[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dały się sły-szeć i oklaski, i sykania; ale zbyt silne było u tych ludzi poczucie własnej godności, aby mócpotępić nie wysłuchanego człowieka. Czy tylko nie mylisz się, Slackbridge? Niech on sam wejdzie na mównicę. Niech i on powie swoje.Takie głosy dawały się słyszeć.W końcu jakiś silny głos wrzasnął; Czy oskarżony jest tu? Jeśli jest, to ty, Slackbridge, zejdz; niech on sam mówi; mamysłuchać, to słuchajmy jego, a nie tylko ciebie, który zań się odzywasz.Jednomyślny okrzyk poparł to zdanie.Slackbridge, mówca, spojrzał złowieszczo dokoła i wiodąc poziomie prawą ręką ku lewe-mu ramieniu, jak to jest obyczajem mówców takich, gdy chcą uspokoić wzburzone morzetłumu, czekał, aż cisza się ustali. O, przyjaciele, towarzysze! zawołał podnosząc głowę z pogardą. Nie dziwię się, żewy, synowie pognębionej pracy, nie chcecie wierzyć, aby taki człowiek mógł się między wa-mi znajdować i istnieć.Ależ ten, który sprzedał prawa pierworodztwa za misę soczewicy,istniał przecie; ale Judasz Iskariota istniał także; ale i ten człowiek istnieje i jest między wa-mi!Po krótkim tumulcie około mównicy, człowiek, o którym była mowa, stał już obok mówcyi wobec całego zgromadzenia.Blady był i widać było wzruszenie na jego twarzy osobliwieusta je zdradzały; lecz stał spokojny, opierając brodę na lewym ręku, i czekał na posłuchanie.Znajdował się w tym zgromadzeniu i przewodniczący, aby kierować obradami: ten więc głoszabrał. Przyjaciele moi rzekł on z prawa mi należącego jako przewodniczącemu, proszę, abynasz przyjaciel, Slackbridge, który może zanadto się unosi, ustąpił miejsca temu oto Stefano-wi Blackpool, który pragnie przemówić do was.Wszyscy znacie Stefana Blackpoola.Znaciego od lat wielu z jego nieszczęść i z jego dobrej sławy.Przewodniczący szczerze uścisnął rękę Stefana i usiadł na swym miejscu.Slackbridge tak-że usiadł, ocierając zawsze z lewej ku prawej stronie nie inaczej czoło swoje z potu. Przyjaciele moi odezwał się Stefan wpośród głębokiej ciszy. Słyszałem, co o mniepowiedziano, i nie w mej sile zmienić to; lecz pragnąłem, abyście usłyszeli o mnie prawdę zust moich, a nie z innych, chociaż nigdy nie umiałem mówić publicznie bez zmieszania itrudności, jakby mi kto piasku w gębę nasypał.Slackbridge rzucił głową, jakby ją chciał zwalić ze swego karku, tak była przepełniona go-ryczą. Jestem jedynym ze wszystkich pracujących w fabryce Bounderby ego, który nie przystą-pił do postanowionego przez was prawa.Nie mogę iść z wami po tej drodze.Wątpię, aby towam wyszło na dobre; prędzej czego złego spodziewać się potrzeba.Slackbridge zaśmiał się, skrzyżował ręce i zmarszczył się pogardliwie.91 Ale nie to jedynie zmusza mnie do odstępstwa.Gdyby to jedno złe było, zniósłbym jerazem z wami.Ale ja mam swoją.rozumiecie.własną, moją własną biedę.która, widzi-cie, przeszkadza mi tak, nie tylko na teraz, ale na zawsze, na zawsze na całe życie.Slackbridge podskoczył i stanął przy Stefanie zgrzytając zębami i pieniąc się. O, przyjaciele moi! zawołał. Cóż innego ja wam mówiłem? O, moi towarzysze! Czyżnie uprzedzałem was o tym samym? I jak się wam wydaje to śmieszne postępowanie czło-wieka, na którym, jak wiadomo, tak strasznie ciąży nierówność praw.O, ludzie podeptanejpracy, pytam was, jak wygląda przekupiony człowiek, który zgadza się na swoją zgubę, nazgubę waszą, na zgubę dzieci waszych i wnuków?Trochę oklasków, trochę gwizdania i okrzyków: Hańba temu człowiekowi przywitały toodezwanie się mówcy; ogół jednak spokojny był i poważny.Ogół patrzył na utrudzone obli-cze Stefana, jeszcze rzewniejsze od czysto człowieczych wzruszeń, i dobrocią, wrodzoną tłu-mowi, wiedziony bardziej zdawał się cierpieć na tym sporze, niż oburzać się nim. On dzwoni na własne nabożeństwo rzekł Stefan. Jemu za to płacą i robi rzecz swoją.Niechże więc ją robi.Cóż go może obchodzić to, co ja musiałem przenieść, przecierpieć?Czyż on może dbać o to? I cóż jemu do tego? I co wam do tego? To rzecz moja a niczyja!W tych słowach była trafność, że nie powiemy godność, wzruszająca słuchaczy i skłania-jąca ich do większej jeszcze powagi i spokoju.Silny głos krzyknął znowu: Slackbridge, dajże temu człowiekowi mówić! Stul gębę na chwilę.A w zgromadzeniudziwna zapanowała cisza. Moi bracia i towarzysze pracy przemówił Stefan głosem cichym, ale wyraznym botym przecie jesteście dla mnie a nie dla tego delegata.Słowo tylko powiem; bo gdybym gadałdo świtu, nic więcej powiedzieć nie mógłbym.Wiem dobrze, co mnie czeka; wiem dobrze, żepostanowiliście nie znać człowieka, który w tej rzeczy z wami nie trzyma; wiem dobrze, żegdybym leżał umierający na drodze, to przeszlibyście obok mnie, pominąwszy jako obcego igorzej jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]