[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokaza³a mu, jak podnosiæ kosze z towarami ze zbitych z desek sto³ów i gdzie je ustawiaæ w szopie, z dala od ¿ywio³ów.Pomóg³ jej naci¹gn¹æ plandekê na wystawy z ciê¿szymi artyku³ami.- Nikt tu nigdy nic nie kradnie?- Pewnie, ¿e kradnie - odpar³a Eleuth.- Ale nawet Mie­szañcy mog¹ siê zdobyæ na pewne zabezpieczenia.- Nie wyjaœni³a tego bli¿ej i tylko uœmiechnê³a siê do niego zamykaj¹c bramê prowadz¹c¹ z dziedziñca targowego na ulicê.- No.Powiedz mi teraz, kiedy ostatni raz mia³eœ coœ w ustach?- Jakieœ pó³tora dnia temu - przyzna³.Dopiero to pytanie obudzi³o w nim g³ód.- Mam trochê zupy, parê misek.Mam nadziejê, ¿e wystar­czy.To znaczy, ¿e wystarczy, ¿ebyœ siê najad³.Dom s¹siaduj¹cy z placem targowym oœwietli³y wkrótce olejowe latarnie i œwiece, a w palenisku zap³on¹³ ogieñ.Eleuth po³o¿y³a na ceg³ach chleb, ¿eby siê rozgrza³, i pomiesza³a zupê w kocio³ku zawieszonym nad krêgiem p³on¹cych g³owni.Poda³a Michaelowi kubek wody z brezentowej torby och³odzonej przez parowanie i zaprosi³a go do zajêcia miejsca na jednym z dwóch drewnianych krzese³.- Ile masz lat? - zapyta³ Michael, gdy skoñczy³a kom­pletowaæ nakrycia i przygotowa³a dla nich wiklinowy stolik.- Och, tutaj nie mo¿na tego okreœliæ jednoznacznie - od­powiedzia³a.- Nie domyœlasz siê?- Z wygl¹du nie jestem du¿o starsza od ciebie.- Ale ja mam szesnaœcie lat, a ty.ty jesteœ wiêksza.- To naturalne u tych, którzy maj¹ domieszkê krwi Sidhów.Bardzo szybko roœniemy.- Twój ojciec by³ w po³owie Sidhem?Eleuth skinê³a g³ow¹.- Moja matka by³a cz³owiekiem.Umar³a dawno temu.Nie pamiêtam jej zbyt dobrze.A gdybym by³a Sidhem pe³nej krwi, to albo pamiêta³abym wszystko, albo nic.Zale¿nie od tego, co bym wybra³a.- Czujê siê tak g³upio mieszkaj¹c w Królestwie - przyzna³ cicho Michael.Eleuth wrêczy³a mu ceramiczn¹ miskê z jarzynow¹ zup¹.Pachnia³a pikantnie i taka te¿ by³a w smaku; po kilku ³ykach jêzyk go pali³.- Chleba? - zaproponowa³a.Usi³owa³ ukryæ niesmak ¿uj¹c twardy chleb z br¹zow¹ skórk¹.- Wszyscy tu siê przez ca³y czas uczymy - ci¹gnê³a siadaj¹c naprzeciw niego.- Czy na Ziemi te¿ tak jest? Bo przecie¿ d³ugoœæ ¿ycia œmiertelnych jest ograniczona; musz¹ spêdzaæ krótkie lata ¿ycia w przekonaniu, ¿e s¹ strasznymi ignorantami.- Chyba tak.- Po paru kolejnych ³ykach przyzwyczai³ siê do ostrego smaku zupy.Fala ciep³a podesz³a do szyi i dotar³a do g³owy.Zacz¹³ siê pociæ.- Co do mnie, to nie jestem olœniewaj¹co bystra, nawet jak na Mieszañca.Wed³ug norm Sidhów jestem bardzo powolna.Mój ojciec by³ wspania³ym rodzicem, ale wydaje mi siê, ¿e trochê go rozczarowa³am.- Wola³by mieæ syna?- Och, nie? - Eleuth rozeœmia³a siê.- Sidhowie zawsze wol¹ córki.W rodzinach, w których s¹ córki, magia jest silniejsza.Ale jeœli o mnie chodzi, to odziedziczy³am bardzo ma³o.- Czego potrafisz dokonaæ swoj¹ magi¹? - spyta³ Michael.­Widzia³em ju¿ parê sztuczek, ale.- Nie dokoñczy³.- Zdaje siê, ¿e nie powinniœmy o tym rozmawiaæ - przerwa³a mu Eleuth.Odebra³a od niego pust¹ miskê i nape³ni³a j¹ ponow­nie.- Nie jesteœ Mieszañcem.Nie wiem w³aœciwie, dlaczego tu jesteœ ani dlaczego ciê tolerujê.A ty to wiesz?Michael pokrêci³ g³ow¹.- Chcia³bym.To znaczy, wydaje mi siê, ¿e chcia³bym.Mo¿e tak naprawdê, to wcale nie chcê tego wiedzieæ.- W koñcu musisz siê dowiedzieæ - powiedzia³a Eleuth.Jedli przez chwilê w milczeniu.Potem Eleuth zabra³a puste miski i wepchnê³a je do kocio³ka z piaskiem.Zakrêci³a podstaw¹, na której sta³ kocio³ek, i wy³owi³a z niego ju¿ czyste miski.- Mo¿esz spaæ przy palenisku - powiedzia³a.Œci¹gnê³a z prêta kobierzec i rozœcieli³a go na pod³odze, a potem wyjê³a jeszcze dwa koce i szlafrok.- Nale¿a³ do Lirga - powiedzia³a podaj¹c mu ten ostatni.- Idê spaæ.Rano mo¿esz sobie wybraæ jeszcze coœ z jego garderoby.Dobranoc.Po³o¿y³ siê na kobiercu i przykry³ kocami.Eleuth wygasi³a ogieñ w palenisku, przykry³a je siatk¹ i wœlizgnê³a siê za drug¹ kotarê, do swojej izby.Michael le¿a³ przez kilka minut w ciemnoœciach rozpraszanych nieco przez ¿arz¹ce siê g³ownie.W g³owie mia³ zamêt, ale nie myœla³ w³aœciwie o niczym.Powieki mu opad³y.Sen bez marzeñ sennych zdaje siê trwaæ chwilê.Obudzi³o go szlochanie.To by³a Eleuth.Usiad³ zaspany na pod³odze i nie wiedz¹c, jak siê zachowaæ, nas³uchiwa³ przez chwilê opar³szy brodê na kolanach.W koñcu wsta³.Zmiêtoszone stare ubranie, w którym spa³, krêpowa³o mu ruchy.Podszed³ cicho do kotary.Eleuth?Szloch przycich³.- Eleuth, co siê sta³o?- Ju¿ nie bêdê - odezwa³a siê st³umionym g³osem.- Ale co siê sta³o?Odchyli³ kotarê i zobaczy³ j¹ le¿¹c¹ na drewnianym ³o¿u z kocami œci¹gniêtymi pod szyjê.Twarz mia³a zalan¹ ³zami, które po³yskiwa³y w blasku jedynej œwiecy oœwietlaj¹cej izbê.- Nie mogê spamiêtaæ wszystkich tych transakcji - wy­krztusi³a.- Chocia¿ nie wiem, jak bym siê stara³a, nie potrafiê prowadziæ rachunków w pamiêci.Michael opar³ siê sennie o œcianê.- No to zapisuj sobie na kartce.- Och, nie! - ¿achnê³a siê Eleuth i zadygota³a wstrz¹sana spazmami.- My niczego nie zapisujemy.Tak.tak nie wolno.Lirg by³by bardzo zawiedziony.- Otar³a twarz d³oñmi.- A wiêc jesteœ inna.Ka¿dy jest inny.- Zaraz siê uspokojê - powiedzia³a.- IdŸ ju¿ spaæ.­Le¿a³a na wznak i wpatrywa³a siê w sufit.Puœci³ kotarê pozwalaj¹ jej opaœæ.- Michael?Zatrzyma³ siê przy krawêdzi swego pos³ania.- Co?- Czy boisz siê Mieszañców? To znaczy, czy nas nienawidzisz.- Nie - odpar³.-- Nie s¹ gorsi od ludzi, a lepsi od Sidhów Tak bym ich scharakteryzowa³.Us³ysza³ tupot jej bosych stóp na drewnianej pod³odze.Od- chyli³a zas³onê i spojrza³a na niego.Przez chwilê ¿adne siê nie odzywa³o, potem skinê³a, ¿eby do niej podszed³.- Jestem w przewa¿aj¹cej czêœci cz³owiekiem - powiedzia³aodgarniaj¹c koce i robi¹c mu miejsce obok siebie.Zacz¹³ siê gramoliæ do ³ó¿ka w ubraniu, ale zrobi³a minê i odepchnê³a go ³agodnie.- Nie w tym - powiedzia³a rozwi¹zuj¹c tasiemki, przytrzymuj¹ce mu spodnie.- Œci¹gnij tê koszulê.Zas³ugujesz na coœ lepszego.Czu³ siê bardzo dziwnie, by³ podniecony, ale œpi¹cy, prze­straszony, ale spokojny.Uœmiecha³a siê, kiedy pozbywa³ sig bielizny i wiesza³ j¹ przed sob¹.Wziê³a go za rêce, przyci¹gnê³a do siebie i poca³owa³a w czo³o.- Jesteœ zmêczony - wyszepta³a.- Dziœ œpijmy.- Nie chcê jeszcze spaæ - zaprotestowa³.Obj¹³ j¹ ramionami miêtosz¹c w garœci szorstki, miêkki materia³ jej koszuli.Wcisn¹³ twarz w jej szyjê, a ona unios³a brodê zamykaj¹c oczy.Wtedy j¹ poca³owa³.Poca³unek smakowa³ trochê elektrycznie, jak gdyby liza³ dziesiêciocentówkê.Rozsup³a³ jedn¹ rêk¹ tasiemki w górnej czêœci jej koszuli ods³aniaj¹c piersi.Usiane by³y per³owoszarymi piegami, a w dolinie pomiêdzy nimi falowa³ mostek.Delikatnie, jednym palcem dotkn¹³ jej skóry, potem otar³ siê policzkiem o pierœ rozkoszuj¹c siê jej ciep³em.Ujê³a w d³onie jego g³owê i przyci¹gnê³a do siebie ca³uj¹c we w³osy.- S³odki - wyszepta³a.- Sona, dosa, sona.- Co mam robiæ? - wymamrota³ podnosz¹c g³owê i spogl¹­daj¹c na ni¹ spod na wpó³ przymkniêtych powiek.- Œpij, Michaelu - szepnê³a œpiewnie g³adz¹c palcem jego czo³o.Wtuli³a siê w niego i poczu³ jej obna¿on¹ nogê tu¿ przy swojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •