[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli ktoś był odpowiedzialny za śmierć tej dziewczynki, to jej matka - oświadczył.Dan nie chciał ciągnąć tej walki.Czuł się wypompowany jak stulatek, który przetańczył całą noc na swoim przyjęciu urodzinowym.- Powinieneś oskarżać jej cholerną matkę, nie mnie - ciągnął Mondale.Dan nie odpowiedział.- Przecież to jej matka spotykała się z Feliksem Dunbarem - nie ustępował Mondale.Wpatrując się w kapitana niczym w kupkę jakiejś szkodliwej, odrażającej substancji znalezionej na ulicy, Dan powiedział:- Chcesz mi wmówić, że Fran Lakey powinna wiedzieć, że Feliks jest niezrównoważony?- Jasne, cholera.- To był miły facet, według wszelkich kryteriów.- Odstrzelił jej głowę, do kurwy nędzy - warknął Mondale.- Miał własną firmę.Dobrze ubrany.Nie notowany.Regularnie chodził do kościoła.Wszystko świadczyło, że był normalnym, porządnym obywatelem.- Porządni obywatele nie rozwalają ludziom głów.Fran Lakey spotykała się z czubkiem, świrem, kompletnym nieudacznikiem.Jak słyszałem później, spotykała się z wieloma facetami i prawie każdy był świrem.To ona narażała życie córki, nie ja.Dan patrzył na Mondale’a z taką miną, jakby obserwował wyjątkowo obrzydliwego owada pełznącego po obrusie.- Twierdzisz, że powinna była przewidzieć przyszłość? Skąd miała wiedzieć, że jej facetowi odbiło, kiedy wreszcie z nim zerwała? Skąd miała wiedzieć, że przyjdzie do jej domu z bronią i będzie próbował zabić ją i jej córkę tylko dlatego, że nie chciała z nim pójść do kina? Gdyby potrafiła tak dobrze przepowiadać przyszłość, Ross, wysadziłaby z interesu wszystkie wróżki, Cyganki i media.Zdobyłaby sławę.- Naraziła na niebezpieczeństwo życie córki - upierał się Mondale.Dan pochylił się do przodu, zgarbił nad biurkiem i jeszcze bardziej zniżył głos.- Gdyby umiała przewidzieć przyszłość, wiedziałaby tamtej nocy, że nie warto dzwonić po gliny.Wiedziałaby, że ty odbierzesz telefon i że się zakrztusisz, i.- Nie zakrztusiłem się - zaprotestował Mondale.Zrobił krok w stronę biurka, ale ten gest stanowił pustą groźbę.- Coś.nadchodzi.Zafascynowany Earl wpatrywał się w radio.Laura spojrzała na drzwi, które wychodziły na patio i trawnik za domem.Były zamknięte na klucz.Podobnie okna.Zaciągnięte rolety.Jeśli coś nadchodziło, to skąd? I co to będzie, na litość boską, co to będzie?Radio powiedziało:- Uważaj.Potem:-.cię.Laura wpiła wzrok w otwarte drzwi do jadalni.Cokolwiek nadchodziło, może już było w domu.Może nadejdzie z salonu, przez jadalnię.Selektor częstotliwości zatrzymał się znowu i głos didżeja zadudnił w głośniku.Pospieszna paplanina miała tylko wypełnić kilka sekund przerwy pomiędzy dwiema piosenkami, lecz dla Laury posiadała niezamierzone złowieszcze znaczenie:- Lepiej się pilnujcie, moje rokendrolowe manczkiny, lepiej uważajcie, bo to jest dziwny świat, zimny i straszny świat, gdzie potwory wyłażą w nocy, a wy nie macie żadnej obrony poza waszym kuzynem Frankiem, czyli mną, więc jeśli nie zostawicie radia w spokoju, jeśli teraz zmienicie stację, to lepiej uważajcie, uważajcie na okropne zębate potwory, które mieszkają pod łóżkiem i nie boją się niczego, tylko głosu wujka Frankiego.Lepiej się pilnujcie!Earl położył jedną rękę na obudowie radia.Laura na wpół spodziewała się, że w plastiku otworzy się paszcza i odgryzie Earlowi palce.- Zimne - powiedział, kiedy gałka strojenia przekręciła się na następną stację.Laura potrząsnęła córką.- Skarbie, obudź się, wstań.Dziewczynka nie reagowała.Jedno wyraźne słowo dobiegło z radia, kiedy gałka strojenia znieruchomiała w środku wiadomości:-.morderstwo.Dan marzył, żeby czarodziejskim sposobem przenieść się z tego koszmarnego biura do delikatesów Saula, gdzie mógł zamówić wielką kanapkę reuben i wypić kilka butelek ciemnego becka.Jeśli nie do Saula, wystarczy mu Jack-in-the-Box.Jeśli nie tam, wolałby już siedzieć w domu i zmywać brudne naczynia zostawione w kuchni.Wszystko, byle nie konfrontacja z Rossem Mondale’em.Odgrzebywanie przeszłości było bezcelowe i przygnębiające.Ale posunęli się już za daleko, żeby zawrócić.Musieli przejść od początku przez całe zabójstwo Lakey, rozdrapać stare blizny, podważać strupy i sprawdzać, czy rana pod spodem się zagoiła.I oczywiście tylko marnowali czas i energię psychiczną, ponieważ obaj wiedzieli, że rana nie zagoiła się i nigdy nie zagoi.- Kiedy Dunbar postrzelił mnie na trawniku przed domem Lakeyów.- zaczai Dan.- Pewnie myślisz, że to też moja wina - wtrącił Mondale.- Nie - zaprzeczył Dan.- Nie powinienem był rzucać się na niego.Nie przypuszczałem, że użyje broni, i myliłem się.Ale kiedy mnie postrzelił, przez chwilę stał jak ogłuszony, oszołomiony tym, co zrobił, i wtedy był bezbronny.- Gówno prawda.Był bezbronny jak rozpędzony czołg.Dostał szału, kompletnie mu odbiło i miał największy cholerny pistolet.- Trzydziestkędwójkę - sprostował Dan.- Są większe pistolety.Każdy gliniarz może się nadziać na większy pistolet, zawsze i wszędzie.A on przez chwilę był bezbronny i miałeś mnóstwo czasu, żeby załatwić skurwysyna.- Wiesz, czego zawsze w tobie nie znosiłem, Haldane? Ignorując go, Dan ciągnął:- Ale ty uciekłeś.- Zawsze nie znosiłem tego twojego koszmarnego zadufania.- Gdyby Dunbar chciał, mógł mi wpakować następną kulę.Nikt by go nie powstrzymał, skoro zwiałeś za dom.- A ty w całym swoim cholernym życiu ani razu nie popełniłeś błędu.Obaj już prawie szeptali.- Ale zamiast tego zostawił mnie.- I nigdy się nie bałeś.-.i odstrzelił zamek w drzwiach frontowych.- Chcesz zgrywać bohatera, proszę bardzo.Ty i Audie Murphy.Ty i Jezus Chrystus.-.wszedł do środka i uderzył pistoletem Fran Lakey.- Nienawidzę cię.-.a potem kazał jej patrzeć.- Brzydzę się tobą.-.jak zabijał jedyną istotę na świecie, którą naprawdę kochała - dokończył Dan.Zachowywał się bezwzględnie, ale teraz nie mógł już przestać, dopóki wszystko nie zostało powiedziane.Żałował, że w ogóle zaczął, żałował, że odgrzebał przeszłość, ale skoro już zaczai, musiał skończyć.Ponieważ był jak Stary Marynarz z dawnego poematu.Ponieważ musiał oczyścić się z powracającego koszmaru.Ponieważ coś go pchało do mówienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •