[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Figury rozsypały się po kamiennej posadzce i zanimKarl-Heinz się zorientował, jednym szybkim ruchem Zandra chwyciła goza ręce i pociągnęła do góry.- Kochanie, nie musimy grać w szachy, prawda? Nie w taki prze-śliczny dzień.Chodzmy popływać.- W porządku - roześmiał się.- Czemu nie? Zaraz wrócę.Chciałwejść do domu, ale dłoń żony zamknęła się na jego ramieniu.- Heinzie, gdzie ty, do licha, idziesz?- Po kąpielówki.Zandra wzruszyła ramionami.- Och, kochanie, na litość Boską! A po co? Nie bądzże taki pruderyj-ny! Służba nas tu nie zobaczy, a dopóki nie staniemy na samym skrajuurwiska, załoga jachtu też nas nie widzi z dołu.- Nie spuszczała z niegooczu.- A jeśli chodzi o mnie - dodała - jestem przecież twoją żoną, wiesz.- Wiem - odpowiedział cicho.Puściła go i jednym płynnym ruchem ściągnęła przez głowę dżellabę.Potrząsnęła włosami.Karl-Heinz stanął jak wryty.Nie miała nic pod spodem, jej truskaw-kowe sutki sterczały z okrągłych, idealnych piersi, a wzgórek łonowyprzypominał trójkąt pomarańczowych loczków.- No? Kochanie, rozbierzesz się wreszcie? Czy ja mam to za ciebiezrobić?Wciąż nie spuszczając z niej oczu, zrzucił z siebie koszulę, a potem za-czął rozwiązywać sznur, którym ściągnięte były w pasie jedwabnespodnie.- Zwietnie - powiedziała Zandra i wyszła na oślepiające słońce, kieru-jąc się prosto do basenu.Przyglądał się jak unosi w górę ręce, zatacza w powietrzu łuk, składasię wpół jak scyzoryk i wchodzi w wodę tak gładko, że jej powierzchniapozostała spokojna.Jak to się dzieje, że wszystko co robi jego żona, jestdoskonałe? Przecież ona też musi mieć jakieś wady!Wynurzyła się przy drugim brzegu, pod wielką marmurową statuąNeptuna, przygładziła sobie włosy i pomachała.- Kochanie, na co czekasz? - zawołała.- Chodzże do mnie! Jest cu-downie!Karl-Heinz ściągnął spodnie i slipy i zanurkował, płynąc pod wodąmocnymi, równymi ruchami.Wynurzył się tuż obok Zandry i potrząsałgłową, rozpryskując kropelki we wszystkich kierunkach.- No i co? Czy nie wspaniale?Wszędzie wokół nich połyskiwała woda, jakby światło słoneczne odbi-jało się od ciekłego chromu.- Niezle! - powiedział.- Niezle? - %7łona prysnęła na niego silną kaskadą.- Jak to: niezle?Z uśmiechem skierował na nią wielki strumień wody.Zandra pisnęła.Nabrała powietrza i szybko zanurzyła się cała w basenie.Karl-Heinzpływał naokoło szukając jej i zastanawiając się, gdzie jest? Co ona tamknuje?Nagle bez ostrzeżenia pojawiła się za nim i wepchnęła go pod wodę.Na powierzchnię wypłynął bąbel powietrza i pękł z bulgotem.Potem zaśwynurzył się Karl-Heinz, plując wodą.Spiorunował ją wzrokiem.- To nie było ładnie!- No to co? - Roześmiała się radośnie.Trudno było nie ulec jej rozbawieniu, więc rzucił się w kierunku Zan-dry.Udając przerażenie wrzasnęła i zaczęła uciekać jak szalona na drugikoniec basenu.Karl-Heinz zaczął ją ścigać, ale siły obojga były wyrów-nane i zgrabnie mu się wymknęła.- Aha! Boisz się! - droczył się z nią.Ponad odgłosy rozchlapywanej wody przebił się dzwięczny śmiech.- Naprawdę? A czego?- Mnie.- Ciebie! A czemu miałabym się ciebie bać?Oczy mu zabłysły.- Bo wiesz, co się stanie, jak cię dogonię!- A co? - rzuciła mu wyzwanie.Nie potrafił powiedzieć, czy zwolniła naumyślnie, ale chwycił ją zakostkę u nogi i przyciągnął do siebie.- To! - odpowiedział.Wziął ją w objęcia, nakrył jej usta swoimi i zagłębił się w ich ciepłąsłodycz.Poczuł dotyk piersi Zandry i nagle jego członek zrobił się sztyw-ny.Zandra miała wrażenie, jakby coś w jej wnętrzu ożyło.Oplotła Heinz-ie'ego nogami i przycisnęła jego prężącą się męskość do swego brzucha.Itak objęci poszli pod wodę, wirując w jej błękicie opadali ze złączonymiustami, a ich języki muskały się i próbowały, badały i pieściły.Czuła, jak łomocze mu serce; palące płomienie jego pożądania oblałyją promiennym żarem.Całą sobą odpowiedziała na jego namiętność, przyciskając go takmocno, jak on obejmował ją.Wirowali wolnym ruchem, jakby byli nie-ważcy, włosy jej rozsypały się w wodzie i falowały jak u syreny.Wszędziedokoła nich rozedrgane odbicia światła błyskały jak falująca rtęć, zmie-niając basen w podwodną salę balową.Karl-Heinz przesunął dłoń na tył głowy Zandry, przyciskając jej twarzdo swojej.Drugą objął jej pierś, łagodnie muskając kciukiem brodawkę.Poczuła w piersi mrowienie i jęknęła mu w usta.Powoli jego palce zsu-wały się coraz niżej, niżej, nieubłaganie niżej, gładziły wklęsłość jej brzu-cha, pieściły miękki wzgórek, badały delikatną intymność między jejudami.Zandrze wydawało się, że przez całą wieczność pływają w tym świetli-stym świecie; palce Heinzie'ego zapalały w niej pierwsze błyski rozkoszy.A potem, kiedy zabrakło im już powietrza w płucach, wynurzyli sięjak jedno ciało na powierzchnię.Zandra oddychała ciężko, szeroko otwartymi ustami.- Heinzie - szepnęła, a jej piersi poruszały się gwałtownie.W oczach miała dziwny, intensywny blask.Ona, która zawsze uważałaswój erotyzm za subtelny i powściągliwy, przekonała się teraz, że byłobezwładniającą siłą, której w żadnym stopniu nie kontrolowała.- Chodz - powiedział Karl-Heinz i skierował ją do brzegu.Słowa stały się już niepotrzebne.W momencie kiedy ramiona Zandrydotknęły gładkich, niebieskich kafelków, puściła go, sięgnęła za siebie iprzytrzymała się gzymsu.Jego twarda męskość wtargnęła między przypominające płatki kwiatufałdki między jej udami.Zandra głęboko wciągnęła powietrze i popatrzy-ła na Heinzie'ego.Oczy mu lśniły.Jednym płynnym ruchem wsunął sięw nią do końca.Jej oczy napełniły się łzami.- Tak - jęczała.- O Boże, tak!I Karl-Heinz zaczął się poruszać.Zandra odrzuciła głowę do tyłu, ob-racała nią z boku na bok, wyginała plecy w łuk, przyciskając się do niego.Uderzał w nią coraz szybciej, szybciej i szybciej, aż woda wokół nich za-kipiała jak w kotle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]