[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzecie - to Służalcy mogą mieć tu coś schowane, coś w stylu zastępczego centrum dowodzenia.Coś, co raczej zniszczą niż nam pokażą.Każdy z tych powodów jest wystarczający, żeby zainteresować się tą planetą, nie?- Będziemy w atmosferze za dwadzieścia godzin - przerwał zaległą ciszę Dall - ale jeśli mu damy pełną moc, to możemy być za siedem.- Zbyt długo się nie uchowasz.Jesteś zbyt niecierpliwy, jak na grzeczne dziecko - Arnild nawet nie odwrócił głowy od ekranu, ustawiając filtr podczerwieni na najlepszą ostrość.- Panowie, trochę kultury - głos Stane'a był jak zwykle spokojny i cichy.- To że jesteśmy we trzech i to na tym zadupiu zapomnianym przez Boga i ludzi oraz nasze dowództwo, to jeszcze nie powód, żeby nie przestrzegać podstaw dobrego wychowania.A poza tym, Arnild, zapomniałeś, że Dall nigdy nie walczył ze Służalcami.A teraz jazda na naszą łajbę.Przelatywali przez atmosferę w milczeniu.Zwiadowczy planetolot zataczał kręgi po równikowej orbicie, gdy uzyskali pierwsze odczyty i odbitki z powierzchni.Duplikaty powędrowały na stół, oryginały zostały w zapieczętowanych kasetach, które otwiera się tylko w bazie.- Niewiele tu tego - komandor odsunął odczyty - a i od tego człowiek głupieje.Nie mamy innej rady, schodzimy i rozejrzymy się na miejscuArnild w milczeniu oglądał zdjęcia.Jego palce odruchowo uruchamiały nie istniejące wyrzutnie.Dall pierwszy przerwał ciszę.- Faktycznie, niewiele tu ciekawego.Kupa wody i jeden wielki kontynent.Nic więcej.- Nic wykrywalnego - to był Stane.- Żadnego promieniowania, dużych mas metalu na powierzchni czy w jej wnętrzu, żadnych źródeł energii.Żadnych powodów, dla których tu jesteśmy.- Ale jesteśmy tu! - Arnild zakończył kontemplację zdjęć.- Więc zamiast strzępić gębę, zjeżdżajmy na dół i przekonajmy się naocznie po cholerę się tu znaleźliśmy.To tu - prztyknął w zdjęcie - to chyba jakaś wioska.Prymityw! Dymy z palenisk, tubylcy szwendają się po okolicy jak śnięte rybki.- A tu są owce na polu - przerwał jak zwykle Dall - i łodzie wypływające z zatok.Powinniśmy tu coś znaleźć!- No cóż, pozostańmy w tej zbożnej nadziei.Przygotować się do lądowania!Starym zwyczajem odbyło się ono z hukiem i błyskiem.Przyziemili w zagajniku na wzgórzu, na którego stoku była położona największa na kontynencie osada.- Pozytywny odczyt atmosfery - Dall wyłączył analizator.- Zostań przy celownikach, Arnild - Stane był tym razem spokojniejszy niż zwykle.- Trzymaj nas na wizji, ale wal tylko na mój rozkaz.- Albo gdy cię zabiją - głos Arnilda był całkowicie wyprany z emocji.- Albo gdy mnie zabiją - Stane nie ustępował mu pod tym względem ani na jotę.- W tym wypadku zostaniesz dowódcą.Razem z Dallem ubrali lekkie skafandry i opuścili statek.Powietrze było chłodne i przyjemnie orzeźwiające.- Pachnie wspaniale po odorze tych katakumb!- Masz rzadki dar obrzydzania sobie życia - odezwał się w słuchawkach Arnild.- Hej! Zobaczcie no, co się dzieje w wiosce!Dall ustawił ostrość lornetki.Stane zrobił to, gdy tylko opuścili pokład.- Nic się nie rusza! Wyślij “Oko"!Z hukiem boostera owalny aparat opuścił planetolot i zaczął zataczać kręgi nad wioską.Składała się ona z około setki domów o przestronnych wejściach, tak że “Oko" mogło spenetrować ich wnętrza.- Nikogo - głos Arnilda był pełen sarkazmu.- Ani jednego zwierzaka, nie mówiąc o gospodarzach.I gdzie się podziała ta przysłowiowa gościnność wobec gwiezdnych tułaczy?- Ludzie nie mogli, u diabła, tak po prostu zniknąć - zdenerwował się Dall.- W jaką stronę byś nie spojrzał, pola są puste.A przecież dym z kominów jeszcze się snuje po okolicy!- Dym jest, a ludzi nie ma - głos Arnilda był znów beznamiętny.- Zejdźcie z łaski swojej na dół i rozejrzyjcie się.“Oko" opuściło wioskę i leciało w kierunku statku.Właśnie przelatywało nad zagajnikiem, gdy stanęło jak wryte, a słuchawki rozdarły się głosem Arnilda:- Stop! Tam nikogo nie ma, ale z dziesięć metrów nad wami ktoś jest i to nawet nie taki brzydki!Obaj zainteresowani powstrzymali naturalny odruch zadarcia głów i podziwiania tego kogoś.Zrealizowali go dopiero po chwili, gdy byli już w bezpiecznej odległości od niezasłużonych podarków, które mogły się im posypać na głowy.- Uważajcie! Obniżam grata dla lepszego obrazu.Dziewczyna, ładna, nie ma żadnej, widocznej broni, tylko jakąś spódniczkę.Siedzi na drzewie i nie rusza się.Oczy ma zamknięte.Wygląda na cholernie przestraszoną.Obaj podróżnicy widzieli konturowy obraz opisywanej rzeczywistości w soczewkach swoich lornetek.- Nie podjeżdżaj bliżej, ale włącz głośnik i przełącz mnie na linię.- Jesteś włączony.- Jesteśmy przyjaciółmi.Zejdź.Nie chcemy cię skrzywdzić.- słowa odbijały się echem i zniekształcone docierały do ich uszu.- Słyszy, szefie, ale może jej nie uczyli esperanto - zauważył Arnild.- Rezultaty twojej przemowy są nikłe - mocniej przytuliła się do pnia.Stane nieźle znał język Służalców w czasie wojny, ale teraz musiał się nieźle pogimnastykować, zanim sklecił zrozumiałą wiązankę dźwięków o tym samym znaczeniu w języku wrogów.- To coś dało, szefie - meldował Arnild.- Podskoczyła tak, że omal nie zleciała z tej grzędy.Teraz wlazła chyba dwa razy wyżej i siedzi.- Niech pan mi pozwoli tam wejść, sir - Dall stał na baczność.- Wezmę linę i wejdę po nią.To jedyny sposób.To tak samo jak z kotem.Stane rozejrzał się wokoło.- Wygląda na to, że to jest najlepsza możliwość.Weź lekką linę, ze dwieście metrów, ze statku.I pospiesz się, bo zaczyna zmierzchać.Żelazo werżnęło się w drzewo i Dall rozpoczął wspinaczkę.Dziewczyna poczuła ruch drzewa i wtedy spostrzegł jasną plamę jej twarzy, zwróconą ku dołowi.Potem plama znikła i zaszeleściły liście.Ruszył w górę, zanim Arnild zrelacjonował sytuację.- Uważaj! Wlazła wyżej, jest nad tobą!- Co mam robić, komandorze? - spytał Dall, siadłszy okrakiem na grubym konarze, z dziesięć metrów nad ziemią.- Właź dalej.Ona nie może wejść wyżej niż na czubek.Na pewno ją dogonisz - wypowiedź Stane'a jak zwykle napawała otuchą.Wspinaczka była teraz łatwiejsza - gałęzie bliżej rosły i nie były tak rozłożyste, jak niżej.Wchodził powoli, żeby nie przestraszyć dziewczyny.Byli odcięci od otoczenia w swoim własnym świecie - świecie drzewa i tylko połyskujący obiektyw “Oka" przypominał, że są też inni obok nich.Dall zawiązał kolejny węzeł.Po raz pierwszy w tej misji wiedział, że jest potrzebny, że robi to, co umie i robi to dobrze.Uśmiechnął się do swoich myśli.Mogła wejść jeszcze wyżej - gałęzie z pewnością utrzymałyby ją.Ale dla jakichś, sobie znanych powodów, znalazł ją na następnym konarze.Stanął obok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •