[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła gorzki smak w ustach i chciało się jej wymiotować.„Mój poziom enzymów jest niewyrównany” - pomyślała.- Idę do aptekarza, Schruillo - powiedziała powoli.- Nie czuję się dobrze.- Proszę bardzo.Calapina pośpiesznie opuściła kulę.Przed wyjściem raz jeszcze spojrzała na platformę.Jakieś wspomnienia przyszły jej do głowy.„Którego Maxa dziś wymazałam? Tylu ich było.To tylko standardowy model szefa SB”.Pomyślała o innych, długiej serii Maxów, których eliminowano, gdy przestawali się podobać.„Można sobie wyobrazić wymazanie kogoś takiego jak on.Ja jestem ciągłością, a kopie nie mają pamięci.Kopie nie znają ciągłości.Chyba że komórki posiadają pamięć”.Pamięć.komórki.embriony.Pomyślała o tym, który spoczywał w brzuchu Lizabeth Durant.Odrażające, ale proste.Gwałtownie nabrała powietrza.Dysząc przebiegła przez salę obrad i skierowała się do najbliższej oficyny z enzymami.Biegnąc zacisnęła w pięść dłoń, która unicestwiła Maxa.Rozdział 17- Ona jest chora, słyszysz?!Harrey potrząsnął Iganem, by go obudzić.Uciekinierzy znajdowali się w pomieszczeniu o ścianach z ubitej ziemi.Dach był z plasmeldu.Żarówka wisząca pod sufitem na kablu oświetlała pięć łóżek polowych.Na dwu z nich leżeli Bonmur i Igan.Srengaard, ciągle związany, zajmował trzecie.Dwa pozostałe były wolne.- Proszę szybko przyjść - nalegał Harrey.- Ona źle się czuje.Igan obudził się i spojrzał na zegarek.Na zewnątrz powinno zmierzchać.Znaleźli się tu przed wschodem słońca, po całonocnym marszu leśnymi ścieżkami za przewodnikiem.Chirurg, nie przyzwyczajony do takiego wysiłku, był straszliwie zmęczony.„Lizabeth chora?”Trzy dni temu umieszczono w niej embrion.Instynktownie czuł, że kobietom w tym stanie nie powinno się kazać chodzić po kamienistych drogach przez całą noc.- Proszę się pośpieszyć - błagał Harrey.- Już idę - odparł Igan.„Teraz, kiedy mnie potrzebuje, stał się bardziej uprzejmy”.- Czy ja też mam wstać? - spytał Bonmur.- Nie, czekaj na Glissona.- Powiedział dokąd idzie?- Szukać innego przewodnika.Niedługo będzie noc.- On nigdy nie śpi?- Proszę! - nalegał Harrey.- Tak - powiedział Igan oschłym tonem.- Jakie są symptomy?- Wymioty!- Wezmę torbę.Sięgając po czarną teczkę, Igan spojrzał na Srengaarda.Równy oddech więźnia oznaczał, że środki nasenne, które mu dano, jeszcze działały.Trzeba będzie wreszcie zadecydować, co z nim zrobić.Opóźniał im ucieczkę.Harrey pociągnął go za rękaw.- Idę już.Igan przeszedł za Harreyem do sąsiedniego pomieszczenia, identycznego z poprzednim.Tam, na łóżku, jęczała Lizabeth.Mąż uklęknął przy niej.- Jestem tutaj.Igan wyjął z torby stetoskop i zaczął osłuchiwać młodą kobietę.- Gdzie panią boli?- Och!- Proszę pana - powiedział Harrey - niech pan coś zrobi.- Idź stąd.Harrey cofnął się dwa kroki.- Co jej jest?Igan bez słowa przyłożył czujnik poziomu enzymów do lewego nadgarstka Lizabeth.- Dlaczego ona cierpi! - ponaglał go Harrey.- Nic jej nie jest.- Ale.- Wszystko w porządku.To tylko modyfikacja jej konsumpcji enzymów.- Czy nie można.- Proszę się uspokoić.- Chirurg wstał.- Ona nie potrzebuje lekarstwa.Organizm poradzi sobie sam.Jest zdrowsza od ciebie, wierz mi.- Dlaczego więc.- To embrion.On się rozwija.- Ale ona cierpi!- Lekkie dolegliwości.- Igan podniósł torbę.- To wszystko jest częścią procesu starego jak życie.Embrion rozkazuje: produkuj to, produkuj tamto.I jej organizm wykonuje to.Oczywiście produkcja ją męczy.- Nie może pan jej pomóc?- Tak, niedługo będzie umierać z głodu.Wtedy damy jej jeść.Pod warunkiem, że jest tu coś do jedzenia.Lizabeth jęknęła.- Harrey.- Tak moja droga.Harrey znowu uklęknął przy niej i wziął ją za rękę.- Źle się czuję.- Damy ci coś.- Och!Harrey z wyrzutem spojrzał na chirurga.- Nie obawiaj się - odparł tamten - powtarzam: wszystko w porządku.Wrócił do pierwszego pomieszczenia.- Co się dzieje? - spytała Lizabeth.- To embrion, nie słyszałaś?- Tak.Boli mnie głowa.Igan wrócił z pigułką i schylił się nad kobietą.- Proszę to wziąć.Powinno złagodzić mdłości.Harrey przytrzymał ją, gdy łykała pigułkę.Wzięła głęboki oddech.- Przykro mi, że jestem taka.- To nic - Igan odwrócił się do Harreya: - Lepiej przewieźć ją do tamtego pomieszczenia.Glisson niedługo wróci z przewodnikiem i żywnością.Harrey pomógł żonie wstać i odprowadził ją do sąsiedniego pokoju.Srengaard, ze związanymi rękami, patrzył jak wchodzili.- Słuchałeś? - spytał Igan.- Tak - Srengaard obserwował Lizabeth.- Czy myślałeś o Seatac?- Tak.- Nie chce go pan uwolnić, mam nadzieję? - spytał Harrey.- Opóźnia podróż - wyjaśnił Igan - ale nie można go uwolnić.- Może ja się nim zajmę - zaproponował Harrey.- Durant, o czym ty myślisz? - spytał Bonmur.- On stanowi dla nas niebezpieczeństwo.- Więc powierzam go tobie.- Harrey! - krzyknęła Lizabeth.Czy jej mąż zwariował? Czy to dlatego, że poprosiła, aby Srengaard został jej lekarzem?W rzeczy samej, Harrey nie zapomniał słów swojej żony.- Jeśli mam wybierać między swoim synem a nim, to sprawa jest jasna.Lizabeth wzięła go za rękę: „Nie myślisz tego, co mówisz”.- Właściwie kto to jest? - ciągnął Harrey głosem pełnym pogardy.- Żył tylko dla „nich”.Jego istnienie nie jest usprawiedliwione.To Steryl.Nie ma żadnej przyszłości.- Co zadecydowałeś? - zainteresował się Bonmur.Srengaard spojrzał na Harreya.- Ma pan zamiar mnie zabić? - jego spokój ducha zaskoczył Duranta.- Nie protestuje pan?Srengaard starał się przełknąć ślinę, ale miał gardło jakby zatkane watą.Obejrzał swego przeciwnika, jego wielką postać, węzły mięśni.Przypomniał sobie o przesadnie rozwiniętym instynkcie opiekuńczym Harreya, „pomyłce genetycznej”, która przy każdym zagrożeniu zmieniała go w niewolnika Lizabeth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]