[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szef policji zwrócił się do jednego ze swych przyjaciół, fircyka rodem z Delty.-Dokąd płynie ten statek? -Do Libanu.-A co przewozi?-Dzbany z wodą i bukłaki.-To kapitanowi tak się spieszy?-O kim mówisz, Kemie?-O człowieku w czerwonym wełnianym płaszczu.-To armator.-Zawsze taki zdenerwowany?-Zwykle jest raczej dyskretny.Pewnie przeraził się twojej małpy.-Komu podlega?-Podwójnemu Białemu Domowi.Kem wyszedł z Domu Sosny.Przy pomoście stał pawian, odcinając armatorowi zejście na ląd.Ryzykując złamanie karku, ten próbował mu umknąć i skoczyć na nabrzeże, ale małpa chwyciła go za kołnierz i przerzuciła na pokład.-Czemu się boisz? -zapytał Kem.-On mnie udusi!-Nie zrobi tego, jeśli odpowiesz na pytanie.-To nie mój statek.-Ale ty odpowiadasz za ładunek.Dlaczego ładujesz bukłaki w sektorze Domu Sosny?-Inne nabrzeża były zajęte.-To nieprawda.Pawian wykręcił mu ucho.-Zabójca nie znosi kłamców.-Płachty.Podnieś płachty!Podczas gdy pawian pilnował podejrzanego, Kem posłuchał tej rady.Istotnie, odkrycie było zdumiewające.Pnie sosen i cedrów, deski z akacji i sykomor.Kem odczuł żywą radość.Tym razem Bel-Tran popełnił błąd.Neferet odpoczywała na tarasie willi.Powoli przychodziła do siebie po okropnym szoku, który nadal dręczył ją w snach.Sprawdziła zawartość naparów w swoim laboratorium, bojąc się, że morderca nalał trucizny do innych fiolek.Ale on ograniczył się do jednego jedynego leku: przeznaczonego dla Pazera.Wezyr, świeżo ogolony przez doskonałego cyrulika, czule ucałował żonę.-Jak się dziś czujesz?-Dużo lepiej.Wracam do szpitala.-Kem przysłał mi właśnie list.Twierdzi, że ma dobrą wiadomość.Rzuciła mu się na szyję.-Błagam, zgódź się, by cię pilnowano, kiedy podróżujesz.-Bądź spokojna, Kem przysłał mi swego pawiana.Szef policji stracił swój legendarny spokój.Dotykał drewnianego nosa z niezwykłą nerwowością.-Mamy Bel-Trana -oznajmił.-Pozwoliłem sobie wezwać go natychmiast.Pięciu policjantów prowadzi go do mego biura.-Masz solidne dane?-Oto, co stwierdziłem.Pazer dobrze znał ustawodawstwo dotyczące handlu drewnem.Istotnie, Bel-Tran popełnił gruby błąd, który podlegał ciężkim karom.Jego szydercza mina nie świadczyła jednak o żadnym niepokoju.-Po cóż ten pokaz siły? -zdziwił się.-O ile wiem, nie jestem bandytą!-Usiądź, proszę -rzekł Pazer.-Nie mam ochoty.Praca na mnie czeka.-Kem przechwycił właśnie statek towarowy płynący do Libanu, a wynajęty przez armatora podległego Podwójnemu Białemu Domowi, czyli tobie.-Nie on jedyny.-Zgodnie ze zwyczajem, na ładunki przeznaczone dla Libanu składają się alabastrowe wazy, naczynia, lniane tkaniny, wołowe skóry, rolki papirusu, sznury, soczewica i suszone ryby, wszystko wymieniane za drewno, którego nam brakuje i które stamtąd importujemy.-To dla mnie nic nowego.-Ten statek przewiózłby pnie cedrów i sosen, a nawet deski z naszych akacji i sykomor, a taki eksport jest zabroniony.Inaczej mówiąc, odesłałbyś materiały, za które zapłaciliśmy, a nam zabrakłoby drewna dla naszych budowli, na słupy wbijane u wejścia do portów i świątyń, a także na sarkofagi!Bel-Tran nie tracił kontenansu.-Kiepsko znasz tę sprawę.Deski zamówił książę Byblos na trumny dla swoich kurtyzan.On bardzo ceni jakość naszych akacji i sykomor.Czy egipskie materiały nie są gwarancją wieczności? Odmówić mu tego prezentu byłoby ciężką obelgą i politycznym błędem o poważnych i zgubnych konsekwencjach dla naszej gospodarki.-A pnie sykomor i sosen?-Młody wezyr nie zna technicznych subtelności, które rządzą naszą wymianą.Liban zgodził się dostarczać nam gatunków odpornych na grzyby i insekty.A te pnie takie nie były.Dlatego kazałem im zwrócić ładunek.Eksperci potwierdzili fakty.Dokumenty są do twojej dyspozycji.-Przypuszczam, że eksperci Podwójnego Białego Domu?-W powszechnej opinii są najlepsi.-Nie jestem naiwny, Bel-Tranie.Zorganizowałeś handel z Libanem, by się wzbogacić i korzystać ze wsparcia naszych najważniejszych partnerów handlowych.Odtąd import drewna leżeć będzie jedynie w mojej kompetencji.-Jak sobie życzysz.Jeśli nadal będziesz tak postępował, przygniecie cię ciężar zbyt wielkiej odpowiedzialności.Wezwij mi lektykę, proszę.Spieszę się.Kem był zdruzgotany.-Wybacz, że cię ośmieszyłem.-Dzięki tobie odrąbiemy jedną z jego głów.-Ale ile trzeba ich odciąć, by go osłabić?-Tyle, ile trzeba.Redaguję właśnie dekret nakazujący szefom prowincji zasadzenie dziesiątków drzew, aby można było odpoczywać w ich cieniu.Co więcej, żadnego nie będzie można ściąć bez mego pozwolenia.-I co to ma przynieść?-Ma przywrócić ufność w przyszłość przytłoczonym plotkami Egipcjanom, dowieść im, że przyszłość jest równie pogodna jak zieleń liści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •