[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czarna chmura odleciała na południe.Duszołap weszła do środka.Konował starał się trzymać z da­leka, nie otwierał ust.Nie był strachliwy, ale przecież nie należał do tych, którzy wsadzają rękę w paszczę kobry.Nadszedł ranek.Konował obudził się.Duszołap głośno chra­pała.Przezwyciężył pokusę.Właściwie tylko na chwilę zamigo­tała na skraju jego świadomości.Nie uda się jej zaskoczyć tak łatwo.Możliwe było również, iż wcale nie śpi.Odpoczywa.Być może go sprawdza.Nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykol­wiek widział ją śpiącą.Zrobił sobie śniadanie.Kiedy gotował, Duszołap obudziła się.Niczego nie usłyszał.Wzdrygnął się, widząc teatralną chmurę różowego dymu.Wy­skoczyła z niej istota wzrostu dziecka, oddała salut kobiecie i beztrosko ruszyła w jego stronę.- Jak leci, szefie? Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania.- Chcesz szczerej odpowiedzi, czy takiej, która ci sprawi przyjemność, Żabi Pysku?- Hej! W ogóle nie zaskoczył cię mój widok.- Nie.Wiedziałem wcześniej, że jesteś wtyczką.Jednooki nie miał talentu potrzebnego, by okiełzać demona.- Hej! Hej! Zwracaj uwagę na to, co mówisz, Kapitanie.Nie jestem żadnym demonem.Jestem impem.- Przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś rasistą.Do pewnego stopnia udało ci się mnie oszukać.Sądziłem, że należysz do Zmiennokształtnego.- Tego lumpa? A cóż on mógłby mi zaproponować? Konował wzruszył ramionami.- Byłeś pod Dejagore? - Stłumił zadawniony gniew.Imp, który miał pomagać Czarnej Kompanii, zniknął podczas roz­strzygającej bitwy - Jakie wieści?Imp miał jedynie dwie stopy wzrostu, chociaż zbudowany był według proporcji dorosłego człowieka.Spojrzał na Duszołap, w jakiś nieuchwytny sposób wyczuł jej zgodę.- Ten Mogaba jest paskudnym graczem, szefie.Sprawia chłop­com Władców Cienia wszystkie możliwe trudności, jakich mo­gliby oczekiwać.Sprawia, że wychodzą na głupców Za każdym razem skubie ich odrobinę.Oczywiście nie będzie to trwać wiecznie.I tak to idzie, przy pomocy twoich starych kumpli, Jednookiego, Goblina i Murgena.Nie podoba im się sposób, w jaki on działa.Jemu zaś się nie podoba, że oni cały czas narzekają.Jeżeli dojdzie między nimi do podziału albo jeśli Wirujący Cień się wyrwie na wolność, będziesz miał całkiem nową grę.Konował zasiadł do swego posiłku.- Wirujący Cień wyrwie się na wolność?- No.Został ranny w bitwie, wiesz o tym.Jego stary kumpel z dalekiego południa, Długi Cień, położył na nim zaklęcie, kiedy był nieprzytomny.Nie pozwala mu sięgać do swych talentów.Ci Władcy Cienia stanowią przyjemną gromadkę, przez cały czas usiłują wyprzedzić jeden drugiego, nawet w sytuacji, kiedy ich tyłki tkwią w rzece pełnej aligatorów.Długi Cień wpadł na pomysł, żeby oswobodzić Wirującego Cienia, na tyle, by tamten zniszczył Dejagore, a potem zdeptać błazna i samemu zostać królem świata.Głosem niewiele donośniejszym od szeptu czarodziejka po­wiedziała.- Wtedy będzie musiał się zająć Wyjcem.I mną.Uśmiech impa zniknął.- Nie jesteś tak dobrze ukryta, jak ci się wydaje, szefowo.Wiedzą, że tu jesteś Wszyscy wiedzieli, od początku.- Cholera! - Zaczęła się przechadzać - Sądziłam, że jestem bardziej ostrożna.- Hej! Nie ma się czym martwić.Żaden z nich nie ma naj­mniejszego pojęcia, gdzie przebywasz w tej chwili.Być może, kiedy już z nimi skończymy, pożałują, że nie byli dla ciebie milsi w dawnych czasach.Chi, chi! - zaśmiał się jak dziecko.Po raz pierwszy Konował spotkał Żabiego Pyska w Gea-Xle, daleko na północy.Kupił go tam Jednooki, jeden z czarodziejów Kompanii.Wszyscy prócz niego wątpili w pochodzenie i lojal­ność impa, choć przecież później okazał się rzeczywiście przy­datny.- Zaplanowałaś coś? - Konował zwrócił się do Duszołap.- Tak.Wstawaj.- Zrobił, jak mu kazała.Jedną z urękawicznionych dłoni oparła o jego pierś – Hmm.Jesteś już wystarcza­jąco zdrowy.A mnie powoli zaczyna brakować czasu.Ogarnęło go nerwowe podniecenie.Wiedział, czego ona chce, i nie miał ochoty tego robić.- Sądziłem, że to właśnie dlatego tu był.Ufasz mu w wystar­czającym stopniu, by pozwolić mu mnie obserwować?- Hej, szefie - powiedział imp - Ranisz moje uczucia.Jasne, że mi ufa.Przysięgałem mojej ślicznotce.- Jedno moje słowo i całą wieczność spędzisz na torturach.- Jej głos należał teraz do słodkiej małej dziewczynki.W zesta­wieniu z wypowiadanymi słowami, głosy, które wybierała, po­trafiły przerazić same w sobie.- To też - przyznał imp, nagle posmutniały - To jest twarde życie, Kapitanie.Nikt nigdy mi nie ufał.Nigdy nie dali mi nawet odrobiny luzu.Jeden malutki poślizg i na zawsze jesteś skończo­ny.Albo jeszcze gorzej.Wy, śmiertelnicy, do tego doprowadzi­liście.- Co masz na myśli - warknął Konował - mówiąc, że jeden poślizg i jestem załatwiony?- Ciebie to będzie tylko odrobinę bolało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •