[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój mistrz musiał dostrzec, że ogarnął mnie zamęt, i przerwał świę-temu człekowi: Jesteś duchem żarliwym, Hubertynie, w miłości do Boga jak i w nienawiści dozła.Chciałem tylko powiedzieć, że mała jest różnica między żarem Serafinów a żaremLucyfera, rodzą się bowiem zawsze z największego rozpłomienienia woli. Och, różnica jest i znam ją! oznajmił natchniony Hubertyn. Chcesz powie-dzieć, że wolę dobra od woli zła oddziela mały krok, ponieważ chodzi o kierowaniejedną i tą samą wolą.To jest prawdziwe.Lecz różnica leży w przedmiocie, a przedmiotjest jasno widoczny.Tutaj Bóg, tam diabeł. Ja zaś boję się, że nie umiem już odróżnić, Hubertynie.Czyż to nie twoja Anielaz Foligno opowiadała o tamtym dniu, że w uniesieniu ducha spoczywała w grobowcuChrystusa? Czyż nie mówiła, jak to najpierw całowała Jego pierś i widziała Go leżącegoz zamkniętymi oczyma, a potem pocałowała Jego wargi i poczuła, że spomiędzy nichdobył się zapach niewypowiedzianej słodyczy, i po chwili położyła swoje lico na licuChrystusa, i Chrystus zbliżył swoją dłoń do jej lica, i przygarnął ją do siebie, i, tak samaopowiadała, jej rozradowanie sięgnęło wielkich wyżyn. Co to ma wspólnego z pędem zmysłów? zapytał Hubertyn. Było to przeży-cie mistyczne, zaś ciało było ciałem naszego Pana. Być może nazbyt przywykłem do Oksfordu, gdzie nawet przeżycie mistyczne byłoinnego rodzaju. Bez reszty w głowie uśmiechnął się Hubertyn.47 I w oczach.Bóg poznawany jako światło, w promieniach słońca, w obrazachodbitych w zwierciadłach, w rozlaniu barw po częściach uładzonej materii, w od-blasku dziennego światła na mokrych liściach.Czyż ta miłość nie jest bliższa miło-ści Franciszka chwalącego Boga w Jego stworzeniach, kwiatach, ziołach, wodzie, powie-trzu? Nie myślę, by w tego rodzaju miłości kryć się mogła jakaś pułapka.A nie podobami się miłość, która do rozmowy z Najwyższym przenosi dreszcze, jakie przeżywa sięw dotknięciu cielesnym. Bluznisz, Wilhelmie! To nie to samo.Niezgłębiona otchłań oddziela zachwyt sercamiłującego Jezusa Ukrzyżowanego od znieprawionego zachwytu pseudoapostołówz Montefalco. Nie byli pseudoapostołami, byli braćmi Wolnego Ducha, sam to powiedziałeś. A cóż za różnica? Nie wiedziałeś wszystkiego o tym procesie, ja sam nie śmiałemwłączyć między dokumenty niektórych wyznań, by ani na chwilę nie rzucić skraju dia-belskiego cienia na atmosferę świętości, jaką Klara wytworzyła w tamtym miejscu.Aleo pewnych rzeczach, Wilhelmie, o pewnych rzeczach wiedziałem! Gromadzili się nocąw piwnicy, brali nowo narodzone dzieciątko, rzucali nim do siebie, aż umarło od ude-rzeń.albo od czego innego.Kto zaś jako ostatni miał je w swoich dłoniach i w czyichrękach umarło, zostawał głową sekty.Zaś ciało dzieciątka rozdzierali i mieszali z mąką,by uczynić zeń bluzniercze hostie! Hubertynie rzekł stanowczo Wilhelm to wszystko powiedziane było wielewieków temu przez ormiańskich biskupów o sekcie paulicjan.I bogomiłów. I co z tego? Diabeł jest głupcem, trzyma się pewnego rytmu, kiedy zastawia pu-łapki i uwodzi, powtarza własne rytuały w odstępach tysięcy lat, sam zaś zawsze jestten sam i właśnie przez to poznaje się go jako nieprzyjaciela! Przysięgam ci, w dzieńWielkiej Nocy zapalali świece w noc i prowadzili dziewczątka do piwnicy.Potem gasiliświece i rzucali się na owe dziewczątka, nawet jeśli byli z nimi złączeni więzami krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]