[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umowa stoi?Dan udawał, że się namyśla.- Okay.- Umowa stoi? -Tak.Mondale zaśmiał się nerwowo.W jego śmiechu zadźwięczała fałszywa nuta.- Rozumiesz, co to znaczy, Haldane?- Co to znaczy?- Zawierasz taką umowę, wycofujesz oskarżenia przeciwko facetom, którzy podobno zamierzali popełnić morderstwo.więc jesteś tak samo brudny jak inni.- Nie taki brudny jak ty.Gdybym przez miesiąc pływał w ścieku i jadł wszystko, co tam znajdę, nie byłbym nawet w połowie taki brudny jak ty, Ross.Odwiesił słuchawkę.Wyeliminował jedno zagrożenie.Nikt nie wykorzysta policyjnej odznaki, żeby dobrać się do Melanie.Nadal ścigała ich armia wrogów, ale teraz została uszczuplona o jedną odmianę.A co najpiękniejsze, nie musiał nic oddać w zamian za rezygnację Mondale’a, nie musiał ani trochę ubrudzić sobie rąk, ponieważ nie zamierzał dotrzymać swojej części umowy.Nie poprosi Earla, żeby wycofał oskarżenie przeciwko Wexlershowi i Manuellowi.Przeciwnie, kiedy sprawa wreszcie się wyjaśni i Laura z Melanie będą mogły bezpiecznie pokazać się publicznie, Dan nakłoni je, żeby również zeznawały przeciwko dwóm detektywom, i dołoży własne zeznanie.Manuello i Wexlersh byli skończeni - a razem z nimi Ross Mondale.30Dwadzieścia pięć minut po północy Earla Bentona zwolniono ze szpitala.Widok pobitego ochroniarza wstrząsnął Laurą, nawet kiedy zmyto mu krew z twarzy.Z boku głowy lekarze wygolili mu fragment wielkości połowy dłoni i założyli siedem szwów na ranę, teraz zakrytą bandażem.Wargi miał sine i spuchnięte.Usta zniekształcone.Jedno oko podbite.Wyglądał jak po bliskim spotkaniu z ciężarówką.Jego wygląd zrobił wrażenie na Melanie.Oczy dziewczynki nabrały wyrazu.Widocznie wynurzyła się z transu, żeby przyjrzeć się lepiej Earlowi, jak ryba podpływa pod powierzchnię jeziora, żeby obejrzeć dziwne stworzenie stojące na brzegu.- Aach - powiedziała smutno.Wydawało się, że chciała powiedzieć Earlowi coś więcej, więc nachylił się do niej.Melanie dotknęła jedną ręką jego pokiereszowanej twarzy, powoli przeniosła wzrok z posiniaczonego podbródka na podbite oko i bandaż na głowie.Nerwowo przygryzła dolną wargę.Oczy jej zaszły łzami.Próbowała mówić, ale nie wydała żadnego dźwięku.- O co chodzi, Melanie? - zapytał Earl.Laura pochyliła się nad córką i objęła ją ramieniem.- Co chcesz mu powiedzieć, skarbie? Spróbuj po jednym słowie na raz.Mów powoli, bez pośpiechu.Potrafisz to powiedzieć.Dasz sobie radę, maleńka.Dan, lekarz, który opatrzył Earla, i młoda latynoska pielęgniarka patrzyli uważnie, wyczekująco.Zamglone od łez spojrzenie dziecka wędrowało po twarzy Earla, po ranach odniesionych w walce.Wreszcie Melanie wyjąkała:- Dla m-m-mnie.- Tak - powiedziała Laura.- Masz rację, maleńka.Earl walczył dla ciebie.Narażał życie dla ciebie.- Dla mnie - powtórzyła Melanie ze zdumieniem, jakby sam pomysł, że ktoś ją kocha i troszczy się o nią, stanowił dla niej całkowitą nowość.Podekscytowana tą szczeliną w autystycznej zbroi dziewczynki, w nadziei, że poszerzy pęknięcie albo nawet całkiem roztrzaska zbroję, Laura powiedziała:- Wszyscy walczymy o ciebie, skarbie.Chcemy ci pomóc.Pomożemy ci, jeśli nam pozwolisz.- Dla mnie - powtórzyła ponownie Melanie, ale nie odezwała się więcej.Chociaż Laura i Earl dalej zachęcali ją czułymi słowami, dziewczynka milczała.Łzy wyschły, ręce odsunęły się od twarzy Earla, do oczu powrócił nieobecny wyraz.Znużona, spuściła głowę.Laura była rozczarowana, ale nie zrozpaczona.Przecież dziewczynka wyraźnie chciała wyrwać się ze swego mrocznego prywatnego świata, a jeśli pragnęła tego dostatecznie mocno, prędzej czy później powróci do zdrowia.Lekarz z izby przyjęć zaproponował, że zatrzyma Earla na noc na obserwacji, lecz pomimo licznych obrażeń Earl odmówił.Chciał wrócić do bezpiecznego domu i złożyć zeznanie na policji, żeby wbić kilka gwoździ do dwuosobowej trumny Wexlersha i Manuella.Wszyscy przyjechali do szpitala samochodem Dana, ale teraz Dan nie chciał wracać do bezpiecznego domu.Wolał, żeby Laura i Melanie nie zbliżały się do żadnych glin, więc zadzwonił po taksówkę dla Earla.- Nie czekajcie ze mną - poprosił Earl.- Wy już możecie jechać.- Równie dobrze możemy zaczekać - sprzeciwił się Dan - bo i tak musimy obgadać parę spraw.Bez żadnego uzgadniania skupili się wokół Melanie, żeby ją osłonić.Stali tuż za frontowymi drzwiami centrum medycznego, skąd widzieli ulewny deszcz i miejsce, gdzie miała podjechać taksówka.Połowa świetlówek w holu była wygaszona, ponieważ dawno minęła pora odwiedzin, a druga połowa rzucała rozmazane smugi zimnego, nieprzyjaznego światła na rozległą posadzkę.Powietrze pachniało lekko różanym środkiem dezynfekującym.Poza ich czwórką pomieszczenie było puste.- Chcesz, żeby Paladyn przysłał kogoś tutaj, żeby mnie zastąpił? - zapytał Earl.- Nie - odparł Dan.- Tak właśnie myślałem.- Paladyn jest cholernie dobry - oświadczył Dan - i nigdy nie miałem powodu wątpić w ich uczciwość, i nadal nie mam.- Ale w tym konkretnym przypadku nie ufasz nikomu z Paladyna, tak samo jak nie ufasz nikomu z policji - dokończył Earl.- Poza tobą - wtrąciła Laura.- Wiemy, że możemy ci ufać, Earl.Gdyby nie ty, zginęłybyśmy obie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •