[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z nie dopchniętym butem na nodze podskoczył ku niej i gwałtownie zgarnął kłaki z przedniej szyby.Coś z tych kłaków zaczepiło się o wycieraczkę, człowiek szarpnął drzwiczki, otworzył.- Pani stoi!!! — wrzasnął okropnie.Malwina drgnęła silnie, stopa zjechała jej ze sprzęgła, samochodem wstrząsnęło i silnik zgasł.- Stać!!! — ryknął człowiek.Malwina stała, bo i tak do niczego innego nie była zdolna, on zaś w skupieniu odplątywał z wycieraczki owe zaczepione kłaki.Cudem chyba przez te kilka chwil nic nie jechało, kawałek ulicy ział pustką, po chodnikach tylko chodzili ludzie.Człowiek odplątał swoje coś, chwycił całe kłębowisko, przytulił do piersi spojrzał nagle w kierunku Kruczej i w dzikim pośpiechu wepchnął się jej do samochodu.- Pani jedzie!!! - wydyszał wściekle i rozpaczliwie.Malwina zamierzała odegrać wspaniałą scenę szoku, z którego trzeba będzie ją wyprowadzać, pocieszać, posłużyć jakimś łonem do nerwowych szlochów, ale wszystko razem było takie dziwaczne, że aż ją zaciekawiło.Ponadto od razu postanowiła zemścić się na tym kretynie i przy okazji obejrzeć niezrozumiały koltun.Nie mogła dłużej tkwić w miejscu, na jezdni pojawiły się samochody, musiała ruszyć.Zapaliła silnik i skręciła w prawo, w Kruczą, a zaraz potem w Wilczą.Na wszelki wypadek, na Wilczej była komenda policji.Tuż przed nią ktoś odjechał i znienacka znalazły miejsce na zaparkowanie.Zatrzymała samochód i zga­siła silnik, tym razem świadomie i dobrowolnie.- I co to ma znaczyć? - spytała z ciężką urazą - Niech pan sobie nie myśli, że mnie pan porwie albo co.Spoglądający niespokojnie do tyłu facet odwrócił się ku niej.- Co też pani? - rzekł ze zgorszeniem, teraz już normalnym głosem.- Ja bym pani nieba przychylili Życie mi pani uratowała!- No rzeczywiście, rzuca się pan pod samochód, żebym ja musiała panu życie ratować.-Ale jakie tam rzuca, gdzie rzuca, to.! O, widzi pani? To!Potrząsnął jej przed nosem kołtunem.Malwina z zaciekawieniem przyjrzała się kłakom i nagle rozpoznała, co to jest.Peruka, oczywiście! Ogromna peruka w kolorze ciemny kasztan, mocno rozczochrana.- Zleciała mi ze łba, ten wicher zerwał, chciałem złapać - mówił dalej facet, przechodząc na ton smętny.- Jak ja się wystraszyłem, że pani mi ją przejedzie.! Zaczepiła się o wycieraczkę, cale szczęście.Malwinie na nowo zabrakło tchu.Szczęście.!- No wie pan.- A na drugą już, prawdę mówiąc, brakuje mi forsy, to cholernie drogie, a bez peruki nie mam życia.Omskło mi się z krawężnika i but zgubiłem.A tu mi pani chce ruszać, cholerny świat.Mimo woli i wbrew samej sobie Malwina rzuciła okiem na tego barana.Wcale nie był łysy, miał włosy jasnoblond, jakby wypłowiałe, wprawdzie śred­nio obfite i gładko przylegające do głowy, ale miał.I czarne, niewielkie wąsiki, pasujące do niego jak pięść do nosa.Na diabła mu peruka, i to jeszcze taka potężna? A, może ma ją dla kogoś, dla jakiejś baby na przykład.- Czyje to? - spytała surowo.- Co?- To.Ta peruka.- Jak to, czyja? Moja.- Do noszenia?- No pewnie!Przez chwilę Malwina zbierała myśli.- Pan zwariował? Po co pan to ma nosić?Facet westchnął ciężko.- A, co tam.Powiem pani.Żeby mnie nie poznali.- Kto? Policja? O, proszę pana, jeśli pan jest przestępcą.- Ale jaka tam policja, dużo mnie policja obchodzi! W kasynie żeby mnie nie poznali, bo jako mnie, to mnie nie wpuszczą, a tak, o, w tym, to ja mogę , udawać kogo innego.- Chyba stracha na wróble.Dorosły mężczyzna z taką szopą na głowie.? A może pan chce udawać kobietę? Facet westchnął jeszcze ciężej i wyjaśnił jej, że oprócz wyglądu zewnętrznego musi zmienić także personalia, bo w kasynach sprawdzają.A dowód osobisty mógł pożyczyć tylko od kumpla, który szczyci się takim właśnie uwłosieniem.Nabył zatem perukę, zbliżoną do pierwowzoru, zgolił brodę także, bo kumpel nie nosi, a te wąsy ma przylepione.Będzie go udawał, kumpel po kasynach nie chodzi, więc go nie znają i numer przejdzie.- A stamtąd trzeba było odjechać - dodał jeszcze- Akurat lazł jeden z tej kasynowej obsługi, z Grandu, i mało co, a byłby mnie zobaczył.Z tym w ręku, o !Potrząsnął kołtunem, przeczesał go troskliwie palcami i nasadził na głowę, odwracając ku sobie wsteczne lusterko, po czym dumnie zaprezentował się Malwinie.- No proszę! Całkiem co innego, nie? Malwina wysłuchała opowieści z dużym zainteresowaniem i przyjrzała się gębie, istotnie bardzo zmienionej.- Owszem - przyznała z powątpiewaniem - Ale chyba coś jest nie tak.Niemożliwe, żeby komuś tak dziwnie włosy rosły!Zaniepokojony przebieraniec przejrzał się w lusterku uważniej.- O cholera.Ma pani rację, to jest tyłem do przodu.Zaraz, odwrotnie.Obserwując manipulacje z peruką, Malwina zainteresowała się sprawą głębiej.Ogólnie biorąc, kasyna nie były jej obce, wizytowała je kilkakrotnie razem z Karolem, ale Karol nie chciał jej tam zabierać bo zbytnio zapalała się do gry.Nie przyszło jej dotychczas do głowy, że mogłaby do jaskini rozpusty udać się sama.- No dobrze.Łeb ma pan w tym wielki, jak dynia.- Zgadza się.Kumpel też ma taki.- No dobrze, a dlaczego nie wpuszczą pana jako pana?Przebieraniec zakłopotał się nieco.- No, bo wie pani, jak by tu powiedzieć.Ja, ro­zumie pani.Ja nerwowy jestem.Możliwe, że taka tam nieduża zadyma wyszła, no, niech będzie, że ze dwa razy, raz w Pałacu Kultury, a raz tu, w Gran­dzie.No, nie będę się wypierał, w Victorii też mnie zgniewało.A te skubańce wzajemnie sobie o goś­ciach donoszą.- I wyrzucili pana?- Tak jakby.A jeszcze pod Pałacem przy tej oka­zji taksiarzowi klient prysnął i też na mnie zwalili, że niby całą obsługę zająłem i każdy się gapił.Ja im kazałem się zajmować? No niech pani sama powie, gdzie sprawiedliwość na świecie?Malwina chętnie przyznała, że nigdzie, i równie chętnie wysłuchała wielce krytycznych słów pod ad­resem automatów, krupierów, kulki ruletki i w ogóle całego tego draństwa, skierowanego przeciwko spo­kojnym, przyzwoitym ludziom, którym nie pozwala się wygrać.Wnioski zaczęły jej się z tego wyłaniać nawet prawidłowe i zażądała więcej szczegółów, któ­rych przebieraniec, układający sobie obfite pukle przed jej wstecznym lusterkiem, dostarczył bez opo­rów.Ośmielił się wreszcie poprosić, żeby go podwio­zła pod samo wejście do kasyna w Grandzie, bo ina­czej ten cholerny wiatr znów mu zerwie ze łba kamuf­laż.Podwiozła go i omal nie zapomniała, dokąd i po co jedzie.Z połowy drogi do domu zawróciła do firmy Karola.* * *W firmie Karola, szczególnym trafem, wszyscy woleli herbatę niż kawę.Parzyła tę herbatę sekretarka Beatka w wydzielonym zakamarku sekretariatu w dwóch czajniczkach, bo tak sobie życzył szef.Mowy nie było o herbacie w saszetkach, do picia zaparzonego papieru Karol odnosił się ze wzgardą i wstrętem.i cały personel szedł w jego ślady.Czajniczków zaś musiało być dwa, do jednego z nich bowiem Karol kazał niekiedy dosypywać rozmaite wyszukane gatunki, tworząc mieszanki o nowych smakach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •