[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał u boku wodza klanu Eitholosa Ilma podczas bitwy pod Kartool, wymiany magicznych ciosów, w porównaniu z którą bitwa z Odpryskiem Księżyca wydawała się dziecinnym zaklątkiem.Podczas krótkiej rozmowy z Toolem dowiedziała się o Imassach więcej, niż można było o nich wyczytać w Cesarskich Kronikach.Cesarz wiedział o nich jeszcze więcej, znacznie więcej, lecz zapisywanie swej wiedzy nie było w jego stylu.Uczeni od lat spierali się o to, czy to on ich obudził.Teraz wiedziała, że rzeczywiście tak było.Ile jeszcze tajemnic zdradzi jej ten T’lan Imass podczas swobodnej rozmowy?– Tool, spotkałeś kiedyś cesarza?– Przebudziłem się przed Galadem Ketanem i po Onaku Shendoku, i jak wszyscy T’lan Imassowie ukląkłem przed cesarzem, gdy zasiadał na Pierwszym Tronie.– Był sam? – zapytała Lorn.– Nie.Towarzyszył mu człowiek zwany Tancerzem.– Niech to szlag – wysyczała.Tancerz zginął razem z cesarzem.– Gdzie jest ten Pierwszy Tron, Tool?Wojownik milczał przez jakiś czas.– Po śmierci cesarza T’lan Imassowie Logrosa zebrali umysły.Zdarza się to rzadko, ostatnio uczyniliśmy to przed diasporą.W efekcie powstał splot.Przyboczna, odpowiedź na twe pytanie ukrywa się w tym splocie.Nie jestem w stanie ci jej udzielić.To samo dotyczy wszystkich T’lan Imassów, tak Logrosa, jak i Krona.– Kim są ci drudzy?– Nadchodzą – odpowiedział Tool.Na czoło przybocznej wystąpił nagle pot.Gdy legiony Logrosa pojawiły się na scenie wydarzeń, liczyły sobie około dziewiętnastu tysięcy wojowników.Teraz podobno było ich czternaście tysięcy, a większość strat ponieśli poza granicami imperium, podczas ostatniej wojny jaghuckiej.Czy należało się spodziewać przybycia kolejnych dziewiętnastu tysięcy Imassów? Co właściwie sprowadził na nich cesarz?– Tool – zaczęła powoli, niemal żałując, że musi go tak uparcie wypytywać – co oznacza przybycie tych T’lan Imassów Krona?– Nadchodzi rok trzechsetnego tysiąclecia – odparł wojownik.– I co się wtedy wydarzy?– Przyboczna, diaspora dobiegnie końca.Wielki Kruk zwany Staruchą szybował na wysokich wiatrach nad Równiną Rhivi.Północny horyzont przerodził się w zielonkawy łuk, który z każdą godziną lotu stawał się coraz wyraźniejszy.Znużone skrzydła ciążyły jej coraz bardziej, lecz podtrzymywało ją silne tchnienie nieba.Ponadto nic nie mogło zachwiać jej przekonaniem, że świat wkrótce czekają zmiany, i dlatego raz za razem czerpała z wielkich zasobów swej magicznej mocy.Doszło do nieporównywalnej z niczym straszliwej konwergencji potężnych sił.Bogowie zstępowali na śmiertelny grunt, by stoczyć ze sobą bój, tworzono magiczne istoty z krwi i kości, a w krwi czarów wrzał obłęd zrodzony z niepowstrzymanego impetu.Starucha nigdy jeszcze nie czuła się tak pełna życia.Owe energie przyciągnęły liczne spojrzenia i Staruchę wezwał ktoś, komu nie była w stanie odmówić.Anomander Rake nie był jej jedynym panem, co według niej czyniło sytuację jeszcze bardziej frapującą.Własne ambicje zachowa dla siebie.Na razie moc Staruchy płynęła z wiedzy.A ze wszystkich tajemnic najgorętsze pożądanie budziła w niej ta, która otaczała półludzkiego wojownika zwanego Caladanem Broodem.Niecierpliwość dodała sił skrzydłom.Na północy rozpościerał się przed nią powoli zielony płaszcz Lasu Czarnego Psa.Rozdział dziesiątyKallor rzekł: – Chodziłem po tej ziemi, gdy T’lan Imassowie byli jeszcze dziećmi.Dowodziłem armiami liczącymi sobie sto tysięcy wojowników.Ogień mego gniewu trawił całe kontynenty i w pojedynkę zasiadałem na wysokich tronach.Czy pojmujesz znaczenie moich słów?– Tak – odparł Caladan Brood.– Niczego się nie nauczyłeś.Rozmowy o wojnie(Debata zastępcy wodza Kalloraz naczelnym wodzem Caladanem Broodem)spisał zwiadowcaHurlochel, Szósta ArmiaGospoda „Vimkaros” znajdowała się tuż za placem Eltrosana w Opałowej Dzielnicy Pale.Tyle przynajmniej dowiedział się Toc podczas swych wędrówek po mieście.Za nic w świecie nie potrafił sobie jednak wyobrazić, by zatrzymał się tam ktoś, kogo znał.Niemniej wezwanie na tajemnicze spotkanie sformułowano jasno.Zbliżał się do okazałego budynku bardzo ostrożnie, nie zauważył jednak nic podejrzanego.Na placu jak zwykle roiło się od miejscowych ziemian, a także kupców wystawiających na sprzedaż swe towary.Malazańskich żołnierzy było tu niewielu.Selekcja szlachty napełniła miasto atmosferą pełnej przerażenia ciszy, która ciążyła mieszkańcom niczym niewidzialne jarzmo.Od kilku dni Toc trzymał się na uboczu.Kiedy nachodził go nastrój, hulał z innymi żołnierzami, lecz ostatnio zdarzało mu się to coraz rzadziej.Przyboczna wyjechała, Tattersail zniknęła, a Dujek i Tayschrenn zajęli się swymi zadaniami.Wielka pięść starał się odbudować Pale i skonsolidować nowo utworzoną Piątą Armię, natomiast wielki mag szukał Tattersail, najwyraźniej bez powodzenia.Toc podejrzewał, że pokój między tymi dwoma nie potrwa długo.Od pamiętnej kolacji unikał wszelkich oficjalnych spotkań.Wolał jadać w towarzystwie zwykłych żołnierzy niż oficerów, do czego miał teraz prawo jako najwyższy rangą szpon w mieście.Był zdania, że im mniej będzie się rzucał w oczy, tym lepiej.Wszedł do gospody i zatrzymał się tuż za drzwiami.Przed sobą miał usytuowany pod otwartym niebem dziedziniec.W pięknym ogrodzie wiły się ścieżki.Najwyraźniej gospoda wyszła z oblężenia bez szwanku.Szeroka, centralna alejka wiodła wprost do okazałego szynkwasu, za którym stał starszy, korpulentny mężczyzna, zajadający winogrona.Po bocznych ścieżkach spacerowało kilku gości, którzy cicho ze sobą rozmawiali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •