[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woda spływa na piach ze zrujnowanych kanatów.Potoki przenikają ziemię.Woda spadła z nieba w Strefie Wydm! O, moi przy­jaciele, Bóg mi tak rozkazał: "Uczyńcie na pustyni prostą drogę do waszego Pana, albowiem jestem głosem, którym on przemawia".Wskazał sztywnym i drżącym palcem na stopnie niżej.- To nie jest zgubiona dżidda, która nigdy więcej nie będzie zamieszkana! Tutaj spożywaliśmy chleb niebieski.I tu hałas ob­cych wypędza nas z domów! Oni przygotowują pustkowie, ziemię, której nie zamieszka żaden człowiek ani której nikt nie przemierzy.Tłum falował niespokojnie, uciekinierzy i fremeńscy mieszcza­nie rozglądali się dookoła, spoglądając na pielgrzymów Hadżdż, stojących między nimi."On może wywołać krwawe zamieszki! - pomyślała Alia.- Do­brze, niech mu będzie.Kapłani pochwycą go w tym bałaganie".Ujrzała wtedy piątkę kapłanów - krótki sznureczek żółtych szat, kierujący się w dół stopni, ku Kaznodziei.- Woda, którą użyźnialiście pustynię, zmieniła się w krew - rzekł Kaznodzieja, szeroko rozpościerając ramiona.- Krew na na­szej ziemi! Spójrzcie na pustynię.Kusiła obcych, by zostali wśród nas.Zjawili się i poczęli szerzyć gwałt! Ich twarze są zamknięte, jakby były gotowe na ostatni wiatr Kralizeku! Zniewalają piasek.Wysysają jego bogactwa, skarby ukryte w głębiach.Przyjrzyjcie się im.Napisane jest: "I stanąłem na piasku, i ujrzałem bestię, i widzia­łem na jej głowie wypisane imię Boga!"W tłumie narastały gniewne pomruki.Podnoszono pięści, po­trząsano nimi.- O co mu chodzi? - szepnął Farad'n.- Sama chciałabym wiedzieć - powiedziała Alia.Położyła dłoń na piersi, czując przesycone lękiem podniecenie.Jeżeli on nie przestanie, tłum zwróci się przeciw pielgrzymom!Ale Kaznodzieja odwrócił się, wymierzył martwe spojrzenie w Świątynię i podniósł dłoń, wskazując w stronę orlego gniazda Alii.- Jest jeszcze jedno bluźnierstwo! - wykrzyknął - Bluźnierstwo! A imię tego bluźnierstwa brzmi: Alia!Nad placem zaległo milczenie.Alia zamarła w niemym osłupieniu.Tłum nie mógł jej dojrzeć ani dosięgnąć, lecz ona i tak czuła się bezbronna i pokonana.Echa uspakajających słów w czaszce walczyły o lepsze z wściekłymi ude­rzeniami jej serca.Kaznodzieja wciąż stał z dłonią wyciągniętą w kierunku okna.Nie była w stanie zrobić nic innego, jak tylko pa­trzeć na tę niewiarygodną scenę.Jednak tego było już za wiele dla kapłanów.Przerwali milcze­nie gniewnymi okrzykami i rzucili się biegiem w dół schodów, roz­trącając ludzi na boki.Tłum zareagował histerycznie, łamiąc się jak fala uderzająca o brzeg, naciskając na pierwsze linie patrzą­cych, porywając ze sobą Kaznodzieję.Ślepiec, oddzielony od prze­wodnika, miotał się na prawo i lewo.Wtem nad ciżbą zawisło żółto odziane ramię.W dłoni błysnął krysnóż.Ostrze opadło i zatonęło w piersi Kaznodziei.Grzmot zatrzaskiwanych gigantycznych drzwi Świątyni wyrwał Alię z odrętwienia.Straże zamknęły wrota w obawie przed tłu­mem.Tymczasem ludzie zgromadzeni na schodach rozstąpili się, czyniąc wolną przestrzeń wokół zwiniętej na stopniach postaci.Nad placem zaległa niesamowita cisza.Wiele ciał leżało nierucho­mo, ale tylko jedno w takim odosobnieniu.Nagle ktoś krzyknął skrzekliwie:- Muad'Dib! Zabili Muad'Diba!- Na Boga! - szepnęła drżącym głosem Alia.- Na Boga.!- Trochę na to za późno, nie sądzisz? - zapytała Jessika.Alia odwróciła się, zauważając w przelocie przerażoną twarz Farad'na.- Zabito Paula! - krzyknęła.- To był twój syn! Wiesz, co może stać się za chwilę?Jessika milczała.Nie powiedziano tu niczego, o czym by wcześ­niej nie wiedziała.Z odrętwienia wyrwał ją Farad'n, położywszy dłoń na jej ramieniu.- Pani - rzekł, a w jego głosie zabrzmiało tyle współczucia, że Jessika poczuła się, jakby miała za chwilę paść martwa.Przeniosła wzrok z zimnego, gniewnego oblicza Alii na pełną smutku twarz Farad'na i pomyślała: "Być może zbyt dobrze wykonałam swój plan".Nie mogła wątpić w słowa córki.Pamiętała intonację głosu Ka­znodziei, poznając w niej własne nauki: długie lata spędzone na ćwiczeniach z młodym mężczyzną, mającym zostać księciem, któ­ry teraz leżał owinięty w zwoje podartych, zakrwawionych szmat u stopni Świątyni."Ghalfa mnie zaślepiła" - pomyślała Jessika.Alia zawołała do jednej z adiutantek:- Przyprowadź Ghanimę.Jessika skupiła się na tych słowach."Ghanimę? Po co?"Adiutantka odwróciła się do drzwi, podchodząc ku nim, by je otworzyć, ale zanim cokolwiek zdołała uczynić, rozległ się niesa­mowity huk.To strzeliły zawiasy.Potem trzasnęła zasuwa, gruba konstrukcja z plastali, obliczona na wytrzymanie działania straszliwych sił, i drzwi przewaliły się do środka.Strażniczki odskoczyły, wyciągając broń.Gwardia Jessiki i Farad'na zamknęła koło wokół księcia Corrino.W wejściu pojawiło się jednak tylko dwoje dzieci: po lewej stronie Ghanima ubrana w czarną, zaręczynową suknię i Leto po prawej, w białej, zabrudzonej szacie, kryjącej pod sobą gładź "filtrfraka".Alia spojrzała na dzieci, na próżno próbując opanować drżenie.- Zebrała się cała rodzinka, by nas powitać - rzekł Leto.- Bab­ko.- Skinął głową ku Jessice, a następnie przeniósł wzrok na księ­cia Corrino.- Czyżby książę Farad'n? Witamy na Arrakis, książę.Oczy Ghanimy wydawały się być puste.Trzymała prawą rękę na obrzędowym krysnożu i sprawiała wrażenie, że chce się wyrwać z uścisku dłoni Leto, spoczywającej na jej ramieniu.Leto potrząs­nął nią tak, że drobne ciało dziewczynki aż zadrżało.- Spójrzcie na mnie, kochani - kontynuował Leto.- Jestem Ari, Lew Atrydów.A to Arjech.- Znowu potrząsnął ramieniemGhanimy z tą potężną siłą, która wprawiała w drżenie całe jej cia­ło.- Lwica Atrydów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •