[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafił odmówić i tylko skinął głową, idąc za panią Hardy do kuchni.W przypadku awarii transmisji satelitarnej, Hoppy Harrington, fokomelus i majster do wszystkiego z West Marin, popisywał się naśladowaniem Walta Dangerfielda, by rozbawić mieszkańców.Jak wszyscy wiedzieli, Walt Dangerfield był chory i często niedomagał.Tego wieczoru w trakcie występu Hoppy zobaczył, jak Kellerowie z córką wchodzą do hali Forresterów i zajmują miejsca z tyłu.Najwyższy czas, pomyślał, zadowolony z większej publiki.Naraz jednak ogarnęła go irytacja, dziewczynka mierzyła go badawczym spojrzeniem.Coś w jej wyglądzie sprawiło, że raptownie przerwał występ i w sali zapadła głucha cisza.- No dalej, Hoppy - zawołał Cas Stone.- Dawaj ten numer bliźniaków - krzyknęła pan Tallman.- Zaśpiewaj ich piosenkę, no wiesz.Hoppy zanucił kilka taktów, lecz zaraz urwał.- To by było tyle - oznajmił.W sali ponownie zapadła cisza.- Mój brat mówi - odezwała się córka Kellerów - że gdzieś tutaj jest pan Dangerfield.Hoppy wybuchnął śmiechem.- Tak, tak - rzucił w podnieceniu.- Czy przeczytał już kolejny epizod? - zapytała Edie Keller.- Czy źle się dzisiaj czuł?- O tak, jest właśnie w trakcie czytania - zapewnił ją Earl Colvig - ale my nie chcemy słuchać, mamy dosyć starego Walta.Wolimy oglądać sztuczki Hoppy'ego.Dzisiaj strasznie się wygłupiał, prawda, Hoppy?- Pokaż dziewczynce, jak z odległości przesuwasz monetę - zaproponowała June Raub.- Na pewno jej się spodoba.- Tak, zrób to jeszcze raz - poparł ją ze swego miejsca aptekarz.- To było dobre, chętnie popatrzymy jeszcze raz.- Z zapałem uniósł się z krzesła, zapominając, że za nim siedzą inni.- Mój brat - powtórzyła Edie - chce posłuchać czytania.Po to tu przyszedł.- Siedź cicho - powiedziała Bonny, jej matka.Brat, pomyślał Hoppy.Przecież ona nie ma żadnego brata.Bardzo go to rozbawiło, kilka osób z widowni uśmiechnęło się.- Twój brat? - zawołał, podjeżdżając fokomobilem bliżej dziecka.jm przeczytam dalszy ciąg, mogę być Philipem, Mildred i wszystkimi bohaterami, mogę być Dangerfieldem.Czasem w gruncie rzeczy nim jestem.Dziś również nim byłem i dlatego właśnie twój brat uważa, że Dangerfield przebywa w tej sali.Tak naprawdę to ja.- Rozejrzał się po zgromadzonych.Zgadza się? Czy to nie ja?- Ty, Hoppy - potwierdził Orion Stroud.Wszyscy kiwnęli głowami.- Ty nie masz brata, Edie - zwrócił się do dziecka Hoppy.- Dlaczego mówisz, że twój brat chce posłuchać czytania, skoro nie masz brata? Śmiał się do rozpuku.- Czy mógłbym go zobaczyć? Zamienić z nim parę słów? Niech przemówi do mnie, a wtedy ja.będę go naśladował.- To by dopiero była zabawa - zachichotał Cas Stone.- Chciałbym to usłyszeć - dorzucił Earl Colvig.- Niech tylko coś do mnie powie - zachęcił Hoppy.- Rozsiadł się wygodnie w swym pojeździe i czekał.- Czekam - rzekł z naciskiem.- Dosyć tego - powiedziała Bonny Keller.- Zostaw moje dziecko w spokoju.- Policzki poczerwieniały jej z gniewu.- Pochyl się w moim kierunku - rzekła Edie.- Odezwie się do ciebie.- Podobnie jak u matki, na jej twarzy malował się wyraz powagi.Hoppy spełnił jej prośbę i szyderczo przechylił głowę na bok.- Jak naprawdę naprawiłeś ten adapter? - zapytał głos, który zdawał się płynąć z jego wnętrza.- Jak to zrobiłeś?Hoppy wrzasnął.Wszyscy wpatrywali się w niego z osłupieniem, pobladli na twarzach widzowie zerwali się ze swoich miejsc.- Usłyszałem Jima Fergessona - powiedział Hoppy.- Człowieka, dla którego kiedyś pracowałem.On nie żyje.Dziewczynka popatrzyła na niego spokojnie.- Chcesz, żeby mój brat powiedział coś jeszcze? Powiedz, Bili, on chce usłyszeć więcej.- Wyglądało to tak, jakbyś go wyleczył - podjął głos w umyśle Hoppy'ego.- Tak jakby zamiast wymienić zepsutą sprężynę.Hoppy wprawił swój pojazd w ruch i niebawem znalazł się na odległym krańcu sali, z dala od dziecka Kellerów.Zdyszany, z walącym sercem popatrzył na dziewczynkę.Niewzruszenie odwzajemniła jego spojrzenie,- Przestraszył cię? - Dziewczynka uśmiechnęła się, lecz uśmiech był zimny i pusty.- Odpłacił ci za to, że mi dokuczałeś.Rozzłościłeś go.Masz za swoje.- Co się stało, Hop? - zapytał George Keller, podchodząc do Hoppy'ego.- Nic - odparł krótko tamten.- Posłuchamy teraz czytania.- Wysunąwszy odnóże, podkręcił radio.Macie, co chcecie, ty i twój brat, pomyślał.Od jak dawna ty tam siedzisz? Tylko siedem lat? Ja powiedziałbym raczej, że całą wieczność.Takjak gdybyś.istniał od zawsze.Przemówił do niego głos wiekowej, pomarszczonej istoty.Czegoś małego, twardego i dryfującego, o ustach przysłoniętych strzechą suchych włosów.Założę się, że to był Fergesson, rzekł w duchu Hoppy, to brzmiało zupełnie jak on.Ukrył się w środku, w ciele dziecka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]