[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem metodycznie zaczęliśmy przeszukiwać wszystkie pokoje.Szafy, szuflady, torby ze śmieciami.Zniknęły wszystkie ubrania i - o ile się nie myliłam - wszystkie nagrody z salonu gier.Wszystko nosiło znamiona pośpiechu.Nie posłane łóżka.Jedzenie pozostawione w lodówce.W salonie chyba rozegrała się jakaś bójka i nikt nie zadał sobie trudu, żeby zatrzeć jej ślady.Nie znaleźliśmy niczego, co mogłoby nas naprowadzić na trop.Żadnych śladów po narkotykach.Brak kuł zarytych w meble i framugi.Ja wywnioskowałam z tego tylko tyle, że prawdopodobnie matka Maxine i reszta nie były dobrymi gospodyniami i pewnie w końcu nabawią się raka jelit.Jadły mnóstwo lazanii i białego chleba, paliły niesamowite ilości papierosów, piwo piły litrami i nie sortowały śmieci.- Wyjechały - odezwał się Morelli, zdejmując rękawiczki i kładąc je z powrotem pod zlew.- Masz jakieś pomysły?- Aha.Zbierajmy się stąd.Pobiegliśmy do samochodu.Morelli skierował się w stronę mola.- Jest tam automat telefoniczny - wyjaśnił.- Zadzwoń na policję, powiedz, że Jesteś sąsiadką Maxine i zauważyłaś, że ktoś wybił szybę w jej drzwiach kuchennych.Nie chcesz dopuścić do tego, żeby złodzieje i włóczędzy wdarli się do jej domu.Sprawdziłam stan swojego ubrania i doszłam do wniosku, że nie mogę być już bardziej mokra, więc poczłapałam przez deszcz do telefonu, zadzwoniłam i przyczłapałam z powrotem.- Dobrze poszło? - spytał Morelli.- Nie spodobało się im, że nie chciałam podać nazwiska.- Powinnaś coś zmyślić.Gliniarze tego oczekują.- Gliniarze są dziwni.- Tak - zgodził się Morelli.- Cholernie się ich boję.Zdjęłam buty i zapięłam pasy.- Jak sądzisz, co się tam wydarzyło?- Ktoś przyszedł po Maxine, zaczął ją ganiać po salonie i dostał od tyłu w głowę jakimś tępym narzędziem.Kiedy się ocknął, te trzy baby już zniknęły.- Może tym kimś był Eddie Kuntz.- Może.Ale to nie tłumaczy, dlaczego go nie ma.Deszcz przestał padać w połowie drogi do domu, ale upał nie zelżał.Poziom dwutlenku węgla w powietrzu był tak wysoki, że ptaki padały w locie.Klimatyzacja nie działała, psy dostawały biegunki z gorąca, pranie pokrywało się pleśnią, a zatoki dokuczały tak, jakby były zapchane cementem.Gdyby ciśnienie spadło jeszcze bardziej, pewnie wbiłoby ludzi pod ziemię.Oczywiście Morelli i ja prawie tego nie zauważaliśmy, ponieważ oboje byliśmy urodzeni i wychowani w Jersey.Życie to ciągła walka o przetrwanie, a życia w Jersey doprowadziło do powstania gatunku nadludzi.Stanęliśmy w korytarzu, ociekając wodą.Nie mogłam się zdecydować, co chcę zrobić najpierw: umierałam z głodu, byłam przemoczona i chciałam sprawdzić, czy Eddie Kuntz się znalazł.Morelli rozstrzygnął moje wątpliwości, rozbierając się.- Co robisz? - spytałam.Morelli zdjął buty, skarpetki i koszulę.Został w samych spodenkach.- Nie chcę nanieść wody do mieszkania - wyjaśnił.Usta zadrgały mu w uśmiechu.- Masz jakieś zastrzeżenia?- Żadnych.Ja wezmę prysznic.Masz jakieś zastrzeżenia?- Żadnych, jeśli nie wykorzystasz całej gorącej wody.Kiedy zeszłam na dół, zastałam go przy telefonie.Byłam czysta, ale nie mogłam się porządnie wysuszyć.Morelli nie miał klimatyzacji, a o tej porze dnia nie sposób było nic zrobić, żeby się nie spocić.Zajrzałam do lodówki i zdecydowałam się na kanapkę.Przywaliłam chleb kawałami szynki i sera i zjadłam to wszystko na stojąco.Morelli pisał coś w notesie.Spojrzał na mnie; uznałam, że to sprawy zawodowe.Odłożył słuchawkę i wziął kawałek zostawionej przeze mnie szynki.- Właśnie otworzono na nowo tę sprawę, nad którą pracowałem.Wydarzyło się coś nowego.Wezmę szybki prysznic i wyjdę.Nie wiem, kiedy wrócę.- Dziś? Jutro?- Dziś.Tylko nie wiem kiedy.Skończyłam kanapkę i posprzątałam po sobie.Rex wycofał się ze swojej puszki i wyglądał smutno, więc dałam mu okruch sera i skórkę od chleba.- Nie idzie nam zbyt dobrze - powiedziałam do niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]