[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy byłam nastolatką, pojechaliśmy z ojcem i MPR za miasto.Jeden jedyny raz.- Nawet się nie waż mnie ukąsić.- Chciałabyś - warknęła.Limuzyna zatrzymała się, drzwi stanęły otworem, Shanara złapałamnie za łokieć i dosłownie wypchnęła z wozu.- Chodz. - A co to, nie cmentarz? - Stałyśmy przed wielkim domem nad jeziorem Minnetonka.Trzypiętrowy, ciemnozielony, z czterema białymi kolumnami.Jak nieudana wersja Tary.Zwiatła oczywiście zgaszono.- Myślałam, że twój szef lubuje się w stereotypach.%7ładnej odpowiedzi.Złapała mnie za łokieć i pociągnęła za sobą.Czułam, że bardzo, ale tobardzo chciała zrobić mi coś złego.Rozsądny człowiek skorzystałby ze sposobności, trzymał buzię na kłódkę i szukał okazji do ucieczki.- No więc jak, Shamciu, jesteś jego psem gończym czy co? Chcę Betsy, daj mi Betsy!Aport! Tak to działa? A może taka z ciebie gapa, że nie masz własnego życia i czepiasz sięjego fraka? Ej, uważaj na moje ciuchy! -Miałam na sobie beżowy kostium Anne Klein ibalerinki z zeszłorocznej kolekcji Helen Arpel; dobrze, że nie byłam bardziej wystrojona imiałam akurat takie buty.Nie chciałam, żeby dupki pomyślały, że się dla nich staram.Szłyśmy przez dom.Spowijała go ciemność, ale i tak dobrze widziałam.Zaprowadziłamnie (czy raczej zaciągnęła) pod dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do sali balowej.Czujnie spojrzałam w górę i z ulgą stwierdziłam, że pod sufitem nie ma dyskotekowejlustrzanej kuli.W sali znajdowało się około dwudziestu osób, wszyscy w czerni (też mi niespodzianka).Kobiety miały na ustach czerwoną szminkę w różnych odcieniach, a faceci byli wefrakach.Fuj! Fraki z wypożyczalni! Czy istnieje coś gorszego?- Och, Elizabeth.- Nostro podniósł się z (o rany!) tronu.Prawdziwego tronu stojącego zboku sali.I to obrzydliwego: pozłacanego, kiczowatego, błyszczącego, ze złotymwezgłowiem.Dobrze przynajmniej, że nie nosił korony.- Dziękuję, że ją sprowadziłaś,Shanaro.- Hau, hau, dobra suczka, dobra - mruknęłam pod nosem.Shanara zasyczała jak czajnik mojej matki i odpowiedziała:- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, panie. %7łachnęłam się.Shamcia posłała mi jadowite spojrzenie, które uparcie ignorowałam.- Słuchaj, czemu tu jestem? Czemu nasłałeś na mnie swoją sukę?- Ostatnio wyszłaś nieco za wcześnie - odparł gładko.Podszedł bliżej i po raz kolejnyuderzył mnie jego nijaki wygląd.W książkach zły wampir jest zawsze zabójczo przystojny(albo nieziemsko piękny, jeśli jest kobietą), ale staruszek Nostro wyglądał jak wrednymnich, taki co dręczy myszki, gdy pozośtali się modlą.- Cieszę się, że postanowiłaś do naswrócić.- Ale pieprzysz - odparłam.Rozległy się szmery i jęki, ale nikt nic nie powiedział ani się nie ruszył.Nostro uśmiechnął się z trudem, idąc beztrosko w moją stronę.- Teraz możemy dokończyć uroczystość i dołączysz do mego klanu.- Zatoczył łuk ręką,objął nim wszystkich w sali.- Bardzo chcą cię poznać.- Jasne, wyglądają, jakby zaraz mieli parsknąć śmiechem.Słuchaj, Nostro, wcale mi się tonie podoba.Nie chciałam tu wracać i dobrze o tym wiesz.Twoja niunia na posyłki mnie tuściągnęła.I nie mam zamiaru brać udziału w żadnej ceremonii.Lepiej daj mi spokój.I znowu westchnienia.Nostro rozglądał się powoli, jak kobra w poszukiwaniu nieostrożnejmyszy, ale nikt nie odwzajemnił jego spojrzenia, wszyscy wbili wzrok w ziemię.Poza mnąoczywiście.Zbyt głupia, żeby się bać.Albo zbyt wściekła.Nostro znów patrzył na mnie i znowu się uśmiechał.Zaskoczył mnie tym.Dopiero terazzauważyłam, że jego zrenice obwodziły czerwone tęczówki.I to było bardziej przerażające niż wielki dom, durny frak, idiotyczny tron i fałszywa uprzejmość.One tylkobudziły mój śmiech.To, nad czym nie panował - oczy - były naprawdę straszne.- Nalegam - powtórzył jedwabiście.- Oczekuję twego uczestnictwa w ceremonii i nieprzyjmę.- Słowo  nie" wykrzyczał, aż podskoczyłam, po czym mówił dalej, spokojnie: -Nie przyjmę odmowy i twoich konszachtów z Sinclairem.(Do zapamiętania: facet albo oszalał po śmierci, albo był świrem od początku).- Z Sinclairem? - Mało brakowało, a odetchnęłabym z ulgą, chociaż to nie w moim stylu.-Obawiasz się, że utrzymuję konszachty z tym draniem? Wyluzuj, szefie.Nie zbliżam siędo niego.Fuj!Nostro mrugał powoli, jak żaba.Tłusta, paskudna, zdechła ropucha.- Nie życzysz sobie przymierza ani z moim klanem, ani klanem Sinclaira?- Na Jowisza, chyba żeś załapał! - zawołałam z przesadną radością, licząc, że sięroześmieje, ale nie, cisza.Chrząknęłam i brnęłam dalej: - Nie, nie chcę przymierza zżadnym z was.Nie interesują mnie ceremonie, polityka ani to, że moi przyjaciele mająkłopoty, bo ktoś chce ze mną pogadać.Nie chcę tego.Bez urazy - dodałam, widząc, żepochmurnieje.- Oczywiście - odparł fałszywie.Naprawdę starałam się opanować ironię w głosie, gdy mówiłam:- Chcę po śmierci żyć tak, jak dawniej.- Rozejrzałam się po sali, żeby nawiązać kontaktwzrokowy z kimkolwiek.- Och, proszę was! - krzyknęłam.- Chyba nie ja jedna jestemtego zdania.Nie chcecie się spotykać ze znajomymi? Albo śmiertelnie nastraszyć byłego szefa? Pokazać rodzicom, że nie wąchaciekwiatków od spodu? Dlaczego musimy kisić się we własnym nieumarłym sosie?- Dla ochrony, dla.- Bzdura.Te wszystkie opowieści to nieprawda.Nadal mamy duszę.Dlaczego nie możemybyć sobą? Dlaczego nie zapalicie świateł, na Boga? Dlaczego wszyscy jesteście w czerni?Dlaczego wyglądacie jak statyści z kiepskiego horroru? Naprawdę, co z wami nie tak?Nostro wzdrygnął się przy Bogu, jak Shanara, ale pozostał niewzruszony przez mojątyradę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •