[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Są takie sprawy.Sam rozumiesz.-konspiracyjnie zniżył głos -.ten ślub wymieniał tylko mój miecz.Na twarzy rycerza pojawił się szczęśliwy uśmiech.- Nic więcej nie mów, Jamesie - powiedział.- Sprawa Magii czy też coś miedzy twojąpanią a tobą, nie wątpię.Wybacz, jeśli byłem wścibski.- Nie ma o czym mówić, Brianie - odparł Jim czując drobne wyrzuty sumienia.- Chodzna górę i poznaj tego sir Gilesa de Mer.Jest nieco popędliwy, ale równie szybko się uspokaja.Myślę, że go polubisz. Tych ostatnich parę słów było zarówno komentarzem Jima, jak i pobożnym życzeniem zjego strony.W głębi umysłu rodził mu się niemiły obraz Briana i Gilesa skaczących sobie odrazu do oczu.Ku jego zdziwieniu jednakże nazwisko tego drugiego rycerza zdawało się jużrycerzowi znajome.- Sir Giles de Mer - powtórzył w zamyśleniu - to bardzo dogodne.Mam ci coś dopowiedzenia, Jimie i, co osobliwe, dotyczy to też tego sir Gilesa.Ależ tak, prowadz mnie zarazdo tego szlachcica. Rozdział 12Jim obawiał się, że Giles i Brian mogliby natychmiast zacząć skakać sobie do oczu.I byłoto w pewien sposób uzasadnione, gdyż obaj rycerze byli, choć każdy z nich w inny sposób,bardzo zdecydowanymi indywidualnościami.Okazało się jednak, że nie musiał zaprzątać sobietym głowy.- Sir Gilesie - powiedział przedstawiając ich sobie, gdy znalezli się na górze w pokoju -oto mój stary przyjaciel, sir Brian Neville-Smythe.Brianie, oto jest zacny rycerz sir Giles,którego właśnie zaprosiłem, by dzielił z nami kwaterę, jako że spodziewał się znalezć tu izbę, agospoda jest niestety przepełniona.- Ha! - Sir Giles dobrodusznie podkręcił czubek prawego wąsa.- Zaszczyt to dla mnie iprzyjemność poznać cię, sir Brianie.- Równy to honor spotkać i poznać cię, sir Gilesie - odparł Brian.- Właśnie miałem rzecsir Jamesowi, że powierzono mi ważną dla niego wiadomość.Co dość osobliwe, mam takżeprzekazać wieści tobie, sir Gilesie.- Tak powiadasz? Wieść dla mnie.- Na twarzy Gilesa widać było mieszaninęumiarkowanej wojowniczości i zakłopotania.- To nader dziwne.Nie sądziłbym, że ktoś w tejchwili w Hastings wie, że tu jestem, a co dopiero mówić o wysyłaniu do mnie wiadomości.- Wyda ci się to może mniej dziwne, kiedy usłyszysz, od kogo jest ta wiadomość -powiedział rycerz.- Wieści dla was obydwóch są od szlachetnego rycerza, sir Johna Chandosa.Nazwisko to wywarło pewne wrażenie nie tylko na sir Gilesie, ale i na Jimie.Jak pamiętałze swoich studiów nad historią czternastego stulecia, sir John Chandos był świetnym dowódcąwojskowym i bliskim przyjacielem Czarnego Księcia, jak nazywano następcę tronu Anglii.Zaliczał się do fundatorów Orderu Podwiązki, który to rycerski order został ustanowiony przezCzarnego Księcia w naśladownictwie Okrągłego Stołu Króla Artura.Mówiono też o Chandosiejako o  Kwiecie Rycerstwa.Co taki człowiek miałby mieć wspólnego z kimś takim jak on sam,było nie do odgadnięcia, myślał Jim.Tymczasem sir Giles wypowiedziawszy słabe  ha! wykręcał sobie prawego wąsa prawiez korzeniami.Albo, myślał Jim, ma jakiś powód wiedzieć, czemu sir John Chandos wysłałby dlaniego wiadomość, albo jest zupełnie oszołomiony niewiadomym powodem tego wezwania - tak jak i ja.- W obu przypadkach wiadomość jest ta sama - ciągnął sir Brian.- Sir John życzy sobie,aby każdy z was przybył do niego jak najszybciej.- To znaczy natychmiast? - spytał niepewnie Jim.- Trudno, żeby znaczyło to cokolwiek innego, Jame-sie - powiedział rycerz marszczącbrwi, a w jego głosie zabrzmiała nuta delikatnej wymówki.- Naturalnie! Od razu.Oczywiście - zawtórował sir Giles głosem lekko stłumionym zezdumienia.- Gdzież sir James i ja będziemy mogli znalezć łaskawego sir Johna?- Zabiorę was do niego - odrzekł Brian.Wyprowadził ich na ulicę.Miejscem, do którego zmierzali, okazała się inna, większagospoda, nieco bardziej odległa od linii brzegu.Wyglądała na całkowicie zajętą przez kogośważnego.Nad jej frontowym wejściem wisiało pół tuzina flag z herbami, z których Jim nie potrafiłrozpoznać żadnego.Zanotował za to sobie w pamięci, żeby poduczyć się heraldyki.Zajmował sięnią trochę, ale głównie herbami swych sąsiadów.Tutaj, gdzie zebrała się spora częśćangielskiego rycerstwa i gdzie prawie wszyscy rozpoznawali na pierwszy rzut oka herbyprzynajmniej najważniejszych osobistości spośród siebie, mógłby znalezć się w tarapatach,gdyby wykazał się zbyt rażącą ignorancją.Brian przepuścił ich przez frontowe drzwi i Jim ujrzał, że wielka wspólna izba tegoprzybytku była prawie cała wypełniona stojącymi ramię przy ramieniu ludzmi, w większościświetnie odzianymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •