[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I bez nich można być wielkorządcą.Znajomość praw i obyczajów kraju, w którym ma się zarządzać, zastąpi przyboczna kancelarya - a co się tyczy tej ręki opiekuńczej, wskazującej omyłki i zboczenia od systemu - o takim zbytku, o takich dziwnych rzeczach rosyjscy wielkorządcy nawet nie słyszeli i nie mają pojęcia, że to może być gdziekolwiek.(.).Toteż biedną Polskę.trzęsie chroniczna febra powstań: na kształt nieuleczalnej choroby.Wyrzeczenie się aspiracji niepodległościowych byłoby błędem.Liczni publicyści zwykli obliczać tylko koszty powstań, liczby poległych w bitwach i zesłanych, kontrybucje i konfiskaty sugerując, że bez tych "rzucań się" naród przeżywałby spokojny, zdrowy rozwój wewnętrzny.Zapominają, że wyrzeczenie się aspiracji niepodległościowych wcale nie zapewniało autentycznej ochrony przed śmiercią na polach bitew.Przeciwnie, ciągle wówczas pozostawał model wiernej służby w roli "Bartków Zwycięzców", kornie walczących w armiach zaborów przeciw buntującym się narodom: Węgrom i Włochom, Finom i narodom kaukaskim etc.względnie usłużnie tłumiących rewolucje na Zachodzie, tak jak chciał już car Mikołaj I w 1830 r.Niewiele dziś pisze się o kosztach ponoszonych przez społeczeństwo polskie na skutek poboru rekrutów do armii carskiej, w której Polacy musieli służyć przy realizowaniu zaborczej imperialnej polityki.Dość przytoczyć dane z obszarów jednego tylko powiatu piotrkowskiego.Rada piotrkowska wykazała cyframi, że spośród 11 tysięcy rekrutów, wziętych z powiatu piotrkowskiego do wojska między 1833 a 1856 r., do Polski wróciło po latach z powrotem zaledwie 498 inwalidów-żebraków.Innych straciło polskie społeczeństwo bezpowrotnie.(Według słynnej syntezy Powstania Styczniowego pióra J.Grabca, wyd.Poznań, s.217.)Rezygnacja z aspiracji niepodległościowych i bierna akceptacja despotyzmu groziłyby tylko tym skuteczniejszym wynarodowieniem.Zrozumiał to dobrze również papież polskich pozytywistów Aleksander Świętochowski, pisząc w 1905 r.w 75.rocznicę Powstania Listopadowego, iż pomimo faktu, że powstania polskie nie miały szansy zwycięstwa, ale czyż można się dziwić, że: ciągle burzymy chlew, który nam budują rządy; czy jednak żyjąc spokojnie w tym chlewie możemy zachować naszą istotę? Po rozbiorach Polacy mieli do wyboru dwie drogi: albo wynaturzyć się, znikczemnieć, posłużyć za karm dla swych zaborców, albo nie bacząc na wszystkie straty, porażki, ruiny, ratować swoje życie ciągłym buntem przeciw gwałtom.(.) Być może, iż bez rewolucji w roku 1830 i 1863 naród nasz doskonale by się utuczył i ważyłby dużo, ale prawdopodobnie byłby dziś tylko spasionym wieprzem (.).(Czyż można się dziwić, że cenzor czujnie wyciął mi ten cytat w tekście, publikowanym w 1982 r.?!)Według ŚwiętochowskiegoNa przegraną walkę nie należy patrzeć tylko pod kątem rozmiarów represji, jakie wywołała.Według Świętochowskiego miała ona bowiem również i inne, nie tak łatwo dostrzegalna skutki - w natężonym drganiu strun uczuciowych narodu, we wzlocie duchów na szczyty bohaterstwa i ofiary, w kulcie czci dla męczenników, w oczyszczaniu się dusz mocnym ogniem niesamolubnego zapału, w idealizacji życia, celów i dążeń.Tego nie da najcieplejszy dom i najpełniejsza misa, a jeżeli chodzi nam o dobro i gust przyszłych pokoleń, to im chyba najmniej na tym zależeć będzie, ażeby przodkowie patrzyli z przeszłości i w przyszłość z tłustymi i rumianymi gębami (.).Można sobie wyobrazić, jak ten fragment wzburzył WRON-ich cenzorów o "tłustych i rumianych gębach", którzy go bez wahania wycięli.Tego typu teksty były blokowane w PRL-u, nie docierały do polskich czytelników.W rezultacie tego faktu przez dziesięciolecia kształtował się coraz bardziej jednostronny obraz polskich walk narodowych w świadomości coraz szerszych grup społeczeństwa.To wskazuje, jak wiele zaległości publikacyjnych trzeba nadrobić, i tym większą szkodę przynoszą w tej sytuacji wystąpienia publicystów nie znających całości polskich przemyśleń na temat dylematów XIX-wiecznej historii.Przeciw mierosławszczyźnieWystępowanie przeciw antypowstańczym egzorcyzmom nie może w żadnym razie oznaczać bezkrytycznej idealizacji historii naszych ruchów niepodległościowych, przymykania oczu na tak liczne błędy w toku przygotowywania powstań, ich organizacji i przebiegu.Jako naród zapłaciliśmy zbyt dużą cenę za jakże liczne przejawy bezsensownej spiskomanii, nie liczącej się z żadnymi realiami, a częstokroć prowadzonej tylko dla zaspokojenia własnych wygórowanych ambicji.Chorobliwym wprost przypadkiem w tym względzie były różne odmiany mierosławczyzny, czegoś, co określiłbym jako fatalną, piorunującą mieszanką żądzy władzy i demagogii, lekkomyślności i pieniactwa i co reprezentował przez całe życie nasz najszkodliwszy XIX-wieczny demagog-insurekcjonista Ludwik Mierosławski.Ileż szkód przyniosło akcentowane wciąż przez Mierosławskiego absolutyzowanie walki zbrojnej, natychmiastowego "prędkiego czynu" za wszelką cenę, idące w parze ze wzgardą dla pracy organicznej - "partactwa lada cyrkla, kotła czy pilnika".Zbyt często obok najwspanialszych objawów poświęcenia sprawie powstańczej, obok Konarskich, Bobrowskich czy Trauguttów spotykało się właśnie typy w stylu Mierosławskiego.Polacy jako "plemię"Widzenie słabości kolejnych konspiracji niepodległościowych i powstań narodowych w żadnym razie nie może uzasadniać prób skrajnego idealizowania drugiego nurtu działań narodowych, tj.różnych odmian pracy organicznej, absolutyzowania jej efektów, uważania jej za jedynie słuszną w każdej sytuacji.Zbyt często zapomina się, że ugoda nie wszędzie i nie zawsze była możliwa do realizacji.Wskazywano już nieraz, że zupełnie odmienne warunki trwałego kompromisu z zaborcą istniały w monarchii Habsburgów, gdzie nie było zdecydowanie liczebnie przeważającego i nad wszystkimi innymi panującego narodu niż w zaborze rosyjskim, gdzie wiodła prym doktryna, widząca w Polakach tylko plemię jednego "słowiańskiego" narodu.Stąd podzielane przez licznych wybitnych historyków opinie, iż możność kompromisu z caratem zawsze była w istocie tylko złudzeniem i mogła tylko prowadzić do zatarcia odrębności narodowej narodu polskiego i jego "przetrwania" wyłącznie jako regionalnej odrębności wielkoplemiennego imperium rosyjskiego.Z zafałszowaniami dziejów Polski jest jak z obcinaniem głów hydrze - ciągle pojawiają się nowe.W związku z tym muszę w swym cyklu cofnąć się znowu do wieków średnich.Na łamach "Polityki" z 5 sierpnia 2000 r.ukazało się bowiem jedno z najskrajniejszych zafałszowań - pióra głównego niemieckiego eksperta tego tygodnika, jednego z najbardziej zażartych germanofili, Adama Krzemińskiego.Przypomnijmy, że w 1995 r.Krzemiński wystąpił w "Polityce" (nr 46) z artykułem o sprawie przesiedleń Niemców z Polski po 1945 r., w którym próbował całkowicie zatrzeć różnice między ofiarami i katami, pisząc: Wypędzenia Polaków przez Niemców, Niemców przez Polaków, Polaków przez Rosjan, Ukraińców i Litwinów, nie mówiąc o masowej likwidacji Żydów przez hitlerowców i ich kolaborantów w całej Europie - nawet po 50 latach pozostawiły otwarte rany.Prawem psychologicznym jest, że każda ze stron uważa się przede wszystkim za ofiarę - tłumiąc w świadomości poczucie winy i wyrzuty sumienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •