[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty ich nieznasz? - Nie wiem.Nikt ze znajomych nie zawiadamiał mnie, że zamierza utłucWaldemara.Możliwe, że on się obracał w jakimś niestosownym towarzystwie,pojęcia nie mam, ja się obracam w stosownym.- Dawno go widziałaś? - Nie, skąd,parę dni temu.- I jaki był?- Całkiem zwyczajny.Nie wyglądał na ofiarę zbrodni.Nogi mi zmarzły i zaczynami się wydawać, że chyba nie lubię śledztwa o tej porze.Pocieszyłam ją, żemilicja przystąpi do działania zapewne o siódmej rano, przy czym ona sama będziepierwszym świadkiem.Baśka prychnęła gniewnie i zaklęła pod nosem.Zaniechałamdalszych pytań, dałam jej spokój i rozłączyłam się.Uczyniłam to nie zprzyzwoitości i miłosierdzia, a wyłącznie dlatego, że musiałam wreszcie trochępomyśleć.Baśka rozmawiała ze mną dziwnie, jakoś inaczej niż zwykle.Można było,oczywiście, złożyć to na karb zaskoczenia i zdenerwowania, na nikogo wiadomość ozbrodni o wpół do czwartej nad ranem nie wpływa uspokajająco, ale tu istniałocoś innego.Ona rozmawiała ze mną nieszczerze.Tak, to było właściwe słowo,nieszczerze.Fałszywy ton zadzwięczał już w połowie rozmowy i brzmiał do końca.O co jej mogło chodzić? Chciała coś ukryć? Właściwie prawie nie zadawała pytań,nie ciekawiły jej szczegóły zabójstwa, nie interesował sam nieboszczyk, jedyne,co ją ostro poruszyło, to ten telefon Gawła.Co w tym mogło tkwić? Małobrakowało, a zadzwoniłabym do Gawła z zapytaniem, czy zna Dutkiewicza.Opanowałam się.Przypomniałam sobie, że już od długiego czasu kotłują się wokółmnie dziwaczne wydarzenia i miałam się nad nimi zastanowić.Zapewne będzie tolepsza droga do wykrywania tajemnic niż bezpośrednie rozmowy, które, popierwsze, niewątpliwie zdenerwują majora, a po drugie, nic mi nie dadzą, borozmówcy mogą zełgać.Należy zatem rozważyć kolejno owe dziwaczne wydarzenia.Mimo najszczerszych chęci, nie udało mi się opanować umysłu.Pamięć bez żadnegosensu i wyboru podsuwała wszystko, jak leciało, niezależnie od tego, czy mogłomieć jakikolwiek związek z nieboszczykiem Dutkiewiczem, Baśką i Gawłem, czy teżnie.Chronologię zdołałam ustalić, ale, niestety, tylko chronologię.Wcharakterze pierwszego dziwowiska wystąpił sztandar.Moja rodzina w Kanadzie niz tego, ni z owego zażądała nagle, żebym im namalowała sztandar.Przysłaliszczegółowe instrukcje na piśmie, jak też ten sztandar ma wyglądać i cozawierać, kilku emblematów dostarczyli w liście, o pozostałe zaś miałam siępostarać samodzielnie na miejscu.Arcydzieło, po skończeniu, należało imodesłać, po czym sztandar miał zostać wyhaftowany.Dzikiego chaosu, który stałsię wynikiem zamówienia, ludzkie słowo nie opisze.Usiłując zdobyć narzędziapracy, to znaczy brystol, pędzle oraz farby, w tym srebrną i złotą, natrafiłamna cudownej piękności papier toaletowy, który, rzecz jasna, nabyłam i którymwzbudziłam szaleńczą zawiść wszystkich znajomych i przyjaciół.Stada z rozwianymwłosem i roziskrzonym wzrokiem zaczęły latać po mieście w poszukiwaniu takiegosamego.Następnie zdezorganizowałam życie prywatne kilkunastu osób i pracę wkilku zaprzyjaznionych instytucjach, domagając się od wszystkich wizerunkuświętego Jerzego, walczącego ze smokiem, na sztandarze bowiem między innymimiały być uwidocznione postaci świętych pańskich.%7łyczliwi ludzie zaczęli robićgeneralne porządki w mieszkaniach, poszukując dla mnie stosownego obrazka,przewracali do góry nogami rozmaite archiwa, a jedni znajomi z rozpędu przeprowadzili w domu nawet całkowity remont.Kiedy wreszcie ktoś wydębiłświętego Jerzego na białym koniu od powinowatych z prowincji, przynosząc go zwielkim triumfem, okazało się, że popełniłam pomyłkę i pomieszałam świętych.Według opisu technicznego na sztandarze miał figurować nie święty Jerzy, aświęty Michał Archanioł walczący ze smokiem.O świętego Michała było łatwiej,dostałam go w kościele Zwiętego Michała, niedaleko własnego domu.Wdarłam się doMuzeum Wojska Polskiego w poniedziałek, kiedy było nieczynne, i uzyskałam wzorymilitarne.Plakatówkę, pędzle i przedwojenne 10 złotych pożyczyłam odprzyjaciółki.Po kilku tygodniach zamieszania i wytężonej pracy sztandar byłgotowy.Gaweł miał z tym tyle wspólnego, że od niego również domagałam sięświętego Jerzego.Wiedziałam, że ma brata imieniem Jerzy i upierałam się, iżbrat powinien posiadać wizerunek patrona.Na jakiś czas Gaweł zaniechałjakichkolwiek rozmów ze mną.Od Baśki zaś pożyczyłam owe 10 złotych,przebierałam w kilku egzemplarzach i jej był najporządniejszy, to znaczynajlepiej był na nim widoczny zamówiony przez Kanadę orzeł.Baśka rozmawiać zemną jakoś nie przestała.Wszyscy, poruszeni uprzednio świętym Jerzym, świętymMichałem, złotą farbą, papierem toaletowym i przedwojennym bilonem, żywointeresowali się rezultatami moich poczynań i koniecznie chcieli oglądaćarcydzieło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •