[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiemy tylko, że cała służba Valheru odzyskała wolność i potem ani żaden Elf, ani moredhel nie widział już nigdy Valheru.Kiedy rozszalały się Wojny Chaosu, w materii czasu i przestrzeni powstało wiele rozdarć, pojawiło się wiele przesmyków między różnymi światami.I to przez nie właśnie przedostały się do tego świata gobliny, ludzie i Krasnoludy.Ocalały jedynie nieliczne Elfy czy moredhele.Ci, którym udało się przetrwać, odbudowali z czasem swe domostwa.Moredhelom marzyło się odziedziczenie mocy ich zaginionych władców.Zamiast odnaleźć własne przeznaczenie, jak to uczyniły Elfy, wykorzystywały swą przebiegłość i spryt, aby szukać pozostałości po Valheru.I tak oto wkroczyli na Mroczny Szlak.I to jest główny powód, dla którego, chociaż jesteśmy braćmi, tak bardzo się różnimy.Starodawna moc jest nadal potężna.Tomas siłą i odwagą może dorównać każdemu.On jednak przyjął moc nieświadomie, bezwiednie, i to, być może, będzie źródłem różnicy.Moce starodawnej magii przemieniły moredheli w Bractwo Mrocznego Szlaku, ponieważ one same, powodowane mrocznym pożądaniem, szukały jej za wszelką cenę.Tomas był chłopcem dobrego i szlachetnego serca, a jego dusza była wolna od piętna zła.Być może, jeżeli los pozwoli, uda mu się zapanować nad ciemną stroną magii.Dolgan poskrobał się powoli po głowie.– Zaiste, z twoich słów, pani, wnoszę, że wielkie to i straszne ryzyko.To prawda, niepokoiłem się bardzo o chłopca i nie dbałem wiele o szerszą perspektywę zdarzeń i faktów.Znasz się, pani, na tym o wiele lepiej niż ja, lecz mam nadzieję, że w przyszłości nie będziemy żałować, iż pozwoliliśmy mu zatrzymać zbroję.– Ja również, Dolgan, mam taką nadzieję.– Królowa wstała i zeszła z tronu.– Tutaj, w Elvandarze, stara magia nie ma takiej siły i Tomas jest w dużo lepszym nastroju.Jest to, być może, znak, że postępujemy właściwie, nie sprzeciwiając się i nie stawiając barier następującym w nim zmianom, a starając się jedynie ulepszać ten proces i kierować nim.Dolgan skłonił się przed Aglaranną z szacunkiem.– Zdaję się, pani, na twój osąd i mądrość.Będę się modlił, żebyś miała rację.Królowa życzyła im dobrej nocy i odeszła.– Ja też się modlę, żeby przez Królową Matkę przemawiała mądrość, a nie.jakieś inne uczucia – powiedział Calin.– Co książę Elfów ma na myśli? Nie rozumiem.Calin spojrzał w dół w twarz Krasnoluda.– Dolgan, nie udawaj głupiego przede mną.Twa mądrość i bystrość umysłu jest szeroko znana i wysoko ceniona.Widzisz to równie dobrze jak ja.Pomiędzy Tomasem a moją matką.coś się rodzi.Dolgan westchnął głęboko.Orzeźwiający podmuch wiatru przegnał kłęby dymu z fajki.– Tak, Calin, masz rację.I ja to dostrzegam.Przelotne spojrzenie, czasem coś więcej, gest.ale to wystarcza.– Patrzy na Tomasa jak kiedyś na Króla Ojca, chociaż sama przed sobą nie przyznaje się jeszcze do tego.– W Tomasie też się coś dzieje – powiedział Krasnolud, wpatrując się pilnie w twarz Calina.– Choć jego uczucia nie są tak ciepłe i delikatne jak u twojej pani.Na razie, trzeba przyznać uczciwie, chłopak trzyma je na wodzy.– Dolgan, miej baczenie na twego przyjaciela.Jeżeli będzie próbował.jeżeli stanie się zbyt natarczywy, będą kłopoty.– Tak bardzo go nie lubisz, Calin?– Nie, Dolgan.– Książę Elfów przypatrywał się z namysłem Krasnoludowi.– To nie to, że go nie lubię.Obawiam się go, a to wystarcza.– Zamilkł na chwilę.– My, którzy zamieszkujemy Elvandar, już nigdy nie zegniemy kolana przed innym panem i władcą.Gdyby nadzieje mej matki co do kierunku zmian w Tomasie miały się nie spełnić, przyjdzie nam wszystkim zapłacić słony rachunek.– Nieszczęsny to byłby dzień.– Dolgan pokiwał powoli głową.– Tak, Dolgan.bardzo.– Calin opuścił krąg Rady, przeszedł koło tronu matki i zostawił Krasnoluda samego.Dolgan zapatrzył się w migotliwe światełka Elvandaru, błyszczące tajemniczo w mroku niebotycznych drzew, i modlił się w duchu, aby nadzieje królowej Elfów nie okazały się płonne.Po równinach z wyciem hulały wichury.Ashen-Shugar siedział na szerokim grzebiecie Shurugi.Myśli wielkiego, złocistego smoka dotarły do jego pana.„Zapolujemy?” W umyśle smoka wyczuł głód.– Nie.Czekamy.Władca Orlich Szczytów czekał obserwując, jak nie kończący się wąż moredheli podążał w stronę rosnących murów wznoszonego miasta.Całe ich setki ciągnęły gigantyczne, kamienne bloki wydarte ziemi w kamieniołomach gdzieś na końcu świata i wlokły je w stronę budowanego na równinie miasta.Wielu z nich zmarło lub zginęło, wielu kolejnych umrze, lecz nie to było ważne.„A może jednak było?” Ta nowa i dziwna myśl zaniepokoiła Ashen-Shugara.Nad głową rozległ się ogłuszający ryk.Zataczając szerokie koła, zbliżał się ku ziemi inny wielki smok – olśniewające wspaniałością, czarne jak noc, ryczące wyzwanie.Shuruga wzniósł pysk ku górze i w odpowiedzi ryknął przeraźliwie.Jego myśl przekazała panu następne pytanie: „Będziemy walczyć?”– Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]