[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Theolufie, pojedź na zachód aż do miejsca, gdzie czekaliśmy na Jego Królewską Mość, około stu jardów stąd, potem skręć w prawo i jedź prosto dalej.Dojedziesz do zwalonych kamieni, które są wszystkim, co zostało z małej przydrożnej kaplicy.Znajdziesz tam oczekujących sir Gilesa i Jego Wysokość.Weź dwa dodatkowe konie; przyprowadź tu ich obu jak najszybciej!- Natychmiast, milordzie - odrzekł giermek.Zawrócił konia i bez ceremonii kazał zsiąść z koni dwóm stojącym obok zbrojnym.Chwycił za wodze i ruszył przez tłum, który zrobił mu przejście.Miejsce, które się otworzyło wśród zgromadzonych widzów dramatu rozgrywającego się pod wielką flagą, szybko się zapełniło.- Co to jest za książę? - spytał król Jean.- Edward, następca tronu Anglii - odpowiedział szorstko Brian.- Edward? - Król przeniósł spojrzenie z rycerza na księcia przy swoim boku, z powrotem na Briana i znów na księcia.- Co za bezsens tu się jawi? - spytał Carolinusa.- Ty, ten młody Mag, gadanie o książętach?!- Wszystkie pytania musisz zadawać sir Jamesowi Eckertowi - odrzekł czarodziej.Król Jean długo mu się przyglądał, ale Mag nie zmienił wyrazu twarzy ani się nie poruszył.Mógłby być wyrzeźbioną w drewnie figurą samego siebie.- O co tu chodzi? - dopytywał się król, zwracając się do Malvinne'a.- Miłościwy Panie - odpowiedział czarnoksiężnik - wszystko to spisek przeciwko mnie.Nie mogę wam tego wyjaśnić, bo jest on magicznej natury.- Ty, panie! - powiedział król, odwracając się do Jima.- Czy dasz mi jakąś ludzką odpowiedź? Co tu się knuje? Nalegam, żeby mnie objaśnić!- Wkrótce się dowiecie, Miłościwy Panie - odparł Jim.- Musicie to raczej ujrzeć, niż usłyszeć.- Spodziewam się - odrzekł Malvinne ze złośliwym grymasem ust i tonem głosu - że przedstawią jakiegoś oszusta i będą twierdzić, że to on jest księciem Anglii, a nie tu obecny młody człowiek, którego obaj znamy i poważamy.- Coś w tym rodzaju - zgodził się Jim - ale niezupeł­nie tak samo.- Sir Jamesie! - głos Theolufa dobiegał z niewielkiego oddalenia.W chwilę później krąg widzów dookoła flagi rozstąpił się i przepuścił rozpędzonego konia, tak nagle i gwałtownie ściągniętego, że aż tańczył i musiał być mocno trzymany.- Sir Jamesie, znalazłem kamienie i jeżeli książę tam jest, to go atakują! Napastnicy to rycerze tacy jak ci tutaj, z czarnymi paskami w poprzek hełmów, musi ich być z tuzin! Widziałem sir Gilesa, jak walczył przy wejściu do niewielkiej dziury wśród kamieni, ale wkrótce zostanie pokonany, chyba że pomoc dotrze doń niezwłocznie!Rozdział 38Hełmy z czarnymi paskami?! - krzyknął sir Raoul, wskakując na siodło swego konia.- To rycerze Malvinne'a, wysłani, żeby zabić księcia, prawdziwego księcia, zanim będzie mógł się tu pokazać! Śpieszmy, zanim poko­nają sir Gilesa!Wszyscy, popychając się, rzucili się do koni.Gilesa lubili nie tylko ludzie z jego własnej sfery, ale i zbrojni.Pod jego gwałtownością kryła się dobroć, którą sobie wszystkich zjednywał.Brian mimo znacznego ciężaru swojej zbroi z rozbiegu wskoczył na konia, opierając jedną stopę w strzemieniu i przerzucając drugą ponad grzbietem.Zaczął zawracać konia, kiedy się opamiętał.- Weź dwudziestu ludzi, Theolufie! - krzyknął.- Tylko dwudziestu.Cała reszta zostanie tu, by strzec rycerzy, którzy się poddali!Powoli zsiadł z konia.- Więc istnieje jakiś samozwaniec? - zapytał król Jean Malvinne'a.- Z pewnością, Miłościwy Panie - odpowiedział Mag.- Choć rycerze moi mają rozkaz tylko go schwytać, nie zabijać.Jeżeli go znajdą.Trzymałem wieść o tym w sekrecie, gdyż nie chciałem zaprzątać głowy Miłościwego Pana tym, mimo wszystko, nieistotnym drobiazgiem.Gdy zostanie tu przyprowadzony, zobaczycie, że jest zupełnie niepodobny do naszego księcia.- Sądzę, że okaże się coś wręcz przeciwnego - powie­dział Jim.Prawie ku swojemu zdziwieniu poczuł, jak rodzi się w nim wściekłość na Malvinne'a.- Co do tego, że rycerzom kazano go tylko pojmać, to kłamstwo.Mogli go poszukiwać tylko w jednym celu, żeby go zabić i ukryć przed królem Jeanem wszelką wieść o nim.- Nazywasz to, co mówię, kłamstwem?! - Czarno­księżnik odwrócił się gwałtownie ku niemu, znów pod­nosząc palec.Potem, jakby przypominając sobie o nie­skuteczności tego gestu, pozwolił ręce opaść wzdłuż bo­ku.- Zobaczymy.Oczekiwanie trwało może piętnaście czy dwadzieścia niespokojnych minut, w czasie których po obu stronach zajęto się rannymi z taką wprawą, jaką miał do zaoferowa­nia jeden czternastowieczny żołnierz drugiemu.Król, Brian i wszyscy, którzy nie byli zajęci, z powrotem zwrócili swoją uwagę na pole bitwy.Pierwsza chorągiew Francuzów, zaskoczona przez ukry­tych łuczników, została wystrzelana do nogi.W ciągu zeszłego roku Jim wielokrotnie widział hak w użyciu i był świadom spustoszenia, jakie mogły posiać strzały.Nigdy przedtem nie widział jednak zmasowanego rezultatu strze­lania przez setki łuczników naraz.Szeregi uzbrojonych rycerzy w pełnej szarży zostały po prostu starte w proch, ich siodła opróżnione, a konie wystrzelane.To, co na początku przypominało niemal niepokonany walec toczący się przez pole, zamieniło się w plątaninę bezładnych grup jeźdźców, którzy jeszcze przeżyli.Jak się spodziewali Anglicy, taki widok to było już zbyt wiele dla francuskich wojowników oczekujących w dru­gim rzucie.Rycerze i konni zbrojni rozpoczęli szarżę na drugi koniec pola nie czekając na rozkaz, tak że nie tyle linia, co nieporządna banda zwaliła się w ten sam śmier­cionośny ogień.Teraz zaatakowała także trzecia linia, a na jej spotkanie ruszyła szarża jazdy z angielskiej strony, tak że bitwa rozpadła się na niezliczone grupki ścierających się i walczących w indywidualnych potycz­kach ludzi.W tej właśnie chwili wśród zbrojnych skupionych wokół króla rozległ się okrzyk; później pomiędzy Anglikami utworzyło się przejście i nadjechał Theoluf, a za nim książę z odkrytą głową, bez zbroi, z mieczem w pochwie u boku.Dotarł do króla Jeana i zgromadzonych wokół królewskiego sztandaru, po czym zeskoczył z siodła.- Kuzynie - powiedział, zbliżając się z wyciągniętymi ramionami do króla i zwracając się do niego, jak monar­chowie zwykli nazywać się nawzajem.Król Jean cofnął się i skrzyżował ręce na piersi, tak że książę przystanął i opuścił ręce.- A kimże to jesteś, panie? - zapytał król.- Ja? - Młody człowiek wyniośle uniósł głowę.- A kim miałbym być? Jestem Edward Plantagenet, następca tronu Anglii, pierworodny syn Edwarda, króla Anglii.Kim t y jesteś, panie?Król zignorował to pytanie.- Zapewne - zwrócił się do stojącego obok Malvinne'a - jest wielce podobny do naszego księcia.- Powiedzcie raczej, że wasz książę wielce przypomina tego oto naszego królewicza Edwarda - powiedział oprys­kliwie Brian.- Zobaczymy - odezwał się czarnoksiężnik.Rzucił się naprzód i niemal dźgnął palcem w nos młodegoEdwarda.- Bezruch! - nakazał.Książę natychmiast znieruchomiał, co nie zostawiło nikomu wątpliwości, że czary Maga podziałały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •