[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brzmiało to uroczyście i imponująco, stanowiąc wspaniałe zakończenie obrzędu.Przodkowie byli świadkami, że książka została mi prawnie przekazana.Zeszliśmy z góry i udaliśmysię do zielonych namiotów, gdzie czekał już stół zastawiony przez stewarda.Posiłek przypominał ten lunch, któryśmy Jedli przed wyrusze­niem do pieczary małego Atana.Ceremonia miała jednak jeszcze bardziej groteskowy charakter, a głosy szepcące o „sile” i „mocy” brzmiały jeszcze bardziej niesamowicie.Dziś każdy przyprowadził swą vahinę.Yvonne omal nie umarła ze strachu, gdy ja sam zaczą­łem przemawiać strasznym, ochrypłym głosem i zachowywać się równie niesamowicie jak tamci.Opowiadała mi później, że była przekonana, iż zwariowałem.Podczas posiłku wstał w pewnej chwili mój nowy ponury brat i długo gładząc brodę wskazywał palcem na małą norwe­ską flagę, która stała na stole.- Oto twoja siła, mój bracie - powiedział nagle i porwał flagę.- To jest twoja siła, a ja muszę ją dostać.Dałem mu flagę razem z opakowanym w celofan małym mo­delem tratwy Kon-Tiki, do którego oczy mu wyłaziły.Z tymi dwoma darami pod pachą wynurzył się z namiotu po zakończe­niu posiłku.Gębę rozjaśniał mu triumfalny uśmiech, gdy razem z innymi pognał konno w stronę wsi.Tego wieczora udało mi się przedrzemać kilka godzin przed czekającą nas wyprawą do nowej pieczary.Oprócz Atana mieli pójść ze mną Enlique Teao, Yvonne, Carl, fotograf i Thor junior.Pieczara okazała się doskonale zamaskowana, lecz łatwo dostępna po usunięciu kamiennego nasypu u stóp nadbrzeżnych skał po zachodniej stronie wyspy.Znów powtórzył się obrzęd zjadania kurzego kuperka, a potem puściliśmy się wąskim przejściem w podziemny świat.Pierwsze przywitały nas czaszki leżące na świeżo zamiecionej podłodze, jakby w przedpokoju.Właściwa pieczara przypominała hiszpańską szopkę z sianem na podłodze i żółtymi szmatami, na których stało w półkole mnóstwo fanta­stycznych figur.Stanowczo można było to wnętrze nazwać przy­tulnym.Enlique zachowywał się przyjaźnie i zdradzał tak naiwną łagodność, że po wizycie u sfanatyzowanych braci czułem teraz prawdziwe odprężenie.Gdyśmy znów wyszli na powierzchnię, oświetlił nas miły blask księżyca, wiatr ustał i miesiączek mógł się swobodnie przeglądać w gładkiej powierzchni kruczoczarnego morza.Nazajutrz odbył się na równinie w Anakena festyn z tańcami.Wszędzie rozbrzmiewał śpiew i śmiech, dźwięk gitar i parskanie koni.Właśnie wracałem od ogniska, gdzie wyszukałem sobie kawał soczystego mięsa, gdy jakiś stary, chudy człowiek w zni­szczonej kurtce mundurowej osadził przy mnie konia.Oberwany, bezzębny i z zapadłymi policzkami, pokrytymi kłakami brody, przywitał się ze mną serdecznie, a ja zaprosiłem go, aby zsiadł z konia i posilił się przy ziemnym piecu.On jednak pochylił się tylko w siodle i wymamrotał cichym głosem:- Przyjechałem, aby ci oświadczyć to: będziesz miał podwójne szczęście.El brujo, czarownik, powiedział, że dostąpisz podwójne­go „dobrego szczęścia” w niedzielę o północy, jeżeli przyjdziesz do jego domu.Potem „dobre szczęście” cię nie opuści.Stary nie chciał odpowiedzieć na żadne pytania; ściągnął cugle i zmieszał się z tłumem, na zawsze znikając mi z oczu.Nigdy przedtem nie słyszałem o El brujo; według moich wiadomości tylko stara Tahu-tahu zajmowała się tahu i czarodziejstwem.Wkrótce się jednak domyśliłem, że na takie miano najbardziej spośród wszystkich wyspiarzy zasługiwał mój nowy brat.Za­chowywał się przecież tak, jakby sam się uważał za szamana.Mieszkał w domu aku-aku tuż przed chatą Tahu-tahu i wierzył, że ze wszystkich stron otaczają go diabli.Tak, nie ulegało wątpliwości, że czarownik i mój świeżo upieczony młodszy brat Juan Haoa to jedna i ta sama osoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •