[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasem zły wybór jest lepszy niż brak decyzji.Masz odwagę doko-nywania wyboru, co się rzadko trafia.Osoba, która stoi u rozwidlenia dróg i niepotrafi wybrać żadnej z nich, nie osiągnie niczego. Ale tak mi przykro, że on się na mnie złości łkała. Więc coś ci zdradzę, bo może sama to zrozumiesz, jak już będziesz zastara, żeby z tego skorzystać. Załzawione oczy spojrzały w uśmiechniętą twarzCzłowieka Ptaka. On tak samo jak ty cierpi, że się na ciebie złości. Naprawdę?Zaśmiał się cicho i potaknął. Uwierz mi na słowo, dziecinko. Nie miałam prawa, powinnam była to wiedzieć.Tak mi przykro, że to zro-biłam. Więc powiedz to jemu, a nie mnie.Odsunęła się, spojrzała na ogorzałą twarz Człowieka Ptaka. Zrobię tak.Dziękuję, czcigodny starszy. A jak go będziesz przepraszać, to przeproś i ode mnie. Za co? zdziwiła się Kahlan. To, że jesteś wiekowy i że jesteś starszym, nie chroni cię przed głupimipomysłami westchnął. Dzisiaj i ja popełniłem błąd co do Richarda i mojejbratanicy.I ja nie miałem prawa oczekiwać, że to się spełni.Podziękuj mu w moimimieniu, że mnie powstrzymał przed narzuceniem czynu, nad którym powinienembył się wcześniej zastanowić, lecz nie uczyniłem tego. Zdjął z szyi rzemykz gwizdkiem. Daj mu ów podarek w podzięce za to, że mi otworzył oczy.Niech mu dobrze służy.Jutro go nauczę, jak się tym posługiwać. Przecież potrzebny ci ten gwizdek do przywoływania ptaków. Mam inne. Uśmiechnął się. Idz już.Kahlan wzięła gwizdek, mocno zacisnęła w dłoni.Otarła z twarzy łzy. Dotąd prawie nigdy nie płakałam.Ale chyba nie robię nic innego, od kiedyzanikła granica z D Harą. Jak my wszyscy, dziecinko.Idz do niego.Cmoknęła go w policzek i odeszła.Nie znalazła Richarda na placu.Pytała, alenikt go nie widział.Krążyła, szukając go.Gdzie się podziewał? Dzieci chciały jąwciągnąć do swoich tańców, dorośli częstowali lub próbowali zagadnąć.Uprzej-mie się od tego wykręcała.W końcu ruszyła ku chacie Savidlina, uznając, że towłaśnie tam się chowa Richard.Lecz i tam go nie było.Usiadła na skórach rozło-żonych na podłodze i zamyśliła się.Odszedł bez niej? Przeraziła się.Rozejrzaławokół.Nie.Jego plecak wciąż leżał tam, gdzie go zostawiła, szukając jabłka.Noi przecież nie odszedłby przed naradą.Nagle pojęła.Już wiedziała, gdzie jest Ri-chard.Uśmiechnęła się do siebie, wyjęła następne jabłko z jego plecaka i ruszyłaciemnymi uliczkami wśród chat Błotnych Ludzi.Szła ku domowi duchów.297W ciemnościach nagle zabłysło światło, rozjaśniło ściany chat wokół Kahlan.Najpierw nie wiedziała, co się dzieje, potem wyjrzała spomiędzy chat i zobaczyłabłyskawice.Wszędzie wokół.Wyciągały gniewne palce ku niebu, ku mrocznymchmurom, rozpalały w nich feerię barw.Grzmotów nie było.I już po wszystkim,znów zapanował mrok.Czy ta pogoda nigdy się nie zmieni? dumała dziewczy-na.Czy Zobaczę kiedyś gwiazdy i słońce? Czarodzieje i te ich chmury potrzą-snęła głową.Ciekawa była, czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze Zedda.Przynaj-mniej te chmury chroniły Richarda przed Rahlem Posępnym.Dom duchów stał na uboczu, w ciemności, z dala od ucztujących.Kahlanostrożnie pchnęła drzwi.Richard siedział na podłodze, przed paleniskiem, a mieczleżał obok, w pochwie.Chłopak się nie odwrócił. Twoja przewodniczka chce z tobą porozmawiać powiedziała potulnieKahlan.Skrzypnęły zamykane drzwi i dziewczyna usiadła na piętach obok Richarda.Serce jej waliło. I cóż mi chce powiedzieć moja przewodniczka? Uśmiechnął się.Pomyślała, że z przymusem. %7łe popełniła błąd szepnęła, skubiąc pasek. I że przeprasza.Bardzo,bardzo przeprasza.Nie tylko za to, co zrobiła, lecz głównie za to, że ci nie zaufała.Richard siedział, otaczając kolana ramionami, dłonie miał splecione.Obróciłku Kahlan twarz.Ciepły, czerwony blask ognia odbijał się w łagodnych oczachchłopaka. Powtarzam sobie w myślach całą przemowę.A teraz nie pamiętam z tegoani słówka.To ty tak na mnie podziałałaś. Znów się uśmiechnął. Przeprosi-ny przyjęte.Dziewczynę ogarnęła ulga.Kamień spadł jej z serca.Zerknęła spod oka naRicharda. Dobra była ta mowa? Tak mi się wtedy zdawało. Uśmiechnął się szeroko. Ale zmieniłemzdanie. Jesteś w tym dobry.Wystraszyłeś śmiertelnie starszych, Człowieka Ptakateż.Zawiesiła mu na szyi rzemyk z gwizdkiem.Rozplótł dłonie i dotknął gwizdka. A to co? To prezent od Człowieka Ptaka z przeprosinami, że próbował cię skłonić dotamtego.Powiedział, że nie miał do tego prawa i że tym darem ci dziękuje za to,że mu otworzyłeś oczy.Jutro cię nauczy, jak się posługiwać tym gwizdkiem.Kahlan usiadła tyłem do ognia, twarzą do Richarda, blisko niego.Noc była cie-pła, ogień buzował i chłopak błyszczał od potu.Wymalowane na skórze symbole298nadawały mu dziki wygląd. Potrafisz przemawiać ludziom do rozumu szep-nęła. Chyba korzystasz z magii. Może i tak.Zedd mówi, że czasem sztuczka to najlepsze czary.Głos Richarda poruszał w dziewczynie jakąś strunę, dziwnie działał. Adie mówiła, że posiadasz magię języka szepnęła.Szare oczy uporczywie patrzyły na Kahlan, więziły ją w swej mocy, oddy-chała coraz szybciej.Niesamowite dzwięki dalekich instrumentów mieszały sięz potrzaskiwaniem ognia, szmerem oddechu Richarda.Dziewczyna jeszcze nigdynie czuła się tak bezpieczna i spokojna, a jednocześnie spięta.Osobliwe odczucie.Oderwała oczy od oczu chłopaka, wpatrywała się w jego twarz, podziwiała kształtnosa, zarys policzków i podbródka.Zatrzymała wzrok na jego wargach.Poczułanagle, jak gorąco jest w chacie duchów.Zawirowało jej w głowie.Znów spojrzała mu w oczy, wyjęła z kieszeni jabłko i wolniutko ugryzła so-czysty kęs.Szare oczy patrzyły wciąż twardo, nieustępliwie.Impulsywnie przy-tknęła owoc do ust chłopaka, a on odgryzł kęs.Gdybyż tylko mógł mnie dotknąćwargami jak to jabłko, pomyślała Kahlan.A czemuż by nie? Czyż ma zginąć na tej wyprawie i nigdy się nie stać kobietą?Czyż musi być wyłącznie wojowniczką? Walczyć o szczęście innych i zrezygno-wać z własnego? I w najlepszych czasach Poszukiwacze szybko umierali, a towcale nie były najlepsze czasy.To był kres czasów.Kahlan cierpiała, myśląc o śmierci Richarda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]