[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie dane, jakie poprzedzają atak, są raz jeszcze kodowane i interpretowane - najprawdopodobniej ten torpedowiec miał się zająć czwartą planetą układu, w którym teraz jesteśmy.- Czy mamy coś w archiwum o tej planecie?- Nie.Jest to nie zbadany dotychczas system, przynajmniej do czasów, które obejmują nasze archiwa.Ale Służalcy mogli o niej coś takiego usłyszeć, że zdecydowali się na jej zniszczenie.Jesteśmy tu po to, aby się dowiedzieć, dlaczego tak postanowili.Małolat stał przetrawiając usłyszane informacje.- I to jest jedyny powód? - odezwał się w końcu.- Jeśli nam się uda, to będzie wszystko.? Myślę, że to nie powinno być zbyt trudne.- Ten sposób rozumowania najlepiej wyjaśnia, dlaczego na tym statku masz tak niską rangę - obwieścił swą obecność artylerzysta Arnild.Arnild był weteranem służby patrolowej, która słynęła z tego, że dział emerytalny nie narzekał na nadmiar petentów.Poza tym był całkowitym ignorantem, wyłączając trzy dziedziny: wojnę, komputery i działa.- Czy mogę coś dodać od siebie, szefie? Po pierwsze - każdy wróg Służalców jest naszym sprzymierzeńcem, a może nawet przyjacielem.Po drugie - może tak być, że jest to wróg całej rasy ludzkiej i wtedy będziemy musieli użyć Mozaiki, żeby ukręcić łeb całej sprawie, czyli zakończyć zbożne dzieło rozpoczęte przez Służalców.Po trzecie - Służalcy mogli tu coś ukryć, na przykład zastępcze centrum dowodzenia.Coś, co raczej zniszczą niż nam pokażą.Każdy z tych powodów jest wystarczający, żeby zainteresować się tą planetą, nie?- Będziemy w atmosferze za dwadzieścia godzin - Dali przerwał ciszę, która nagle zapadła - ale jeśli damy mu pełną moc, to możemy być za siedem.- Długo się nie uchowasz.Jesteś zbyt niecierpliwy, jak na grzeczne dziecko - Arnild nawet nie odwrócił głowy od ekranu, ustawiając filtr podczerwieni na najlepszą ostrość.- Panowie, trochę kultury - głos Stane'a był jak zwykle cichy i spokojny.- To, że jest nas tu trzech na tym zadupiu zapomnianym przez Boga i nasze dowództwo, to jeszcze nie powód, żeby nie przestrzegać podstawowych zasad dobrego wychowania.A poza tym, Arnild, zapomniałeś, że Dali nigdy nie walczył ze Służalcami.A teraz jazda na naszą łajbę.*Przelatywali przez atmosferę w milczeniu.Zwiadowczy planetołot zataczał kręgi po równikowej orbicie, gdy uzyskali pierwsze odczyty i odbitki z powierzchni.Duplikaty powędrowały na stół, oryginały zostały w zapieczętowanych kasetach, które otwiera się tylko w bazie.- Niewiele tego - komandor odsunął odczyty - a i tak człowiek głupieje.Nie mamy innej rady, schodzimy i rozejrzymy się na miejscu.Arnild w milczeniu oglądał zdjęcia.Jego pałce odruchowo uruchamiały nie istniejące wyrzutnie.Dali pierwszy przerwał ciszę.- Faktycznie, nic ciekawego.Kupa wody i jeden wielki kontynent.- Nic wykrywalnego - to był Stanę.- Żadnego promieniowania, dużych mas metalu na powierzchni czy we wnętrzu planety, żadnych źródeł energii.Żadnych powodów, dla których tu jesteśmy.- Ale jesteśmy! - Arnild zakończył kontemplację zdjęć.- Więc zamiast strzępić gębę, zjeżdżajmy na dół i przekonajmy się naocznie, po cholerę się tu znaleźliśmy.To - pstryknął w zdjęcie - jest chyba jakaś wioska.Prymityw! Dymy z palenisk, tubylcy szwendają się po okolicy jak śnięte rybki.- A tu są owce na polu - przerwał jak zwykle Dali - i łodzie wypływające z zatok.Powinniśmy coś znaleźć!- No cóż, pozostańmy w tej zbożnej nadziei.Przygotować się do lądowania!Starym zwyczajem odbyło się ono z hukiem i błyskiem.Przyziemili w zagajniku na wzgórzu, na którego stoku była położona największa na kontynencie osada.- Pozytywny odczyt atmosfery - Dali wyłączył analizator.- Zostań przy celownikach, Arnild - Stanę był tym razem jeszcze spokojniejszy niż zwykle.- Trzymaj nas na wizji, ale wal tylko na mój rozkaz.- Albo gdy cię zabiją - głos Arnilda był całkowicie wyprany z emocji.- Albo gdy mnie zabiją - Stanę nie ustępował mu pod tym względem ani na jotę.- W tym wypadku zostaniesz dowódcą.Razem z Dallem nałożyli lekkie skafandry i opuścili statek.Powietrze było chłodne i przyjemnie orzeźwiające.- Pachnie wspaniale po odorze tych katakumb!- Masz rzadki dar obrzydzania sobie życia - odezwał się w słuchawkach Arnild.- Hej! Zobaczcie no, co się dzieje w wiosce!Dali ustawił ostrość lornetki.Stanę zrobił to, gdy tylko opuścili pokład.- Nic się nie rusza! Wyślij „Oko"!Z hukiem boostera owalny aparat opuścił planetołot i zaczął zataczać kręgi nad wioską.Składała się ona z około setki domów o przestronnych wejściach, tak że „Oko" mogło spenetrować ich wnętrza.- Nikogo - głos Arnilda był pełen sarkazmu.- Ani jednego zwierzaka, nie mówiąc o gospodarzach.I gdzie się podziała ta przysłowiowa gościnność wobec gwiezdnych tułaczy?- Ludzie nie mogli, u diabła, tak po prostu zniknąć - zdenerwował się Dali.- W którą stronę byś nie spojrzał, pola są puste.A przecież dym z kominów jeszcze się snuje po okolicy!- Dym jest, a ludzi nie ma - głos Arnilda znów był beznamiętny.- Zejdźcie z łaski swojej na dół i rozejrzyjcie się.„Oko" opuściło wioskę i leciało w kierunku statku.Właśnie przelatywało nad zagajnikiem, gdy stanęło jak wryte, a słuchawki rozdarły się głosem Arnilda:- Stop! Tam nikogo nie ma, ale z dziesięć jardów nad wami ktoś jest i to nawet nie taki brzydki!Obaj zainteresowani powstrzymali naturalny odruch zadarcia głów i podziwiania tego kogoś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]