[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piekło wybrukowane dobrymi chęciami.Przegrali.Telefon kusił coraz bardziej.Zadzwonić! Zadzwonić gdziekolwiek, żeby nie czuć się takbardzo samotną! Ani chwili dłużej tu, w tym miejscu, gdzie już nic.Kłaść się w tym samym łóżku, kiedy nie zostało nawet wspomnienie miłości.Mimowolnespotkanie dwóch obcych ciał.Odwracał się przez sen w jej stronę i ciepłą senną ręką przysuwałją bliżej.Z przyzwyczajenia.A ona drętwiała z rozpaczy, że to nie ta ręka, co kiedyś, choć ta, nie ten człowiek, cokiedyś, choć ten, a piekło otwierało się coraz szerzej.Ale też mogła wyobrażać sobie, że to ktośzupełnie obcy.Kogo nigdy nie kochała.Kto nigdy między dwunastą a pierwszą w nocy nieczekał na jej telefon.Grzech.To jest właśnie grzech.* * *Na górze skrzypnęły drzwi. Czy ty musisz o tej porze palić? Znowu nie możesz spać?  Pytania były lepsze niż odpowiedzi. Napij się mleka.Bo przecież nie powiesz tak jak kiedyś  nie mogę bez ciebie zasnąć.Napięcie rozlewało się w pokoju jak olej.Tłuste, nie do usunięcia. To pomaga. Zdobyła się na troskę w głosie. Przynieść ci? Dlaczego siedzisz po nocy? Czy ty to robisz specjalnie?Siadł przy niej i wziął do ręki kartkę, którą przedtem miała w ręku. Naleję ci. Podniosła się.Za szybko.Trzeba uważać, trzeba cały czas uważać na to, co robi.Nie za szybko, nie odrazu, nie za troskliwie.To budzi podejrzenia.Pomyśli, że czegoś od niego chce.%7łe jeszczeczegoś oczekuje.A przecież nic już się nie może zdarzyć.A ona nie da mu tej satysfakcji.Lodówka, karton mleka, chude, 0,5%, nie więcej.Powinna rozciąć nożyczkami. Co ty tam robisz? A głos? Jaki ma głos? Smutny? On już nie miewa smutnego głosu.To jest głos wyprany zjakichkolwiek emocji. Szukam nożyczek. W lewej szufladzie, chyba że jak zwykle nie odłożyłaś na miejsce.O, to już lepiej.Jak zwykle.Już nie trzeba udawać.Można się lekko naburmuszyć.Już nie musi tęsknić.Może powolizapominać.Przeszłość jest nieważna.Jest tylko dzisiaj.Dzisiaj jest właśnie takie.Rozerwała karton palcami.Znowu nierówno.Mleko lało się poszarpanym strumieniem doszklanki.Postawiła ją na stole. Jest po pierwszej.Długo będziesz siedziała?Ciekawość, wyrzut? Boże, jakżeby chciała powiedzieć, tak jak kiedyś:  może ci to jest narękę?.Ale kiedyś zapalały mu się oczy i głos matowiał, kiedy mówił  niedoczekanie ipodchodził do niej z tyłu, brał jej twarz w swoje ręce i delikatnie całował.Nie pozwalał jejmyśleć już dłużej o niczym, oprócz tego, że oto są we dwoje.Teraz jej nie było.Czas minął. Nie wiem.Idz spać  powiedziała w tłustą oliwę. Dobranoc.* * *W którym momencie decyduje się zdjąć lampę? I czy się nie myli? Właśnie, czy się niemyli? Może myśli, że taki marny haczyk nie wytrzyma.Może chce tylko spróbować? Szklanka zmlekiem stoi w dalszym ciągu na stole.Wypił tylko trochę i odszedł.Jest sama.Niech wobectego będzie sama.Bez udawania, że nie jest.To uczciwe.To nie grzech.Mrozne powietrze wpada przez uchylone okno.Cegły rozpływają się, wisielec zamieniasię w buldoga, buldog zamienia się w okrągły księżyc w pełni.Podczas pełni nie może spać.Ateraz pełnia ma oczy mężczyzny, który patrzy na nią z miłością.I już tak zostanie.Chcewyciągnąć do niego ręce, ale jej ręce już zwisają bezwładnie. Księżyc ci upadłDeszcz dopadał ziemi dość wolno.Tak, jedyne co lubiła w mieście, to widok mokrych drzew w świetle latarni.Wszystkiebez wyjątku robiły się koliste lub półokrągłe, żadnych kantów.Po prostu błyszczały w świetle jakobsypane srebrem stare bombki.Nierzeczywiste, nieterazniejsze.Budziły wspomnienia z bardzodalekiej, miękkiej przeszłości.Ale nie teraz.Teraz już nie widziała nic, tak mokro miała pod powiekami.To wszystkonieważne.Jak najszybciej do domu.Trzeba tylko przebiec przez ulicę, jeszcze zdąży na ostatniakolejkę.Jak najszybciej w przejściu podziemnym.Bezdomni i pijani o tej porze mieszkańcydworca podmiejskiej kolejki budzili strach.Nic nie jedzie.Wbiegła na jezdnię.Bruzdy błotnego szlamu tworzyły na asfalcie dwie pokraczne linie.Zlady jej butów przecięły ten wzór, a torba obijała się o udo.Jeszcze schody w dół.Kolejkaelektryczna już warczała  zamykające się drzwi o mały włos nie przycięły poły jej płaszcza.W ostatniej sekundzie, zdążyła w ostatniej sekundzie.Co by zrobiła sama w mieście o tejporze? Co by się stało, gdyby była minutę pózniej? Na pewno, wie to już na pewno, niezwróciłaby się do niego o pomoc.Już nigdy.Wszystko przepadło, wszystko się skończyło.Zostawił ją w środku nocy, samą na ulicy.Nie ma o czym rozmawiać.Nie ma nawet oczym myśleć.Otworzyła torbę.Bilet.Musi mieć bilet.Od jak dawna nie jezdziła swoją kolejką? Z okien swego domu na wsi widziaławieczorami jasną gąsienicę  jedyny znak łączności z cywilizowanym światem.Tam był jejdom.I kiedyś przed samym nadjeżdżającym pociągiem przeszły spokojnie dwie sarny.I na małejstacyjce słychać wszystkie ptaki, jak się jedzie rano i czeka.Teraz już nie zapomni tak szybko, co jest ważne.Ważne są te sarny.I żeby mieć zawszebilety na kolejkę.Nigdy nie ufać też mężczyznom.To jest najważniejsze.Nie ma.Oczywiście nie ma biletu.Rozejrzała się po wagonie.Zmięte dwie starsze kobiety.Jedna już przysypia.Głowaoparta o szybę.Na pewno miesięczny.Druga wlepiła wzrok w okno.Po co? I tak nic nie widać,tak brudna jest ta szyba.Musi przejść do innego wagonu.Drzwi.Zacinają się.Ale tam ktoś jest. Mężczyzna, kobieta i dziecko. Przepraszam, może macie państwo bilet do odstąpienia? Nie ruszaj tego, mówiłam ci tyle razy, siedz spokojnie, mówiłam, że to za pózno otakiej porze, ale ty nigdy mnie nie słuchasz. Monotonny głos niestarej jeszcze kobiety wlewałsię w ucho nieprzyjemnym zgrzytem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •