[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wynoś się pan! Jeżeli szepcze z budki za ci-cho lub za głośno, posyłają go do diabła i grożą mu karą czy wydaleniem.Baron jest przed-miotem większości zakulisowych dowcipów i kalamburów.Można bez obawy ostrzyć na nimswój dowcip: na pewno nie odetnie się.Minęło już dwadzieścia lat, jak zaczęto go przezywać  baronem , ale przez dwadzieścia latani razu nie zaprotestował przeciw temu przezwisku. Można narzucić mu przepisanie roli i  nie zapłacić.Wszystko można! Kiedy nadepnąmu na nogę, uśmiecha się, przeprasza zażenowany.Spróbuj uderzyć go publicznie w po-marszczone policzki, a słowem honoru ręczę ci, czytelniku, że nie pójdzie ze skargą do sę-dziego.Oderwij kawałek podszewki od jego niezwykłego, gorąco przezeń ukochanego sur-duta, jak to zrobił niedawno jeune premier, a baron zacznie tylko mrugać oczkami i zaczer-wieni się.Taka jest potęga jego zahukania i pokory! Nikt go nie poważa.Dopóki żyje  tole-rują go, kiedy umrze  zapomną o nim natychmiast.%7łałosne stworzenie!A jednak były czasy, kiedy omal że nie został kolegą i bratem tych, których uwielbiał i ko-chał ponad życie.(Nie mógł nie kochać ludzi, którzy od czasu do czasu bywają Hamletami iFranciszkami Moorami!) Sam omal nie został aktorem i z pewnością zostałby nim, gdyby niepewien śmieszny drobiazg.Nie zbywało mu na talencie, nie brakło wytrwałości, na początkunawet nie brakło protekcji, ale zabrakło drobiazgu: odwagi.Wiecznie mu się zdawało, że one,te głowy, które wypełniają pięć pięter, cały parter i galerię, wybuchną śmiechem i zacznągwizdać, skoro tylko on ośmieli się ukazać na scenie.Bladł, czerwieniał i niemiał z przeraże-nia, kiedy proponowano mu debiut. Poczekam trochę  mówił.Czekał tak długo, aż się zestarzał, zrujnował i dzięki protekcji dostał się do suflerskiejbudki.Został suflerem, ale to nie byłoby złe: przynajmniej teraz już nie wyrzucą go z teatru za to,że nie ma biletu  jest na służbie.Siedzi przed pierwszym rzędem, widzi najlepiej i nie płaciza swoje miejsce ani kopiejki.To jest dobre.Jest szczęśliwy i zadowolony.Obowiązki swe wypełnia znakomicie.Przed przedstawieniem czyta sztukę po kilka razy,aby się nie omylić, a kiedy wybija pierwszy dzwonek, siedzi już w budce i przerzuca kartkiksiążeczki.Trudno jest znalezć w teatrze kogoś bardziej sumiennego.A jednak trzeba będzie usunąć go z teatru.W teatrze nie powinno się tolerować awantur, baron zaś od czasu do czasu wyczyniaokropne awantury.Urządza skandale.Kiedy na scenie grają wyjątkowo dobrze, odrywa oczy od swej książeczki i milknie.Bar-dzo często przerywa swój szept okrzykami:  Brawo! Zwietnie!  i pozwala sobie klaskaćwtedy, kiedy nie klaszcze publiczność.Raz nawet gwizdał, za co omal nie stracił posady.Spójrzcie na niego, kiedy tak siedzi w swej zasmrodzonej budzie i szepcze.Czerwienieje,blednie, gestykuluje, szepcze głośniej, niż należy, zacina się.Niekiedy słychać go nawet nakorytarzach, gdzie w szatniach ziewają bileterzy.Baron pozwala sobie nawet kląć w budce idawać rady aktorom. Prawą rękę do góry!  szepcze nieraz. Pan wypowiada płomienne słowa, a twarz jaklód! To nie dla pana rola! Taki młokos i taka rola! Gdyby pan widział w tej roli Ernesta Rossi!Po co ta szarża? O mój Boże! Wszystko zepsuł tą mieszczańską manierą!25 Szepcze podobne słowa zamiast czytać tekst z książki.Niepotrzebnie tolerują tego cudaka.Gdyby go wyrzucono, publiczność nie musiałaby być świadkiem skandalu, który się rozegrałw tych dniach.Z tym skandalem było tak:Dawano Hamleta.Teatr wypełniony.Szekspira słuchamy dziś równie chętnie, jak przed stulaty.Kiedy dają Szekspira, baron przeżywa stan największego podniecenia.Dużo pije, dużomówi i nieustannie pociera pięściami skronie.W głowie jego wre gorączkowa praca.Starczymózg podnieca wściekła zawiść, rozpacz, nienawiść, marzenia.Przecież to on powinien graćHamleta, chociaż Hamleta trudno skojarzyć z garbem i ze spirytusem, który zapomniał za-mknąć rekwizytor.On, a nie te nędzne pigmeje, co dziś grają lokajów, jutro stręczycieli, po-jutrze Hamleta! Czterdzieści już lat studiuje królewicza duńskiego, o którym marzą wszyscyprawdziwi aktorzy, a który uwieńczył laurem nie tylko skronie Szekspira.Czterdzieści już latstudiuje, cierpi, spala się w marzeniu.A śmierć nie za górami.Przyjdzie już wkrótce i nazawsze wyrwie go z teatru.Gdyby choć jeden jedyny raz w życiu uśmiechnęło się doń szczę-ście, gdyby mógł przejść przez scenę w królewskiej szacie brzegiem morza, pod skałami, naodludziu, któreJuż samo tamto miejsce bez żadnegoInnego wpływu budzi rozpaczliweUsposobienie w każdym, kto spostrzeżeMorze na tyle sążni tuż pod sobąI słyszy jego huk.10Jeśli nawet marzenia sprawiają, że człowiek niknie w oczach, to jakim ogniem spłonąłbyłysy baron, gdyby jego marzenie przybrało kształt rzeczywistości!Opisywanego wieczora z zawiści i gniewu gotów był pożreć cały świat.Rolę Hamleta po-wierzono chłopczynie o słabiutkim tenorku, a co najważniejsze  rudemu.Czyż Hamlet byłrudy?Baron siedział w swej budce jak na rozżarzonych węglach.Kiedy Hamleta nie było na sce-nie  baron był względnie spokojny, kiedy jednak zjawiał się na scenie rudowłosy tenorek,baron zaczynał się wiercić, ciskać, stękać.Szept jego podobny był bardziej do jęku aniżeliczytania.Ręce mu się trzęsły, strony plątały, stawiał lichtarze to bliżej, to dalej.Wpijał sięwzrokiem w Hamleta i przestawał szeptać.Pragnął namiętnie wyrwać z rudej głowy wszyst-kie włosy  co do jednego.Niechaj już raczej Hamlet będzie łysy niż rudy! Jak szarżować, toszarżować, do diaska!W drugim akcie już wcale nie szeptał, tylko chichotał złośliwie, klął, sykał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •