[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kroniki z najwcześniejszych lat także nie prze­trwały albo dotarły już do miejsca swego przeznaczenia.Nie wiedziałem nic, prócz wypisów i streszczeń.Nieważne.Część obietnicy kronikarzy dotyczyła dostarczenia Kronik do Khatovaru i należało jej dotrzymać.Pogoda pogorszyła się.Im bliżej byliśmy Wiosła, tym wyraźniej wyczuwaliśmy wrogość.Potwór wiedział, że nadchodzimy.Na północ od Wiosła wszyscy Schwytani spadli nagle jak kamienie.— Co u diabła?— Dogoniliśmy Psa Zabójcę Ropuch — wyjaśniła Pani.— Nie dotarł jeszcze do swego pana.— Mogę go zatrzymać?— Tak.Pokuśtykałem na sam brzeg grzbietu wieloryba.Nie wiem, co spodziewałem się zobaczyć.Lecieliśmy ponad śniegowymi chmurami.W dole pojawiło się kilka błysków i Schwytani wrócili.Pani wyglądała na niezadowoloną.— Co się stało? — zapytałem.— Potwór umknął.Skrył się w norze, którą wykopał w zie­mi.Widoczność jest zbyt słaba, by go ścigać.— Czy to aż taka różnica?— Nie — odpowiedziała bez przekonania.Wieloryby leciały dalej nieustraszone, choć pogoda była coraz gorsza.Wreszcie dotarliśmy do Krainy Kurhanów.Moja grupa udała się do koszar Straży, a Pupilka rozlokowała się w Niebieskim Willym.Granica pola ochronnego przebiegała dokładnie przed murami koszar.Pułkownik Słodki powitał nas osobiście.Dobry stary Słodki, o którego śmierci byłem przekonany.Miał sztywną nogę i nie mogę powiedzieć, by był wesoły, ale nikomu z nas nie było do śmiechu.Ordynansem, którego nam przydzielono, był nasz stary przyjaciel Pudełko.49.NIEWIDZIALNY LABIRYNTGdy Pudełko pojawił się po raz pierwszy, był bliski paniki.Nie udobruchałem go, odgrywając dobrego wujka.Pani, spełniając swój obowiązek, doprowadziła go niemal do histerii, a fakt, że Tropiciel przybrał swą naturalną formę, dodatkowo utrudniał sprawę.Uspokoił go dopiero Jednooki.Jako jedyny wciągnął go w rozmowę o Kruku i jego samopoczuciu.Sam omal nie wpadłem w histerię.Godzinę po wylądowaniu, zanim zdążyłem się zadomowić, pani sprowadziła Szept i Kulawca, by dodatkowo sprawdzili nasze tłumaczenia.Szept miała sprawdzić, czy nie brakuje jakichś doku­mentów, a Kulawiec sięgnąć pamięcią do dawniejszych czasów i ustalić powiązania, które mogliśmy przegapić.Wyglądało na to, że sporo łączyło go z kręgiem towarzyskim wczesnej Dominacji.Zadziwiające.Nie mogłem wyobrazić sobie tego, pełnego nienawiści, ludzkiego ochłapu inaczej niż jako najpaskudniejszej persony.Zobowiązałem Goblina, by miał tych dwoje na oku i wymknąłem się, by zajrzeć do Kruka.Wszyscy inni już go odwiedzili.lZastałem tam Panią.Stała oparta o ścianę i obgryzała paznokcie.Wcale nie wyglądała jak wielka dziwka, która przez tyle lat torturowała świat.Jak już wcześniej powiedziałem, lubię, kiedy wrogowie stają się ludźmi, a ona była człowiekiem i to przestraszonym.— Jak się czuje? — zapytałem, a widząc jej nastrój do­dałem: — Jakieś problemy?— Nie zmienił się.Dobrze o niego dbali.A jedynym prob­lemem jest fakt, że nie zdarzy się cud.— Odważyłem się pytająco unieść brew.— Wszystkie wyjścia są zamknięte, Konowale.Zmierzam w dół tunelu.Mam coraz mniejszy wybór, a każda możliwość jest gorsza od innych.Usiadłem na krześle, z którego korzystał Pudełko, gdy czuwał przy Kruku, i zacząłem bawić się w lekarza.Niepotrzeb­nie, ale lubiłem wszystko sam sprawdzić.— Domyślam się, że jesteś samotna, będąc królową świa­ta — powiedziałem roztargniony.Westchnęła głęboko.— Stajesz się zbyt zuchwały.Czyżby?— Przepraszam, tylko głośno myślę.Niezdrowy nawyk, znany jako powód potłuczeń i krwotoków.Wygląda dobrze.Myślisz, że Szept albo Kulawiec pomogą?— Nie, ale trzeba sprawdzić każdy kąt.— A Bomanz?— Bomanz?Spojrzałem na nią.Sprawiała wrażenie szczerze zaskoczonej.— Czarownik, który przedostał się do ciebie.— Ach, ten.Ale nie rozumiem.Co może zdziałać martwy człowiek? Poleciłam mojej nekromantce.Wiesz coś, o czym ja nie wiem?Mało prawdopodobne.Przecież poddała mnie badaniu Okiem.Niemniej.Zastanawiałem się pół minuty, nie chcąc stracić przewagi.— Wiem od Goblina i Jednookiego, że jest absolutnie zdrowy — powiedziałem powoli.— Został schwytany w Kra­inie Kurhanów.Jak Kruk, tylko że razem z ciałem.— Jak to możliwe?Czy to możliwe, by przeoczyła to, przesłuchując mnie? Cóż — pomyślałem —jeśli nie zadasz właściwego pytania, nie otrzymasz właściwej odpowiedzi.Rozważyłem wszystko, co robiliśmy razem.Przypomniałem sobie, że podsunąłem jej listy Kruka, ale nie przeczytała ich.W istocie.Oryginały, z których Kruk spisał swoją historię, były w mojej kwaterze.Goblin i Jednooki nieśli je całą drogę na Równinę tylko po to, by teraz wlec je z powrotem.Nikt nie przeglądał ich, ponieważ zawierały znaną już his­torię.— Siadaj — powiedziałem wstając.— Zaraz wracam.Gdy wszedłem, Jednooki mrugnął do mnie okiem.— Jeszcze kilka minut.Coś mi przyszło do głowy.—Wydo­byłem skrzynkę, w której przewoziliśmy dokumenty Kruka.Teraz leżał w niej tylko oryginalny rękopis Bomanza.Wybiegłem, ignorowany przez Schwytanych.Muszę wam powiedzieć, że to miłe uczucie, być nie za­uważanym przez nich.Gorzej, że tylko dzięki temu i tak jak my, walczyli o własną egzystencję.— Tutaj.To jest oryginalny rękopis.Przejrzałem go tylko raz, pobieżnie, żeby sprawdzić tłumaczenie Kruka.Wydawało mi się poprawne, choć ubarwił je i wyodrębnił dialog.Ale fakty i charakterystyki są autorstwa Bomanza.Przeczytała je niewiarygodnie szybko.— Przynieś wersję Kruka.Pobiegłem, a kiedy wracałem, Goblin zawołał za mną:— Jak długo trwa dzisiaj kilka minut, Konowale? Pani przejrzała szybko papiery, a kiedy skończyła, wyglądała na zamyśloną.— No i? — zapytałem.— Tu może coś być.To znaczy, nie ma tego konkretnie tutaj.Dwa pytania.Po pierwsze, kto to napisał? A po drugie, gdzie w Wiośle jest kamień, o którym wspomniał syn Bomanza.— Przypuszczam, że większość spisał sam Bomanz, a jego żona dokończyła.— Czy nie pisałby wtedy w pierwszej osobie?— Niekoniecznie.Możliwe, że ówczesny zwyczaj literacki zabraniał tego.Kruk zawsze ganił mnie, że za dużo piszę o sobie w Kronikach.Wychował się w innej tradycji.— Przyjmijmy to jako hipotezę.Następne pytanie.Co się stało z żoną?— Pochodziła z Wiosła.Przypuszczam, że wróciła do miesz­kającej tam rodziny.— Będąc znaną, jako żona człowieka odpowiedzialnego za moją zgubę?— A była nią? Bomanz, to przybrane imię.Pani obaliła mój argument.— Szept zdobyła te dokumenty w Panach.Nic, prócz tej opowieści, nie wiąże z nimi Bomanza.Mam wrażenie, że zostały uzupełnione w późniejszym czasie.Ale co się z nimi działo, odkąd zostawiono je tutaj, do momentu, gdy znalazła je Szept?Może zgubiono jakieś pomocnicze notatki? Czas, żebyśmy skonsultowali to z Szept.Wyłączając mnie.W każdym razie, ogień został rozniecony.Wkrótce Schwy­tani udali się na poszukiwania i po dwóch dniach Dobroczyńca dostarczył kamień wspomniany przez syna Bomanza.Niestety, okazał się bezużyteczny.Kilku Strażników wykorzystało go na stopnie do budynku koszarowego.Wychwyciłem przypadkowe uwagi, dotyczące postępu po­szukiwań w Wiośle, dokąd udała się owdowiała Jasmine, po ucieczce z Krainy Kurhanów.Niełatwo znaleźć tak stare ślady, ale Schwytani mają niezwykłe zdolności.Kolejne poszukiwania prowadzono w Panach.Miałem wątpliwą przyjemność przebywania w pobliżu, gdy Kulawiec wytykał wszystkie błędy, które zrobiliśmy, tłumacząc imiona UchiTelle i KurreTelle.Wyglądało na to, że niewłaściwie zinterpretowaliśmy nie tylko szyk liter, ale i same litery.A kilka wspomnianych tam osób nie należało do Uchi­Telle ani KurreTelle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •