[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co tam jeszcze komu zostało.A jednak wkrótce głód zaczął dawaćsię we znaki.Przyszły choroby i zniechęcenie.Ale wola trwania w tym przedziwnym świecie byłaciągle jeszcze silniejsza.I w takim właśnie momencie trafiłem do nich.Czyż muszę mówić, jak wstrząsnęła mną usłyszana historia? Czy tam, na powierzchni,ktokolwiek miał pojęcie, że kilkadziesiąt metrów pod miastem wegetuje garstka nieszczęśliwcówratujących życie i godność?Odtąd nikt już nie musi opuszczać podziemi.Zająłem się organizowaniem pomocy.Znamdrogę.Dla kogoś takiego jak ja, kto rozkład kopalni ma w głowie, korzystanie z wejśćpodziemnych pod osłoną nocy jest nieomal dziecinną igraszką.Ale niewtajemniczony niezaryzykuje wyprawy w głębsze rejony.Bo i po co? Tak więc ze strony ludzi nic im nie grozi.Wrogiem stały się: zimno, wilgoć, ciemności i choroby.Przynoszę jedzenie i picie, jakieśubrania, paliwo do lamp, lekarstwa.Uczciwie wykorzystuję powierzane mi kosztowności.Tylkoone mają jeszcze moc przekonywania.Nikogo nie wtajemniczam w sprawę, bo wiąże się to ze zbytdużym ryzykiem.Moje życie nabrało nieznanego wcześniej sensu.***2 pazdziernika 194019 grudnia 1939 roku wracałem do domu po godzinie policyjnej.W zamyśleniumusiałem przeoczyć patrol żandarmerii, który złapał mnie i zaprowadził na posterunek.Trafiłemdo podmiejskiego obozu pracy, w którym przyszło mi spędzić prawie dziesięć miesięcy.Byłemzrozpaczony nie tylko z powodu mojej rodziny.Uciekinierzy czekali pewnie na mnie dzień i noc.Awłaściwie jedną długą noc, która w solnych głębinach nigdy się nie kończyła.Pewnie myśleli, żeich zdradziłem.Zaprzestałem relacji w pamiętniku.Dość mi było tego, co widziałem w obozie.Gdy zaczynała się wojna, miałem zamiar dokumentować ją krótkimi opisami.Jak większość,wierzyłem, że będzie to jedynie przejściowy epizod.Odkrycie mieszkańców kopalni zmieniłowszystko.Gdy jeszcze mogłem im pomagać, powtarzałem sobie, że jest to bój, który trzebawygrać.W obozie szybko straciłem resztki nadziei.Byłem pewien, że na obie rodziny wydanyzostał wyrok.Nadeszła zima.Czas mijał, a ja nie wiedziałem, czy kiedykolwiek wrócę do domu.Ajeśli tak, to czy odważę się ponownie odwiedzić grotę.Poszedłem tam zaraz następnego dnia po zwolnieniu.Co mną kierowało? Chęćpożegnania? A może zwykła ludzka ciekawość? Odnalazłem ciszę.A kiedy trzęsącymi się ze zdenerwowania i zimna dłońmi udało mi się w końcu zapalićnaftówkę, moim oczom ukazał się obraz posępny i straszny, a tak piękny zarazem, że przechowamgo pod powiekami do końca swoich dni.Jeszcze oko ludzkie podobnego miejsca nie widziało.Pomyślałem wtedy, że nikt nigdy nie uzyska prawa odebrania im wiecznego spokoju, za któryzapłacili taką cenę.Słoną cenę.Więcej tam nie wróciłem, a tajemnicę kryształowej komnatypowierzam jedynie zapisanym tu stronicom.18.Tajemnica.Konkretna.Opisana.Nieodległa.Ukryta.Nieujawniona.Niedopowiedziana.Ileż to razy wydaje nam się, że już; już za chwilę wszystko się wyjaśni.Następnastrona, następna ulica, następny dzień przyniosą rozwiązanie.A może po prostu ostatnią,najważniejszą odpowiedz.Zazwyczaj okazuje się jednak, że to tylko kolejny krok możewiększy od innych, czasem nawet przełomowy, ale nie ostatni.Usłyszałem opowieść dziwną, choć opowiedzianą wzruszająco prosto.Musiała byćprawdą.To były dwie rodziny czwórka dorosłych i pięcioro dzieci.Na górze trwałanieustająca obława.Wspominali o jakiejś możliwości ucieczki, która zawiodła.Ten fragment wskazywał, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z dopełnieniemtajemnicy Michalewicza i Rosenberga.Sebastian był pierwszą instancją, u której postanowiłemzasięgnąć rady.Odwiedziłem go jeszcze przed spacerem; wobec Estona miałem tego ranka inneplany.Trzeba było widzieć minę antykwariusza dowiadującego się, że odnalazłem PamiętnikaSztygara.Gdy opisywałem okoliczności, w jakich to się stało, Sebastian zaczął mi przypominaćczłowieka, którego pamiętałem ze wspólnego rozwikływania tajemnicy filharmonicznychkorytarzy. Poczekaj chwilę! szepnął rozentuzjazmowany. Przekonajmy się, czy to aby niefalsyfikat.Po starannych oględzinach (słynna lupa) antykwariusz orzekł, że bez dwóch zdań niemamy do czynienia z podróbką.Drżącą ręką otworzył notatnik. Tak, wszystko wydaje się potwierdzać rzeczowo podsumował lekturę. Tahistoria nakłada się na plotki, które krążyły po mieście przez lata, ale w końcu zaczęłyobumierać.Razem z tymi, którzy je powtarzali rzekł nie bez zadumy. Wiesz, Bartku,istnienie starej kopalni, która została zniszczona na początku wojny, jest faktem bezsprzecznym.Według powszechnej opinii, część korytarzy połączonych z szybami wydobywczymi znajdowałasię u podnóża, wewnątrz czy też może pod Solną Górą.Nazwa wystarczy za komentarz, prawda? To przecież tam, gdzie mój warsztat samochodowy! krzyknąłem w podnieceniu,nie zauważając nawet, że używam sformułowania mój warsztat.Spośród siedmiudzwigających K.pagórków, tylko jeden miał słoną nazwę.Aż dziw, że do tej pory nieskojarzyłem faktów.Ale Sebastian natychmiast ostudził mój zapał. Nie gorączkuj się.Dokument nie precyzuje szczegółów.Równie dobrze mógłbyinformować, że na terenie rozległego parku jest zakopana złota moneta.Przychodzi mi do głowy,abyś bezzwłocznie zwrócił się do swojego przyjaciela, nadkomisarza Bielskiego.Jemu będzienajłatwiej dotrzeć do planów starej kopalni.Bez nich jesteśmy jak ślepcy we mgle. A ty? Myślisz, że nie uda ci się nic wyszpargalić?Sebastian spojrzał w sposób sugerujący tylko jedno: poszukiwania rozpocznienatychmiast.Ale obaj rozumieliśmy, że w konkretnej sytuacji wysiłki należy dublować, a nawetpotrajać, jeśli tylko istnieje cień szansy, że doprowadzi nas to do Antosi.No cóż, tak czy inaczej miałem zamiar wpaść na komendę.Prowadziliśmy te swojemozolne śledztwa, sprawiedliwie dzieląc się smakiem sukcesów i porażek.Umówiłem się zRobertem na trzynastą.Wcześniej był jak to określił malowniczo zarąbany po wierzchołek.Miałem cztery godziny; idealny moment, aby w końcu odstawić auto do zakładu i naprzekór sceptycyzmowi antykwariusza odbyć mały rekonesans na szczycie w istocieniewielkim płaskowyżu Solnej Góry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]