[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Brodzenie po pas w.- przerwał, a potem zwrócił się do Jacoba Simiona i Omara Diamonda: - Będziemy potrzebować wszystkich świętych, wizjonerów, a nawet psi, jakich tylko możecie znaleźć wśród Skitzów i Hebów.Czy będziemy mogli ich zatrudniać?- Myślę, że tak - odparł Diamond.Simion skinął głową.- Z cudowną bronią z Da Vinci Heights i zdolnościami świętych Hebów i Skitzów - rzekła Annette - będziemy mogli zamanifestować coś więcej niż opór.- Gdybyśmy znali pełne nazwiska najeźdźców, moglibyśmy sporządzić ich wykres numerologiczny, odkryć ich słabe punkty.Albo gdybyśmy mieli ich dokładne daty urodzenia.- odezwała się panna Hibbler.- Myślę - przerwała Annette - że broń Mansów plus zorganizowane siły Pare, w połączeniu z nadprzyrodzonymi mocami Hebów i Skitzów, będą bardziej użyteczne.- Dziękuję, że nie poświęciliście Gandhitown.- Jacob Simion patrzył z niemym podziwem na Gabriela Bainesa.Pierwszy raz od miesięcy, a nawet lat, Baines poczuł, że topnieją wszystkie jego fobie.Rozkoszował się uczuciem szczęścia, prawie euforii.Ktoś go lubił.Nawet jeżeli był to tylko Heb, znaczyło to dużo.Przypomniało mu to jego dzieciństwo.Czas, kiedy jeszcze nie był Pare.7Idąc po błotnistej, zaśmieconej głównej ulicy Gandhitown, doktor Mary Rittersdorf powiedziała:- Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam.Z klinicznego punktu widzenia to wszystko jest zwariowane.Ci wszyscy ludzie muszą być hebefrenikami.Strasznie, strasznie chorzy.Coś w jej duszy mówiło, że powinna opuścić to miejsce i nigdy tu nie wracać.Polecieć z powrotem na Terrę, ponownie podjąć pracę jako doradca w sprawach małżeńskich i zapomnieć, że kiedykolwiek tu była.I cały ten pomysł przeprowadzenia psychoterapii z tymi ludźmi.Wzdrygnęła się.Nawet chemoterapia czy też elektrowstrząsy nie odniosłyby tu większego efektu.To było ostatnie stadium choroby umysłowej - za późno, by coś zrobić.Stojący obok niej młody agent CIA, Dan Mageboom, odezwał się:- Więc twoja diagnoza brzmi: hebefrenia? Czy mogę złożyć oficjalny raport? - Ujął ją pod ramię, pomagając jej ominąć szczątki martwego zwierzęcia.W popołudniowym słońcu żebra sterczały jak zęby wielkiego pogiętego widelca.- Tak, to oczywiste - odparła Mary.- Widziałeś szczątki szczura porozrzucane po podłodze chaty? Rzygać mi się dosłownie chce.Teraz nikt nie żyje w ten sposób.Nawet w Indiach czy Chinach.To tak, jakbyś cofnął się w czasie cztery tysiące lat.Tak pewnie żył sinantropus czy neandertalczyk, tylko bez rdzewiejących ciągników.- Na statku zrobimy sobie drinka - powiedział Dan Mageboom.- Żaden drink mi nie pomoże.Wiesz, co mi przypomina to okropne miejsce? Straszne, stare, tandetne mieszkanie, do którego przeniósł się mój mąż, po tym jak się rozstaliśmy.Mageboom wzdrygnął się i nerwowo zamrugał.- Wiesz, że miałam męża - rzekła Mary.- Mówiłam ci.- Zastanawiała się, dlaczego zaskoczyła go jej uwaga.W drodze na Alfę otwarcie opowiadała mu o swoich problemach, znajdując w nim wiernego słuchacza.- Nie sądzę, aby to było odpowiednie porównanie - powiedział Mageboom.- Warunki tutaj panujące noszą znamiona grupowej psychozy; twój mąż nigdy nie żył w ten sposób, przecież nie miał żadnych zaburzeń umysłowych.- Skąd wiesz? - zapytała Mary, zatrzymując się gwałtownie.- Nigdy go nie spotkałeś.Chuck był, to znaczy jest, chory.Ma utajone objawy hebefrenii.Chuck zawsze uchylał się od odpowiedzialności socjoseksualnej.Opowiadałam ci o wszystkich moich wysiłkach, aby zaczął szukać pracy, która zagwarantowałaby mu godziwe wynagrodzenie.- Uświadomiła sobie, że przecież Mageboom sam był pracownikiem CIA, trudno więc było oczekiwać od niego jakiegokolwiek współczucia.Postanowiła zostawić ten temat.I bez roztrząsania problemów jej życia z Chuckiem było dostatecznie przygnębiająco.Po obu jej stronach, Hebowie, jak siebie wyjątkowo trafnie nazywali, biorąc pod uwagę rodzaj ich choroby, gapili się tępo i bezmyślnie szczerzyli zęby, nie zdradzając nawet specjalnego zaciekawienia.Drogę przecięła im biała koza.Mary i Dan Mageboom zatrzymali się przezornie; żadne z nich nie miało specjalnego doświadczenia w postępowaniu z kozami.Zwierzę minęło ich.„Przynajmniej - pomyślała Mary - ci ludzie są nieszkodliwi”.Hebefrenicy we wszystkich stadiach choroby pozbawieni byli zdolności wyładowywania agresji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]