[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słaniając się na nogach ze zmęczenia, ale wciąż trwając w niezłomnych zamiarach na razie poszła spać.Lesio, przeleciawszy piechotą bez celu i bez sensu pół miasta, wrócił taksówką o wpół do piątej rano.Ujrzał na wieszaku w przedpokoju płaszcz żony i na ten widok doznał takiego wzruszenia, że zrobiło mu się słabo.Poczuł, że już, natychmiast, bezzwłocznie!.musi wyjaśnić to jakieś straszliwe, tajemnicze nieporozumienie, usprawiedliwić się, odeprzeć zarzuty, uzyskać od niej wyjaśnienie jej niepojętych poczynań, w ostateczności, niech będzie, nawet ponieść karę.Wzburzony, przejęty, zdenerwowany, wbiegł do pokoju.- Kasieńko! - jęknął rozpaczliwie zdławionym głosem.- Kasieńko, obudź się! Skarbie!.I pchany potrzebą ekspiacji padł na kolana przy tapczanie.Wyrwana nagle ze snu, w którym kłębiły się razem ciemne zarośla, nie dopieczone gęsi i fruwające półmiski, Kasieńka usiadła w pościeli.Półprzytomnie spojrzała na Lesia i w jej zamroczonej snem świadomości błysnęło tylko jedno.Niedopełniony obowiązek wykonania karczemnej awantury.Bez słowa, z ciężkim westchnieniem, zeszła z tapczanu, włożyła jeden ranny pantofel, na drugim bowiem Lesio klęczał, i potykając się nieco udała się do kuchni po niezbędny rekwizyt.Lesio zastygł w przyjętej pozycji.- Kasieńko!.- kwilił niepewnie.- Skarbie!.Ujrzał powracającą żonę i głos mu zamarł na ustach.Kasieńka niosła w rękach wielką wazę do zupy.Nie otwierając oczu wzięła rozmach i z całej siły huknęła wazą w podłogę, po czym ziewnęła okropnie i nadal bez słowa wróciła do łóżka.Lesio zmartwiał ostatecznie.Nieoczekiwany, niewiarygodny, nieprawdopodobny czyn, jego spokojnej, opanowanej, zrównoważonej Kasieńki zrobił na nim wrażenie wręcz krwiożercze i oszołomił go do tego stopnia, że umysł odmówił mu posłuszeństwa.Przez długą chwilę nie śmiał się poruszyć.Wreszcie na czworakach, ostrożnie wycofał się do drugiego pokoju i niezdolny już do żadnych reakcji, osłabły z przeżytych emocji, padł na tapczan i zasnął.Nie mniej od niego wyczerpana Kasieńka również zasnęła w mgnieniu oka w mglistym wprawdzie, lecz miłym poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku.Naturalną rzeczy koleją po niedzieli wstał poniedziałek.Wraz z poniedziałkiem wstał i Lesio, któremu na myśl o prześladującym go toto-lotku całkowicie wywietrzały z głowy matrymonialne problemy.Niewyspana, ale obowiązkowa Kasieńka dawno już poszła do pracy, kiedy modląc się o odwrotność cudu, wymarzonego przez wszystkich graczy, Lesio kończył się golić.Nie niepokoił się spóźnieniem do biura, nie myślał o niczym, jedynym jego pragnieniem była teraz "Trybuna Ludu", a w niej wyniki ostatniego losowania.W trzecim kolejnym kiosku dostał wreszcie pożądaną prasę, z którą odruchowo, siłą rozpędu, wsiadł do nadjeżdżającego autobusu.Odczytane w "Trybunie Ludu" numery nic mu nie powiedziały, nie pamiętał bowiem, jakie numery skreślone zostały na kuponach.Drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni najpierw dziesięć ostatnich, przegranych biletów z wyścigów, potem zawiadomienie z poczty, potem wszystkie pieniądze i wreszcie trafił na kupony.Mając ręce pełne różnorodnych papierów nie miał się czym trzymać i miotany wstrząsami autobusu obijał się o współpasażerów, aż wreszcie doszedł do wniosku, iż nie są to właściwe warunki do badania, jak potoczą się losy dalszego jego życia.Postanowił więc znaleźć jakieś ustronne miejsce, gdzie mógłby owe badania w spokoju przeprowadzić.Najlepszym ustronnym miejscem okazał się Ogród Saski.Usiadłszy na oddalonej od centrum ławce Lesio zabrał się do roboty.Kuponów razem wziąwszy miał osiem.Pięć z dziesięcioma skreśleniami, po 420 złotych każdy, i trzy z dziewięcioma, po 168.Tę przerażającą metodę gry zespół zastosował na skutek braku czasu, a teraz Lesio miał to odczuć podwójnie na własnej skórze.Na kupony z dziewięcioma skreśleniami na szczęście nie padło nic, ale za to trzy z tych droższych, po 420 złotych, miały po cztery trafne! W pierwszej chwili, pozbywszy się upiora w postaci straszącego go przez cały czas miliona, Lesio odetchnął lżej.Nie zdawał sobie sprawy ze skutków systemowej gry.Zaraz jednak przypomniał sobie, że przy wypełnianiu kuponów coś na ten temat było mówione.Przeczytał pouczenie po drugiej stronie kuponów i zdrętwiał.Owe nieszczęsne trzy czwórki to była jakaś straszliwa ilość pieniędzy, której na razie w ogóle nie umiał ogarnąć umysłem, ale którą musiał koniecznie obliczyć.Z gorączkowym pośpiechem wydobył z kieszeni długopis i myląc się ustawicznie ze zdenerwowania oddał się arytmetyce.Po zapisaniu wszystkich marginesów "Trybuny Ludu" i części ławki doszedł wreszcie do jakichś wyników.Przyjmując w ewentualnych wypłatach po trzysta złotych za czwórkę i dwadzieścia za trójkę był winien współpracownikom, w tym także i sobie, osiemnaście tysięcy trzysta złotych.Z tego posiadał cztery tysiące sto.Brakowało mu czternastu tysięcy dwustu.Stwierdziwszy niezbicie ten brak Lesio siedział czas jakiś w całkowitym otępieniu.Nie miał zielonego pojęcia, co mógłby teraz zrobić.Myśl o powrocie do domu budziła w nim żywą niechęć tak z uwagi na niejasną sytuację małżeńską, jak i dlatego, że w domu łatwo byłoby go znaleźć.O pokazaniu się w biurze w ogóle nie było mowy! Lokale gastronomiczne odpadały, bo w lokalach gastronomicznych na ogół trzeba płacić, a posiadanych przy sobie pieniędzy bał się nawet dotykać.Co zrobić zatem? Błąkać się po mieście? Popełnić samobójstwo? Oddać się w ręce milicji? Co zrobić?.Po raz dwieście osiemdziesiąty piąty obejrzał bezmyślnie wszystkie posiadane papiery i wpadło mu w oko zawiadomienie z poczty.Postanowił iść odebrać ową poleconą przesyłkę.Może będzie tam bardzo długa kolejka, która przynajmniej na pewien czas zdejmie mu z głowy kłopot ze znalezieniem miejsca dla siebie.Rodzima poczta Lesia znajdowała się na Mokotowie.Dojechał do niej okrężną drogą, przesiadając się kilkakrotnie i wybierając jak najwolniejsze środki komunikacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •