[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Przyda ci się to, Milesie" - mówiła.Bez wątpienia miała jakiś dar proroczy.Uzbroiła go przeciw Imprinterkom, szkolonym w sztuce wzmagania orgazmu po to, żeby na­kładać na mężczyznę niewidzialne więzy, łączące go z kobietą."Lucilla i Duncan.Dokonany przez nią imprint będzie imprintem na Odrade."Teg niemal słyszał, jak fragmenty układanki zazębiają się z trza­skiem.A co z tą dziewczyną na Rakis? Czy Lucilla ma wpoić napięt­nowanemu przez siebie uczniowi techniki uwodzenia, by potem mógł usidlić tę, która rozkazuje czerwiom?"Brakuje nawet danych dla wstępnej kalkulacji" - pomyślał.Za­trzymał się na skraju niebezpiecznej skalnej płaszczyzny i schował koc z powrotem do plecaka.Duncan i Lucilla czekali obok, aż zapnie plecak.Teg westchnął z ulgą.Pod kocem zawsze czuł się nieswojo.Nie miał on, co prawda, takiej niszczycielskiej siły jak tarcza obronna, ale gdyby uderzyła w niego wiązka promieni z rusznicy laserowej, skutki samozapłonu byłyby śmiertelne."Niebezpieczne zabawki!"Tak właśnie zawsze określał broń i mechaniczne urządzenia tego typu.Lepiej było polegać na własnym rozumie, własnym ciele i pię­ciu punktach Metody Bene Gesserit, których nauczyła go matka."Narzędziami posługuj się tylko wtedy, kiedy są absolutnie konie­czne dla wzmocnienia ciała" - brzmiała jedna z nauk zakonu żeńskie­go.- Dlaczego stajemy? - szepnęła Lucilla.- Słuchałem odgłosów nocy - odpowiedział Teg.Duncan, w przesianym przez gałęzie świetle gwiazd podobny do widma, spojrzał uważnie na Tega.Wyraz twarzy baszara dodał mu otuchy."Jesteśmy bezpiecznie ulokowani w niezawodnej pamięci - pomyślał.- Temu człowiekowi mogę zaufać."Lucilla podejrzewała, iż zatrzymali się dlatego, że stare ciało Tega domagało się odpoczynku, ale jakoś nie mogła się zmusić, żeby powiedzieć to wprost.Teg twierdził, że jego plan ucieczki przewidywał też dostarczenie gholi na Rakis.Znakomicie.Tylko to się w tej chwili liczyło.Domyśliła się już, że to schronienie gdzieś przed nimi musi być statkiem albo komorą pozaprzestrzenną.Nic innego nie było dostate­czną osłoną.W jakiś sposób kluczem do całej tej sprawy był Patrin.Z tego, co napomknął baszar, wynikało, że to Patrin ułożył trasę ich ucieczki.Lucilla pierwsza zdała sobie sprawę z tego, jaką cenę zapłaci za to Patrin.Był najsłabszym ogniwem.Pozostał z tyłu, tam gdzie mogła go dopaść Schwangyu.Schwytania przynęty nie dało się uniknąć.Tyl­ko głupiec mógł przypuszczać, że Wielebna Matka Schwangyu nie byłaby w stanie wydrzeć tajemnicy z ust zwykłego mężczyzny.Nie­potrzebne jej nawet te okrutne metody przesłuchań, na które zakon nadal ma monopol.Skrzynka bólu i bodźce nerwowo-węzłowe - to wszystko, czego potrzebowała.Forma, jaką przybierze wierność Patrina, stała się dla niej jasna.Jak Teg mógł być aż tak ślepy?Miłość!Długoletnie, pełne ufności więzy, łączące tych dwóch starych lu­dzi.Schwangyu będzie działać szybko i brutalnie.Patrin o tym wie­dział.Teg nie zanalizował do końca tego, co sam wiedział.Głos Duncana wyrwał Lucillę z rozmyślań.- Ornitopter! Nad nami!- Szybko! - Teg wyszarpnął z plecaka koc i narzucił go na całą trójkę.Skulili się w pachnącej ziemią ciemności, słuchając, jak ma­szyna szybuje ponad nimi.Nie zatrzymała się.Nie zawróciła.Kiedy byli już pewni, że ich nie wykryto, Teg poprowadził całą grupę dalej ścieżką wspomnień Patrina.- To był szperacz - powiedziała Lucilla.- Zaczęli podejrzewać.a może Patrin.- Zachowaj siły na drogę - warknął Teg.Nie narzucała się.Oboje wiedzieli, że Patrin nie żyje.Dyskusja na ten temat została zakończona."Ten mentat jest niesamowicie przenikliwy" - powiedziała sobie LucillaTeg był dzieckiem Wielebnej Matki i jego matka wyszkoliła go, lekceważąc wszelkie zasady, zanim jeszcze zakon dostał go w swoje ręce.Ghola nie był w tym towarzystwie jedyną istotą, której możli­wości nie dało się przewidzieć.Ścieżka wiła się zakosami w górę.Po niej wspinały się zwierzęta na stronie zbocze, porośnięte gęstym lasem.Światło gwiazd nie do­cierało pod korony drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •