[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby chodziÅ‚o o to, żeby siÄ™ naćpać albowypić coÅ› mocniejszego, to mógÅ‚bym zrozumiećten cyrk.Z impetem wchodzÄ™ z powrotem na górÄ™,przeklinajÄ…c Å›lizgajÄ…ce siÄ™ buty, a przy okazji teżAleksa, mi amá i KiarÄ™ oraz prawie każdego,kogo znam. JesteÅ› loco, chica  woÅ‚am, kiedy przechodzÄ™ponad skaÅ‚Ä… do jej miejsca odosobnienia.NaprawdÄ™ myÅ›laÅ‚aÅ›, że wlokÅ‚em siÄ™ tu za tobÄ…tylko po to, żeby zÅ‚apać kluczyki od twojegosamochodu i odjechać? Nie prosiÅ‚am, żebyÅ› za mnÄ… szedÅ‚. A miaÅ‚em wybór? Oboje mamy w-w-wolnÄ… wolÄ™. Tak, rzeczywiÅ›cie.Nie mam wolnej woli,odkÄ…d wsiadÅ‚em do samolotu lecÄ…cego do Kolorado.Siadam na ziemi twarzÄ… do niej.Kiara nieprzerywa robienia notatek.PrzyszliÅ›my turazem i zejdziemy na dół razem.Nie podoba misiÄ™ to, ale w tym momencie nie widzÄ™ innejopcji.Co jakiÅ› czas podnosi wzrok i Å‚apieutkwione w niej spojrzenie.Tak, jasne, że robiÄ™to po to, żeby jÄ… zdenerwować.Może za chwilÄ™wkurzy siÄ™ na tyle, żeby spakować manatki izejść na dół.Po piÄ™ciu minutach wiem, że moja taktyka siÄ™nie sprawdza.Pora jÄ… zmienić. Chcesz siÄ™ caÅ‚ować? Z kim?  pyta, nie podnoszÄ…c nawet wzroku. Ze mnÄ….Podnosi gÅ‚owÄ™ znad książki i rzuca mi szybkiespojrzenie. Nie, dziÄ™ki  mówi i wraca do przerwanejpracy.Co to za pierdolone gierki! Bo przecież pogrywa sobie ze mnÄ…, no nie? Z powodu tego pendejo Tucka? Nie.Dlatego że nie chcÄ™ resztek po Madison.No zaraz.Un.Momento.Różnie mnie jużnazywali, ale& Nazywasz mnie resztkami? Tak.Poza tym Tuck Å›wietnie caÅ‚uje.CzuÅ‚byÅ›siÄ™ niezrÄ™cznie, bo nie jesteÅ› w stanie z nimkonkurować.Przecież ten facet nawet nie ma porzÄ…dnychust. ZaÅ‚ożysz siÄ™?Różnie można mnie nazywać, ale nieresztkami.Kiedy przeprowadziliÅ›my siÄ™ doMeksyku i Destiny ze mnÄ… zerwaÅ‚a, umawiaÅ‚emsiÄ™ z jednÄ… dziewczynÄ… po drugiej.Do diabÅ‚a,mógÅ‚bym napisać podrÄ™cznik caÅ‚owania chicas,gdybym chciaÅ‚.Pochylam siÄ™ w stronÄ™ Kiary i czujÄ™ maÅ‚Ä…satysfakcjÄ™, gdy wstrzymuje oddech, a ołówek wjej dÅ‚oni nieruchomieje.Zbliżam wargi do wgÅ‚Ä™bienia tuż pod jej prawym uchem.Kiara anidrgnie.WyciÄ…gam lewÄ… rÄ™kÄ™ i dotykamkciukiem wrażliwego miejsca pod jej lewymuchem, a moje usta sÄ… tuż przy jej szyi.Musiczuć mój gorÄ…cy oddech na nagiej skórze.Przechyla odrobinÄ™ gÅ‚owÄ™, dajÄ…c mi lepszydostÄ™p.Nie wiem, czy w ogóle zdaje sobiesprawÄ™, że to robi.Ani drgnÄ™.Wydaje ledwiesÅ‚yszalny jÄ™k, ale nie odpuszczam.Wiem, że jÄ…krÄ™cÄ™.Podoba jej siÄ™ to.I chce wiÄ™cej.AlepowstrzymujÄ™ siÄ™& resztki, gówno prawda.Problem w tym, że zaskakuje mnie zapachKiary.Dziewczyny pachnÄ… na ogół kwiatami iwaniliÄ…, ale Kiara ma sÅ‚odki zapach malin, którymnie zupeÅ‚nie rozwala.I chociaż mój umysÅ‚ wie,że przystawiam siÄ™ do niej tylko po to, żeby coÅ›udowodnić, to ciaÅ‚o ma ochotÄ™ pobawić siÄ™  wlekarza. M-m-możesz siÄ™ p-p-przesunąć?  Próbujeukryć podniecenie mojÄ… bliskoÅ›ciÄ…, ale sÅ‚owa jÄ…zdradzajÄ…. MuszÄ™ pracować.ZasÅ‚aniasz mi sÅ‚oÅ„ce  dodaje szeptem.DomyÅ›lam siÄ™, że siÄ™nie jÄ…ka, kiedy mówi szeptem. JesteÅ›my w cieniu, pod drzewem  mówiÄ™,ale siÄ™ odsuwam, bo muszÄ™ ochÅ‚onąć, żeby niestracić kontroli.Opieram siÄ™ o skaÅ‚Ä™.Jej ostre krawÄ™dziewpijajÄ… mi siÄ™ w nagÄ… skórÄ™.Zginam nogÄ™ wkolanie i przybieram swobodnÄ… pozÄ™, chociażwcale nie czujÄ™ siÄ™ odprężony.PróbujÄ™ dojść dosiebie, a Kiara wciąż siedzi pod tym cholernymdrzewem i odrabia lekcje.Nie jest spocona i niewydaje siÄ™ ani trochÄ™ spiÄ™ta.Nie wiem, czy migorÄ…co z powodu tego, co przed chwilÄ… miÄ™dzynami zaszÅ‚o, czy przez to, do czego nie doszÅ‚o.Amoże to wina pogody.PochodzÄ™ z Meksyku iniby powinienem być przyzwyczajony do upaÅ‚u,ale urodziÅ‚em siÄ™ w Chicago i wÅ‚aÅ›nie tamspÄ™dziÅ‚em wiÄ™kszość życia.Lato w Chicago jestwilgotne i gorÄ…ce, ale trwa tylko dwa miesiÄ…ce.W Å›rodku wszystko mi wariuje.Serce wali jakdzikie, a powietrze, odkÄ…d pochyliÅ‚em siÄ™ na KiarÄ…, wydaje siÄ™ strzelać energiÄ….Co to ma znaczyć? Chyba wysokość rzuca misiÄ™ na gÅ‚owÄ™.MuszÄ™ szybko zmienić temat iskierować rozmowÄ™ na coÅ›, co nie ma żadnegozwiÄ…zku z seksem. O co chodzi z tym jÄ…kaniem?  pytam. 26.KiaraMój ołówek zawisa w powietrzu.PróbujÄ™ siÄ™skoncentrować nad równaniami, ale nie mogÄ™skupić spojrzenia.Do tej pory jedynymiosobami, które wypytywaÅ‚y mnie o jÄ…kanie, bylilogopedzi.Nie mam gotowej odpowiedzi,zwÅ‚aszcza że sama nie wiem, dlaczego siÄ™ jÄ…kam.To moja natura, taka siÄ™ urodziÅ‚am i taka jestemod dziecka.Zanim Carlos zapytaÅ‚ o jÄ…kanie, byÅ‚am wstanie myÅ›leć tylko o niedoszÅ‚ym pocaÅ‚unku.Jego gorÄ…cy oddech parzyÅ‚ mi skórÄ™ i sprawiaÅ‚,że żoÅ‚Ä…dek wywijaÅ‚ kozioÅ‚ki.Carlos chciaÅ‚ mitylko dokuczyć.Ja to wiem i on to wie.I chociażpragnęłam rozpaczliwie odwrócić gÅ‚owÄ™ i poczućjego usta na swoich, wolaÅ‚am uniknąćupokorzenia.AadujÄ™ rzeczy do plecaka, zakÅ‚adam go naramiona i zaczynam schodzić ze zbocza. IdÄ™ szybko, majÄ…c nadziejÄ™, że zostanie dalekow tyle, że bÄ™dzie musiaÅ‚ siÄ™ skupić, żeby mniedogonić, i przestanie zadawać pytania.PopeÅ‚niÅ‚am ogromny bÅ‚Ä…d, zabierajÄ…c go tutaj.TobyÅ‚o impulsywne i gÅ‚upie.A najgorsze, że zanimzapytaÅ‚ mnie o jÄ…kanie, najbardziej na Å›wieciepragnęłam go pocaÅ‚ować  i to mnie zupeÅ‚niezaskoczyÅ‚o.PrzechodzÄ™ przez mostek nad Boulder Creek iidÄ™ do samochodu.SiÄ™gam do plecaka pokluczyki i wtedy sobie przypominam, że ma jeCarlos.WyciÄ…gam rÄ™kÄ™.Nie oddaje mi kluczyków, tylko opiera siÄ™ osamochód. Zawrzyjmy umowÄ™. Nie zawieram umów. Każdy to robi, Kiara.Nawet mÄ…dredziewczyny, które siÄ™ jÄ…kajÄ….Nie mogÄ™ uwierzyć, że znowu o tym mówi.Odwracam siÄ™ i ruszam do domu piechotÄ….Carlos wyjeżdża samochodem z miejsca parkingowego, bo odholujÄ… auto, jeÅ›li zostanie tuna noc.Znowu przeklina. Chodz tutaj.IdÄ™ przed siebie.SÅ‚yszÄ™ chrzÄ™st opon po żwirze.Carlos do mniepodjeżdża.ZdążyÅ‚ wÅ‚ożyć koszulÄ™.To dobrze, bokiedy jest na pół nagi, nie mogÄ™ siÄ™ skupić. Wsiadaj, Kiara.IdÄ™ wciąż przed siebie, wiÄ™c znowu do mniepodjeżdża. Spowodujesz wypadek. Nie widzisz, że mam to gdzieÅ›?Odwracam gÅ‚owÄ™ w jego stronÄ™. Ale ja nie mam.Bardzo lubiÄ™ swójsamochód.KtoÅ› na niego trÄ…bi.Nie przejmuje siÄ™ tym idalej jedzie wolno obok mnie.Na pierwszymÅ‚uku wyprzedza mnie z piskiem opon i przecinadrogÄ™. Nie przeginaj  mówi. JeÅ›li zaraz nie wsiÄ…dziesz, sam zapakujÄ™ ciÄ™ do auta.Mierzymy siÄ™ wzrokiem.WidzÄ™, że mięśnieszczÄ™ki drgajÄ… mu z determinacjÄ…. JeÅ›liwsiÄ…dziesz, umyjÄ™ ci samochód. WÅ‚aÅ›nie go umyÅ‚am. To bÄ™dÄ™ przez tydzieÅ„ wykonywaÅ‚ twojeobowiÄ…zki w domu. Nie& nie przeszkadzajÄ… mi  odpowiadam. No to dam sobie wpuÅ›cić gola i pobawiÄ™ siÄ™ ztwoim bratem żoÅ‚nierzykami.Brandon codziennie próbuje strzelićCarlosowi gola, ale bez powodzenia.Mójbraciszek bÄ™dzie w siódmym niebie, jeÅ›li go wkoÅ„cu pokona. Dobrze  mówiÄ™. Ale ja prowadzÄ™.Przechodzi nad konsolÄ… i wskakuje na miejscedla pasażera, a ja siadam za kółkiem.Zerkam naniego.Patrzy z triumfalnym wyrazem twarzy. Wiesz, na czym polega twój problem? Wcale mnie nie dziwi, że nie czeka, ażodpowiem, tylko brnie dalej:  Robisz z wszystkiego wielkie halo.Na przykÅ‚ad zcaÅ‚owania.Pewnie myÅ›lisz, że jak kogoÅ›pocaÅ‚ujesz, bÄ™dzie to miaÅ‚o epokowe znaczenie. Nie caÅ‚ujÄ™ siÄ™ z ludzmi dla rozrywki, tak jakty [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •