakowni biednego pisma emigracji polskiejnależaÅ‚ w jakiÅ› sposób do Å›wiata bajki.- Zygmunt! A coÅ› ty robiÅ‚ w tym cyrku?Zygmunt postawiÅ‚ czajnik na okrÄ…gÅ‚ej fajerce, jedynej fajerce nÄ™dznej  kozy , uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™i pierwszy raz spostrzegÅ‚am, jak bardzo jest mizerny i blady.WÅ‚osy mu siÄ™ mierzwiÅ‚y na czubku gÅ‚owy,a rzÄ™sy, niebywale gÄ™ste i dÅ‚ugie, rzucaÅ‚y ciemny cieo na policzki.- AkrobatÄ… byÅ‚em, skoczkiem, na linie chodziÅ‚em, z trapezu skakaÅ‚em.Co tu gadad i opowiadad.byÅ‚onie byÅ‚o - skooczyÅ‚o siÄ™ i trzeba od poczÄ…tku zaczynad.Niech pani idzie już do roboty, bo jak Cmela lubMiklaszewski zajrzÄ…, to bÄ™dzie wiÄ™ksza draka.PodziÄ™kowaÅ‚am mu raz jeszcze za torebkÄ™ i wróciÅ‚am naswoje miejsce czekajÄ…c kooca pracy.PobiegÅ‚am do metra.Kisling nie nadchodziÅ‚ - siedziaÅ‚am mniej wiÄ™cej poÅ›rodku, w pierwszym rzÄ™dzie stolików najdalejwysuniÄ™tych w stronÄ™ jezdni, powoli popijaÅ‚am kawÄ™, niespokojnie popatrujÄ…c w stronÄ™przechodniów.- A jeÅ›li zapomniaÅ‚? A jeÅ›li wypadÅ‚o mu coÅ› pilnego?- Eh bien! Przepraszam, jeÅ›li siÄ™ spózniÅ‚em.Jest.jest, miÅ‚y kochany Kisling! Nie zapomniaÅ‚.PojechaliÅ›my jego autem na rue Norrent.Tuż za namiwznosiÅ‚a siÄ™ nawa biaÅ‚ego koÅ›cioÅ‚a Sacré-Coeur.PodeszliÅ›my do żelaznej balustrady - u nógrozpoÅ›cieraÅ‚ siÄ™ daleko i szeroko Paryż.ZatykaÅ‚ ogrom tego miasta, olÅ›niewaÅ‚o niebieskie morzenieba, srebrzyÅ›cie wiÅ‚a siÄ™ wstÄ™ga Sekwany.SÅ‚ooce Å‚agodnie, niedostrzegalnie, powoli, przesuwaÅ‚o siÄ™ku dalekiemu jeszcze zachodowi. Kisling dotknÄ…Å‚ mego ramienia.- No, widzÄ™, że ci siÄ™ tu podoba, ale ja jestem gÅ‚odny, psiakrew, stabilizacja to poczÄ…tek upadku.WKrakowie nie miaÅ‚em takich nÄ™dznych, mieszczaoskich przyzwyczajeo.Zbliża siÄ™ siódma, a mojanÄ™dzna jazo - jak mówiÅ‚ Przybyszewski - domaga siÄ™ wielkim gÅ‚osem obiadu.Chodz!PrÄ™dko wÅ‚ożyÅ‚am moje sto razy prane rÄ™kawiczki i z minÄ… jakbym od urodzenia nie jadaÅ‚a w innychrestauracjach, weszÅ‚am z Kislingiem do sali lÅ›niÄ…cej od bieli, kryształów i sreber.To byÅ‚a naprawdÄ™bardzo elegancka restauracja - chyba tylko bardzo, ale to bardzo bogaci ludzie mogli tam jadadobiady.Od progu powitaÅ‚ nas wytworny pan w biaÅ‚ym gorsie z czarnÄ… muszkÄ…, bardzo gorliwie poczÄ…Å‚szukad wygodnego dla nas miejsca, ale Kisling powiedziaÅ‚, że chcemy jeÅ›d na tarasie.PrzeszliÅ›mywzdÅ‚uż salÄ™, żeby dostad siÄ™ na kryty szkÅ‚em taras.Taras byÅ‚ wÅ‚aÅ›ciwie dalszym ciÄ…giem salirestauracyjnej, a jednoczeÅ›nie królestwem paproci, olbrzymich paproci, rosnÄ…cych w zielonychskrzyniach.Wreszcie przy stoliku pod szklanÄ… szybÄ… okna znalezliÅ›my miejsca.W dole, tak samo jak przy żelaznej balustradzie pod koÅ›cioÅ‚em Sacré-Coeur, widad byÅ‚o caÅ‚Ä…panoramÄ™ Paryża.Kisling rozmawiaÅ‚ z gospodarzem (maître de la maison).Tak intensywnie rozważaÅ‚menu majÄ…cego nastÄ…pid obiadu, że utworzyÅ‚a mu siÄ™ zmarszczka miÄ™dzy brwiami.- Co teraz zjemy? Trzeba siÄ™ zastanowid.- Znowu gospodarz zaszeptaÅ‚ mu coÅ› do ucha.Znowu Kislingzmrużywszy oczy rozważaÅ‚, w koocu rzekÅ‚: - Na pierwsze zjemy sobie dobrÄ… langustÄ™ z majonezem -na drugie może byd, jak mnie zapewniÅ‚ maître, mÅ‚oda tÅ‚uÅ›ciutka kaczka.Bella, lubisz kaczki?- Ubóstwiam - odpowiedziaÅ‚am krótko.- No to niech bÄ™dzie kaczka z zielonym groszkiem i frytkami.saÅ‚atka z chicorée52 a potem.cóżpotem? Dobra melba, czarna kawa z kieliszkiem armagnacu.SÅ‚uchajÄ…c tego staraÅ‚am siÄ™ przybrad odpowiednio nonszalancki wyraz twarzy.MyÅ›laÅ‚amrównoczeÅ›nie o Wandzinych tÄ™sknotach do zupy fasolowej, o moim nieszczÄ™snym wystÄ™pieÅ›piewaczym na avenue Clichy, o Wandzie siedzÄ…cej w tym okropnym hotelu na rue de Lappe.OtworzyÅ‚am torebkÄ™, szukajÄ…c niby to szminki do ust, jednoczeÅ›nie tak manipulujÄ…c, aby papierowÄ…torebkÄ™, danÄ… mi przez Zygmunta, poÅ‚ożyd tuż obok.Kisling zatarÅ‚ rÄ™ce.- Wiesz, cieszÄ™ siÄ™, że jestem pierwszym, z kim zjesz dobrÄ… kolacjÄ… na Montmartrze.Hm! DziewiczoÅ›dwrażeo, hm [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •