[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od początku zdawał so-bie sprawę, że wcześniej czy pózniej musi kiedyś nadejść ten dzień.Wszak skradł104 mnóstwo pieniędzy.Gdyby chodziło o mniejszą sumę, być może poszkodowanizaniechaliby kosztownych poszukiwań.W czasie krótkiej podróży zwrócił uwagę na parę drobnych rzeczy.Tutejszepodjazdy przed domami były wylane asfaltem, co niezmiernie rzadko spotykałosię w Brazylii, a przynajmniej w Ponta Pora.Dzieci nosiły tu obuwie sportowe,podczas gdy mali Brazylijczycy kopali piłkę boso, przez co skóra na podeszwachich stóp stawała się twarda jak kamień.Nagle Patrickowi zamarzył się powrót naRua Tiradentes, gdzie po chodnikach zawsze kręciły się grupki chłopców szuka-jących przeciwników do rozegrania meczu. Dobrze się czujesz?  zapytał Sandy.W milczeniu skinął głową.Wciąż miał na nosie ciemne okulary.McDermott sięgnął do aktówki i wyciągnął egzemplarz miejscowej porannejgazety.Na pierwszej stronie wielki nagłówek obwieszczał:LANIGAN OSKAR%7łA FBI O TORTUROWANIEI DRCZENIE FIZYCZNEDwa powiększone zdjęcia zajmowały niemal połowę pierwszej kolumny.Patrick spoglądał na nie przez chwilę, po czym rzekł: Pózniej to przeczytam.Cutter siedział tuż przed nim i jak można było podejrzewać, wsłuchiwał sięw oddech więznia.Wolał nie nawiązywać żadnej rozmowy, co zresztą bardzo La-niganowi odpowiadało.Furgonetka wjechała na parking przed budynkiem szpita-la, kierowca zatrzymał wóz na wprost wejścia do izby przyjęć.Patricka poprowa-dzono długim korytarzem ku grupie pielęgniarek, które z wyraznym zaintereso-waniem obejrzały nowego pacjenta.Towarzyszyło im dwóch techników z labora-torium analitycznego.Jeden z nich, widocznie chcąc się popisać, rzucił wesoło: Witamy w domu, Patricku.Nie wypełniano jednak żadnych formularzy, nikt nie pytał, czy jest ubezpie-czony lub kto zapłaci za kurację.Zawieziono go od razu na drugie piętro i umiesz-czono w izolatce na końcu skrzydła.Najpierw Cutter wygłosił krótką listę za-kazów i ostrzeżeń, pózniej uzupełnił ją szeryf.Posiłki miały być dostarczanedo strzeżonego pokoju, więzniowi umożliwiano ograniczony dostęp do telefonu.Okazało się, że niewiele więcej mogą dla niego zrobić.Po paru minutach wszyscywyszli, został jedynie Sandy.Patrick usiadł na skraju łóżka i wyciągnął przed siebie nogi. Chciałbym się zobaczyć z matką  powiedział. Jest już w drodze, powinna tu być o pierwszej. Dzięki. A co z twoją żoną i córką?105  Pragnąłbym się spotkać z Ashley Nicole, ale jeszcze nie teraz.Na pewnomnie nie pamięta.Obecnie chyba sądzi, że jestem jakimś potworem.A z oczywi-stych powodów w ogóle nie mam ochoty na spotkanie z Trudy.Rozległo się głośne pukanie do drzwi.Wrócił szeryf Sweeney z dość grubymplikiem papierów. Przepraszam, że ci przeszkadzam, Patricku, ale tu chodzi o sprawy urzędo-we.Wolałbym to jak najszybciej mieć za sobą. Oczywiście, szeryfie  mruknął Lanigan, szykując się na najgorsze. Przykro mi, ale to mój obowiązek.Więc przede wszystkim oto kopia za-twierdzonego przez komisję przysięgłych okręgu Harrison aktu oskarżenia o po-pełnienie morderstwa z premedytacją.Patrick wziął dokumenty i nawet nie spojrzawszy, przekazał je McDermotto-wi. Tu zaś jest pozew rozwodowy złożony przez Trudy Lanigan, mieszkającąobecnie w Mobile. Co za niespodzianka! Jakie mi stawia zarzuty? Nie czytałem uzasadnienia.Tu jest kopia pozwu wystosowanego przez nie-jakiego Benjamina Aricię. Kogo?  zapytał Patrick z uśmiechem.Szeryf zachował jednak powagę. Oto pozew złożony przez twoich dawnych kolegów z kancelarii adwokac-kiej. Ile żądają?  Lanigan bez wahania przyjął kolejny dokument z rąk Swe-eneya. Nie czytałem go.Tu mam kolejny pozew, złożony przez towarzystwo ubez-pieczeniowe Monarch-Sierra. Ach, tak, przypominam sobie tych ludzi.Patrick podał ostatnie papiery Sandy emu, który obecnie trzymał cały stosik,jaki przyniósł szeryf. Przykro mi, Patricku  mruknął Sweeney. To wszystko? Na razie.Wracając do biura, zajrzę do kancelarii sądu i sprawdzę, czy niewpłynęły jakieś następne skargi na ciebie. Możesz je od razu przekazywać Sandy emu, to bardzo rzutki adwokat.Lanigan nie miał już rąk skrępowanych kajdankami, więc jeszcze raz serdecz-nie uścisnęli sobie dłonie i szeryf wyszedł. Zawsze lubiłem Raymonda  oznajmił Patrick.Wstał z łóżka, oparł pięści na biodrach i zaczął powoli robić przysiad.Szybkojednak wyprostował się z powrotem. Jeszcze długo nie wrócę do siebie, Sandy.Odnoszę wrażenie, że bolą mnienawet kości.106  Doskonale, to nam pomoże w naszej sprawie. McDermott przeglądałodebrane dokumenty. Oho, Trudy musiała być naprawdę wściekła na ciebie.Zażądała, żebyś całkowicie zniknął z jej życia. Sam się o to starałem.Jakie stawia zarzuty? Ucieczka i porzucenie.Znęcanie się psychiczne. To trudno jej będzie udowodnić. Masz zamiar się bronić przed tymi zarzutami? To zależy, czego się domaga.Sandy przerzucił kartkę. No cóż, lista żądań jest dosyć długa.Trudy domaga się rozwodu i powie-rzenia jej całkowitej opieki nad córką, włącznie z pozbawieniem ciebie praw ro-dzicielskich, jak również prawa do okresowych spotkań z dzieckiem.%7łąda przy-znania jej prawa własności do całego wspólnego majątku, ruchomego i nieru-chomego, jakim dysponowaliście w chwili twojego zniknięcia.właśnie tak tookreśla, wszędzie używa słowa  zniknięcie.Ponadto.o, jest tutaj.stosow-nego odszkodowania, proporcjonalnego do twoich zysków osiągniętych od czasuzniknięcia. No, no! Też mi niespodzianka. W każdym razie to wszystko, czego się domaga w uzasadnieniu pozwu. Dam jej rozwód, Sandy, bez większych sprzeciwów.Lecz wcale nie dosta-nie go tak gładko, jak podejrzewa. Co masz na myśli? Porozmawiamy o tym pózniej.Jestem zmęczony. Mamy wiele spraw do omówienia, Patricku.Nie wiem, czy na pewno sobieuświadamiasz, że chodzi o sprawy nie cierpiące zwłoki. Pózniej.Teraz muszę odpocząć.Zresztą niedługo będzie tu mama. Jak sobie życzysz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •