[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Strzelajcie! - rozkazał Nait.Sądząc z tego, co widział, wszelki ład się załamał.Linia frontuprzestała istnieć.Unoszący się w powietrzu dym - realny i stworzonyprzez cholerną grotę Mockra - zasłaniał jednak przed nim część polabitwy.Potrafił poznać dym z groty, bo nie czuł jego zapachu.OstrzaKarmazynowej Gwardii maszerowały po polu bitwy, miażdżąc wszelkiopór.Odkąd Maja załatwiła tego demona celnym rzutem stapiacza,skierowało się na nich mnóstwo niepożądanej uwagi.Do tej poryskoncentrowany ostrzał drużyny Naita pozwolił odeprzeć trzy ataki,skłaniając Gwardzistów do poszukania łatwiejszych celów.Wsparliich też Złoci Moranthowie, którzy pojawili się nagle znikąd, by pomócim bronić pozycji.Jeśli już mowa o ostrzale, po lewej wyraznie osłabł.Nait wysunął głowę z okopu i spojrzał w tamtą stronę.Był tam Heuk.Rozmawiał z Podbródką i chłopakami przy ich miotaczu.Co, nastanowczo zbyt bliski oddech Kaptura, kombinował ten cholernydureń? Mag ruszył w jego stronę.- Kryj się, dobra?! - krzyknął Nait.- Napij się tego.Stary pijak podsunął mu dzbanek.- Idz do Otchłani.- Napij się!Przykucnął i wepchnął dzbanek w ręce sierżanta.- Już dobra! - Nait powąchał na próbę i odepchnął dzbanek.Bogowie, nie!- Chciałeś pomocy? To jest pomoc - odparł Heuk, nie okazującwspółczucia.Nait uniósł z niechęcią dzbanek do ust.I zmusił się do przełknięciałyku mdłego płynu.Dopadły go nudności.Otarł usta dłonią wskórzanej rękawicy.- Bogowie! Co to jest?- Głównie końska krew.- Końska krew? Chcesz nas otruć czy co?Mag poklepał go z chichotem po plecach.Od rozpoczęcia bitwyożywił się znacznie.Gdy wszyscy kryli się w okopach, on chodziłwyprostowany, nie zważając na nic.Skinął na Naita, każąc mu wyjść zokopu.- Chodz ze mną.Ktoś chce z tobą pogadać.- Pogadać ze mną? Jak to pogadać?- Chodz.Staruszek złapał sierżanta za ramię i wyciągnął z okopu.Naitwytrzeszczył oczy, pocierając nadwerężony bark.- Spokojnie.Heuk popchnął go w górę stoku.Dmący od pewnego czasu wiatr przybrał nagle na sile.Cośprzemknęło nad głową Naita.Pochylił się, czując pulsujący ucisk.Magskinął dłonią, wymamrotał coś i fala się cofnęła.Nieopodal zadrżałaziemia.W górę wzbiły się ziemia, popiół i kilku harcowników.- Co to, na Otchłań.? - wydyszał Nait.- Mniejsza z tym.Każ ludziom strzelać dalej - odparł Heuk.-Jesteśmy na miejscu.Wypchnął sierżanta przed siebie.Wiatr uspokoił się raptem.Naitzobaczył, że w trawie na szczycie wzgórza ktoś siedzi.Bardzo otyła iciężka Dalhonka wściekle poruszała trzymanym w jednej ręcewachlarzem, chłodząc ciemną, błyszczącą od potu twarz.Jej jedwabneszaty również pociemniały od potu, przylepiając się do olbrzymiegobiustu.Choć Nait był śmiertelnie przerażony, ogarnęła go fascynacja.Bogowie, cóż za figura!- To jest Bala - przedstawił kobietę Heuk.- Tylko dzięki niejjeszcze żyjesz.- Tak? A ona żyje jeszcze tylko dzięki mnie!Grube, pokryte perlistym potem ramiona czarodziejki zatrzęsły sięnagle.Kobieta zachichotała gardłowo.Nait omal nie zemdlał zpożądania, słysząc ten dzwięk.- Brawo, żołnierzu.Widzę, że duch bojowy cię nie opuszcza.Toświetnie.Będziesz go potrzebował.Krótko mówiąc, jestem straszliwiezmęczona.Przez cały wieczór powstrzymywałam, odbijałam alboneutralizowałam wysiłki Zaprzysiężonych magów, próbującychzmienić ten stok w jedno wielkie pole śmierci.Ale teraz mam już dość.Zabrakło mi sił.Sądziłam, że poradzę sobie ze wszystkim, że zdołamdorównać samemu Tayschrennowi, ale przekonałam się, że muszę sięwycofać, choć on potrafił w pojedynkę stawić czoło tym, a także innymprzeciwnikom.Heuk mnie zastąpi.Widząc niepokój Naita, uniosła ręce, by go uciszyć.- Jeśli choć połowa tego, co mi pokazał, była realna, jesteście wdobrych rękach.W gruncie rzeczy, jeśli moje podejrzenia są trafne,szczerze się cieszę, że opuszczam pole bitwy.Zegnaj, żołnierzu.%7łyczęszczęścia.Twe skołowane spojrzenie mówi mi, że jesteś oszołomionynaszym spotkaniem.Z chęcią zostałabym tu jeszcze trochę, bypodręczyć cię swą nieosiągalnością, ale to będzie musiało poczekać nanastępną okazję.Złożyła wachlarz z głośnym trzaskiem przypominającym dzwiękchowanego do pochwy miecza, a potem zniknęła.Nait gapił się napustą, zgniecioną trawę.Jak zwykle mam pecha.Spotkałem kobietę moich marzeń w dniuwłasnej śmierci.Uklęknął i dotknął dłonią ziemi w miejscu, gdzie przed chwiląsiedziała Bala.Trawa była jeszcze ciepła.Pani, pozwól mi ją jeszcze kiedyś spotkać!Heuk odchrząknął.- A więc ją zobaczyłeś.- Tak, zobaczyłem! - odparł Nait, oglądając się na niego.- Zwietnie.Rozejrzyj się i powiedz mi, co jeszcze widzisz.Nait miał wielką ochotę powiedzieć staruszkowi, żeby się wypchał,rozejrzał się jednak z niechęcią po polu bitwy.W gęstniejącym mrokuporuszały się światła, gorejące jasnym blaskiem sylwetki odbijające sięod skłębionego tłumu.- Widzę świecących ludzi.- Zwietnie.Masz teraz odrobinę talentu.Dała ci ją krew, podobniejak ludziom w okopach.Widzisz każdego, kto posługuje się aktywnąmagią grot.A teraz zejdz na dół i rozwal wszystkich, do Kaptura, zarbalety.Naitowi nie trzeba było wyjaśniać zalet tego planu.Złapał torbę izbiegł ze wzgórza.- Kubło! Aaduj miotacz!Ostatnie rozkazy Laseen była absolutnie jednoznaczne.Nikomu niebyło wolno wchodzić do Cesarskiego Namiotu.Bez względu naokoliczności.Opos miał wielką ochotę rozsunąć grube,wielowarstwowe ściany i zajrzeć do środka, powstrzymał się jednak.Nie ma sensu wystawiać się na cel temu, co kryje się w środku.Wokół namiotu zapalono pochodnie.W regularnych odstępach stalitu wartownicy.Do środka nie wszedł ani jeden kurier, ani nawetsłużący.Opos obserwował uważnie wejście, jak zwykle ukryty zazasłonami Mockra i cieniami Meanas.Zapadała coraz głębszaciemność.Prędzej czy pózniej ktoś godny jego uwagi popełni błąd iOpos uderzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]