[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty, popatrz - powiedział, trącając Janeczkę.- Tam ktoś jest.Janeczka odwróciła się również.Przed jednym ze stojących przy chodniku samochodów siedział w kucki jakiś osobnik i coś robił.Przy­glądali mu się w milczeniu.Osobnik odsłonił na moment teren swojej działalności i wówczas okazało się, że skrobie po lakierze na drzwiach.Wyskrobał połowę litery „D” i właśnie ją wykańczał.- Chuligan - zawyrokowała Janeczka.Osobnik skrobał dalej, aż wreszcie wyszło mu to „D”.Trochę nieforemne, ale za to wielkie.- liii tam - mruknął Pawełek z odcieniem wzgardliwego zniechęcenia wobec tak mało pomysłowego wandala.- Wiadomo, co pisze.- Wcale nie - zaprotestowała Janeczka, żywo zainteresowana.- Zobacz, to wcale nie jest „u”.Facet mozolnie skrobał skośną kreskę, jedną i drugą.Wyskrobał literę „W” i męczył się dalej, co jakiś czas ustając i ocierając pot z czo­ła.Praca pisarska najwidoczniej była dla niego bardzo ciężka.- DWÓR - odczytała po chwili Janeczka, pełna emocji.- Co to znaczy?Pawełek był trochę zniecierpliwiony.Chciało mu się spać, w szała­sie panowała zimna, przenikliwa wilgoć.- Jakiś kretyn - oświadczył pogardliwie.- Tyle się namęczyć i jesz­cze „ó” kreskowane.Mógł porysować byle jak i też by mu nieźle znisz­czył ten lakier.Nawet lepiej, bo w różne strony.- Głupi jesteś, on nie niszczy, on pisze.Jemu o coś chodzi.Facet kontynuował twórczość na karoserii.Narysował skierowaną ku górze strzałę i dopisał słowo DYM, znacznie mniejszymi literami.Rozejrzał się dookoła, zastanowił i zaczął skrobać coś jeszcze.Wów­czas Pawełek nagle jakby się ocknął.- Ty, to nasz samochód! - wykrzyknął zduszonym szeptem, peł­nym zdumionej zgrozy.- On skrobie po naszym samochodzie!- No to co? Od początku to widzę - odparła Janeczka zimno.-Uważam, że w tym jest jakaś tajemnica, bardzo dobrze, że wyskrobuje tajemnicę na naszym samochodzie.Pawełek był innego zdania.Oburzenie i zaskoczenie wręcz go oszołomiło.- Ale ojciec nam głowy poukręca.!- Dlaczego? - zdziwiła się Janeczka.- Przecież to nie my skrobie­my?- Ale widzimy i nic!- A co chciałeś? Przecież nas tu nie ma.Pawełek spojrzał na siostrę w osłupieniu.- Zwariowałaś? Tylko gdzie jesteśmy?- W śmietniku.Szukamy tych żelaznych kawałków.Ojciec nam nic nie powie, nawet gdyby mu ten samochód wyleciał w powietrze.Sam przecież mówił, że nic dla niego nie jest ważne, tylko te żelazne ta­kie.- Mosiężne - sprostował odruchowo Pawełek i nagle odzyskał energię.- Wszystko jedno! Trzeba go przepłoszyć!Wylazł z szałasu, przemknął pod żywopłotem w stronę łobuza przy samochodzie i cisnął w niego małym kamieniem.Łobuz poderwał się gwałtownie, bo kamień upadł tuż obok niego.Potknął się o krawęż­nik, rozejrzał niespokojnie dookoła, galopem rzucił się w głąb ulicy i znikł za rogiem.Janeczka trzymała niecierpliwiącego się Chabra, czyniąc bratu wy­rzuty.- Ty głupi, po co rzucasz, on i tak już skończył! Chaber się zdener­wował! Cicho, piesku, zostań, nie trzeba po to lecieć, dobry piesek, ła­dny.Trzeba było uprzedzić psa!- Uciekł, bandyta - powiedział Pawełek, zmartwiony.- Rany, co my teraz powiemy ojcu?- Nic nie powiemy, coś ty, masz pomieszanie zmysłów!? Sam zo­baczy.- A my co? Tak całkiem nic?- No pewnie, że nic.Przecież nie mogliśmy tego widzieć, jeżeli nas tu nie ma!Pawełek nie właził już do szałasu, martwił się na zewnątrz.- No, nie wiem.Ja bym tego tak nie zostawił.Chyba powiem temu mojemu znajomemu milicjantowi, że tu chuligan drapie po sa­mochodach.Niech go złapią.Janeczka również wylazła z szałasu.- Milicjantowi można powiedzieć.Pewnie, niech go złapią.To był zwyrodnialec.- Skąd wiesz? - zainteresował się Pawełek.- Miał taką gębę.Widziałeś przecież, jak się obejrzał.Taką gębę, jak.No, jak wystraszona owca!- Nie jak owca, tylko jak baran.Poza tym półgłówek.„Ó” kresko­wane, też.!Janeczka nadal rozpamiętywała wygląd zewnętrzny złoczyńcy.- A widziałeś, jakie miał czarne pazury? Chyba od urodzenia nie mył.- Co do pazurów, to nie wiem, może i nie mył, ale miał taki czarny placek koło ucha.Widziałaś?- Aha.Myślisz, że to też z brudu? Pawełek zastanowił się.- E tam.Taki równy? Nie udałoby mu się tak omijać.To pewnie z natury.Co robimy teraz?- Nic - odparła Janeczka stanowczo.- Uważam, że możemy już wracać.I tak nikt nie wie, ile czasu nas nie było.Pan Chabrowicz już wstał.Częściowo ubrany i do szaleństwa zde­nerwowany, poszukiwał po całym domu dzieci.Udało mu się pobu­dzić resztę rodziny.Słysząc szczęk otwieranych drzwi, rzucił się do holu.- Dzieci, do licha, gdzie wy mi się podziewacie?! Mieliśmy iść na śmietnik!Schodząca ze schodów zaspana ciotka Monika dosłyszała te słowa i spojrzała na brata ze zdumieniem i lekkim niesmakiem.- Dlaczego mieliście iść na śmietnik? - spytała.- To już się zupeł­nie do niczego nie nadajecie.?- Nie potrzeba, już byliśmy - powiedział Pawełek z wielkim po­śpiechem i sięgnął do kieszeni.- No i co.?! - krzyknął pan Chabrowicz.Pawełek zaczął opróżniać kieszenie, upuszczając ich zawartość na podłogę, bo nie mieściła się w rękach.- A o! Są! Czternaście sztuk.Wystarczy ci?Panu Romanowi zabrakło tchu.Na moment znieruchomiał, za­stygł z częścią skarbu w dłoniach, poczerwieniał na twarzy, potem zbladł, potem usiłował wydobyć z siebie głos, ale jeszcze nie mógł.Pa­wełek zbierał z podłogi zakurzone, mosiężne przedmioty.W holu pojawiła się pani Krystyna w szlafroku.- Tak podejrzewałam, że pójdą sami.- mruknęła.- Monika, po­śpiesz się z tą łazienką.- Zaraz - powiedziała zaintrygowana ciotka Monika.- Co wy tu macie? Roman wygląda, jakby doznał objawienia.Co mu się stało?- Dostał te swoje upiorne reduktorki - odparła pani Krystyna.- Mam nadzieję, że dobre.?Pana Chabrowicza nagle odblokowało.- Hu ha.!!!- wrzasnął dzikim głosem.- U ha ha.!!!Odzyskał także zdolność ruchu i puścił się w szaleńcze pląsy, usiłu­jąc wciągnąć do nich także i swoją żonę, która wyrywała mu się z całej siły.Ciotka w popłochu cofnęła się wyżej na schody.Janeczka i Pawełek ukryli się w kącie, bo ojciec szalał po całym holu, nie bacząc na przeszkody.- Hu ha.!!! - wrzeszczał.- I hop sa są! I u ha ha! Ruszcie się! Wszystkie pary tańczą! Orkiestra, tusz!!! U ha ha!!!- Mój brat zwariował - orzekła z przekonaniem ciotka Monika.- Roman, uspokój się! Puść mnie! Dom się trzęsie, oszalałeś! Uspokój się w tej chwili - krzyczała zdyszana pani Krystyna.Dom drżał w posadach, pan Roman śpiewał, ryczał i tańczył dalej bez opamiętania.Na górze schodów ukazał się bezgranicznie zdumio­ny Rafał.- O, niech ja skonam! - powiedział w osłupieniu.- Co się tu dzie­je?!- Trzeba mu było nie dawać wszystkich na raz - szepnęła Janeczka w kącie.- Już mu to nie przejdzie - odszepnął z troską Pawełek.- Chyba trzeba go będzie związać.- Coś ty, przejdzie mu, jak zobaczy samochód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •