[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był absolwentem uniwersytetu Purdue.- Sierżant Warden nie będzie częstował cygarami z powodu takiego drobiazgu jak nominacja - uśmiechnął się Culpepper.- Nie zna się pan na ludziach.- Ale jednak muszę zarobić cygarko na tym awansie - wyszczerzył zęby Cribbage.- Oczywiście sam pan rozumie, sierżancie - powiedział z uśmiechem porucznik Ross - że to jest tylko korpus zapasowy.Więc niech panu się nie przewraca w głowie.Dalej pan jest moim sierżantem-szefem, dopóki pana nie odeślą do służby czynnej gdzieś w Stanach.- Ale chłop ma szczęście! - dodał uśmiechając się Culpepper.- Amen - uśmiechnął się Cribbage.- O rany boskie - powiedział porucznik Ross.Właśnie otworzył następny list.- Co się stało? - zapytał Culpepper.- Niech pan zobaczy - odparł porucznik Ross podając mu list.Obserwując ich Warden znowu pomyślał, jak bardzo to wszystko przypomina jakiś klub, klub młodych dżentelmenów, serdeczny, ciepły, zupełnie bezpieczny, z własnym pokrzepiającym zespołem reguł procedury parlamentarnej.List przeszedł całą drabinę służbową od Rossa przez Culpeppera do Cribbage'a; Warden był czwarty na liście, a Rosenberry ostatni.Kiedy dotarł do Wardena, a ten zobaczył, co w nim jest, nogi trochę się pod nim ugięły.W kopercie znajdował się okólnik ministerstwa donoszący, że wszyscy ludzie w pewnym wieku poniżej stopnia starszego sierżanta, pełniący czynną służbę bojową w odróżnieniu od służby administracyjnej, mają natychmiast zostać skreśleni z listy służby, a ich nazwiska należy przedłożyć do ewakuacji wraz z podaniem o wyznaczenie następców.A to był koniec Pete'a.Na dobitkę, do okólnika dołączony był za pomocą spinacza powielony fragment specjalnego rozkazu dowództwa pułku z nazwiskami trzydziestu czy czterdziestu ludzi z pułku, którzy mieli być tym objęci, i dwa z tych nazwisk:Młodszy sierżant Pete J.Karelsen, kompania GSzeregowiec Ike Galowicz, kompania G były podkreślone czerwonym ołówkiem.- Boże kochany, jeżeli stracę sierżanta Karelsena, nie będę w ogóle miał plutonu - powiedział Cribbage.- Rzeczywiście to będzie wielka dziura - rzekł Culpepper.Żaden nie napomknął o Ike'u Galowiczu.- Chyba polecę rzucić okiem na pozycję numer szesnaście - oświadczył raptem porucznik Culpepper - to już nie będę musiał tam chodzić wieczorem.- A ja będę wracał na Makapuu, jeżeli nie ma dla mnie poczty - rzekł podporucznik Cribbage.- Szkoda gadać, szybko się uwinęli - powiedział porucznik Ross, kiedy wyszli.- Jak pan uważa, warto, żebym napisał list?Rosenberry nareszcie czytał rozkaz.- List nic nie pomoże - odparł Warden.- Pewno nie - rzekł z przygnębieniem porucznik Ross.- Cholera jasna! - wybuchnął.- Przecież nie mogą mi tego zrobić! Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby tracić sierżanta Karelsena! Po prostu nie mogę, i koniec!- Pete jest w tej kompanii od sześciu lat - zasugerował Warden.- Mógłby pan się na to powołać.- Jasne - kiwnął głową Ross.- Przecież mu serce pęknie.Taki stary gość.Rosenberry w milczeniu położył list z powrotem na biurku.- Rosenberry! - zawołał z irytacją porucznik Ross.- Wyglądacie mizernie.Jesteście wycieńczeni.Wyraźnie potrzeba wam trochę powietrza.Idźcie przejść się gdzieś.- Rozkaz, panie poruczniku - powiedział spokojnie Rosenberry.- Ten chłopak działa mi na nerwy - westchnął porucznik Ross, gdy Rosenberry wyszedł.- Zanadto jest spokojny, psiakrew.No i co my zrobimy?Mówi się, że starzy żołnierze nigdy nie umierają.Nie przenoszą się do domków przy Kahala Avenue u stóp Przylądka Diamentowego.Kupują sobie wędki do łowienia ryb w przyboju i wędki do zarzucania przynęty.Żeby nimi łowić.A swoich dawnych wojskowych karabinów używają do polowania.Przynajmniej tacy, co mają pieniądze, jak Snuffy Cartwright.Pete nie zrobił takich jak on pieniędzy na grze hazardowej albo przynajm­niej ich sobie nie odłożył.Za Snuffy'ego odkładała pieniądze żona.Pete nie miał żony.Pete nie miał nawet tych pieniędzy, żeby opłacić gospodynię w średnim wieku, z którą mógłby spać, nie mówiąc już o młodej żonie.I znowu Warden poczuł, jak go przenika zdumiewająco silny skurcz buntu i obawy o Pete'a.Nieżonaty, bezpłodny po syfilisie, beż żadnych oszczędno­ści.Ani żony, ani dzieci, ani cadillaca.I żadnych widoków na przyszłość.Po prostu samotny, stary, emerytowany eks-żołnierz.Warden czuł, że z jakiejś nieokreślonej przyczyny musi go z tego wyciągnąć.- Pan porucznik powinien zabrać ze sobą Pete'a do Schofield - powie­dział do Rossa - i zobaczyć się osobiście z pułkownikiem Delbertem.Porucznik Ross, który słuchał skwapliwie pochylony do przodu, cofnął się nieco.- O, wahałbym się zrobić coś tak drastycznego.- Przecież pan chce go zatrzymać, no nie?Zasadzą Pete'a gdzieś w Stanach do uczenia poborowych, jak się obchodzić z cekaemem, może na rok, może na dwa, może nawet do końca wojny.To będzie miłe, łatwe zajęcie dla starszego człowieka.Tamte pętaki będą stawiały takiemu staremu wydze jak Pete tyle piwa, ile mu się pomieści w brzuchu.Będzie mógł upijać się co wieczór.I wiedzieć, że przyczynia się do Wysiłku Wojennego.- A może by pan pojechał, sierżancie? - zapytał w końcu porucznik Ross.- Jest pan w pułku o wiele dłużej ode mnie.- Przecież nie mogę, panie poruczniku.Pan jest dowódcą kompanii.- Słusznie, jestem - powiedział porucznik Ross bez satysfakcji.- Ale pan mnie rozumie, prawda? Chcę zrobić tak, jak będzie najlepiej.Tylko skąd można wiedzieć, czy to coś da?- To jedyna szansa.- Naprawdę pan myśli, że może się udać?- Musi się udać.- Ale jeżeli nie, to ja się dostanę na czarną listę w dowództwie, nie pan.- Ano, co pan porucznik chce robić? Kierować swoją kompanią czy dostać kapitana? - zapytał Warden.- Ha, dobrze panu mówić! - zawołał z gniewem porucznik Ross.- Pan sobie stąd wyjedzie za jakiś miesiąc.Ech, szlag by to trafił!- krzyknął gwałtownie.- Niech pana licho, sierżancie.W słowach to pan jest mocny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •