[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takimi uczuciami był przejęty i niejeden ze stałych czytelników Robotnika , gdy godoszła wieść o wzięciu przez żandarmów drukarni.Opowiadano mi, że niektórzy robotnicyrzewnymi łzami opłakiwali stratę partyjną, że powszechnie wiadomość o łódzkiej katastro-fie sprawiała wstrząsające wrażenie.Oprócz składania i odbijania druków na maszynce mieliśmy jeszcze jedną technicznąrobotę obcinanie papieru.Arkusik papieru zwykłego jest za długim dla formatu Robot-nika.Trzeba go skrócić.Przy biciu odezw trzeba również dopasować papier do wielkościodezwy.Robota to przykra, gdy się ją wykonywa zwyczajnym nożem.Karolek po niejzawsze miał spuchniętą rękę i pokaleczone palce.W dodatku, jako odpadek od tej roboty,pozostawały obrzynki papieru w ogromnej ilości.Chowaliśmy je na razie do kosza.Na-stępnie zaś korzystaliśmy z każdej okazji, by je zniszczyć spalić w piecu.Specjalnie wtym celu kazaliśmy palić w piecach wieczorami, gdy łatwiej było uniknąć oka służącej.Wówczas z kosza wyciągało się kupę obrzynków i pakowało się je do pieca.Natural-nie, korekty, rękopisy zużytkowane i wszelkie niepotrzebne papierki niszczyliśmy na-tychmiast.Codzień wieczorem przed zejściem z roboty i rano przed jej rozpoczęciemoglądaliśmy wszystkie kąty drukarni, czy nie ma gdzie zapomnianego papieru lub czcion-ki, czy nie została gdzie plama od farby lub oliwy.Przechodząc teraz do roboty redaktorskiej, zauważę przede wszystkim, że wątpię, bybył jakikolwiek redaktor na świecie, który w takiej jest zależności od zecera i techniki, jakredaktor Robotnika.Robota nad numerem zaczyna się od środka, zwykle od działu: ko-respondencje.Nie można inaczej postąpić, bo przecie robota ma trwać parę tygodni, mogązajść różne wypadki, wymagające wypowiedzenia się pisma albo w artykułach, albo wkronice, kończącej numer.Odbija się stronę jedną w ciągu dnia i, rzecz prosta, z tego, cojuż jest wydrukowane, niepodobna nic wyrzucić, choćby nadeszły świeże, większego zna-czenia, dane.Następnie wobec braku czcionek i sił technicznych wciąż trzeba się liczyć zczasem zecera, pisać to, co on w obecnej chwili składać może.Wreszcie przeklęta robota dopasowywania swej myśli do tej lub owej szpalty do tejlub owej przestrzeni na papierze, pozostawionej do druku.Oto napisałem wstępny artykuł,do którego od środka zbliżyła się robota.Napisałem go, wkładając weń wszystko, co leżałona dnie duszy, myśląc wobec braku miejsca nad każdym słowem, dopasowując je do duszyi myśli przyszłego czytelnika.Następne artykuły już są wydrukowane, zecer składa i obli-cza.Już złożył trzy czwarte wstępnego, gdy po obliczeniu wypada, że artykuł jest o osiemlub dziesięć wierszy za długi.Kładz go na łoże Prokrusta, doszukuj się słów zbytecznych,możliwych do wyrzucenia bez zmiany sensu, bez nadwyrężenia treści.Albo np., co się nieraz przy petitowych stronicach zdarzało.Jedna strona petitowa od-bija się, drugą Karolek składa.Pod wieczór oświadcza mi, że mu zabrakło litery r. Wiecie odzywa się do mnie, możebyście mi z parę tych r wyrzucili z rękopisu,będzie z tym mniej kłopotu, niż przy jutrzejszej korekcie.Materiału do teki redaktora napływa dosyć dużo, lecz przeważnie jest to materiał dodziału: korespondencje.Tych jest mnóstwo.Możnaby nimi cztery takie numery zapełnić ijeszcze zostałoby trochę do piątego.Pisane ręką najczęściej niewprawną, nieraz bez ładu iskładu, przeważnie rozwlekle, zawierają one skargi i bóle tysięcy ludzi, którzy szukają dlanich ujścia w swym skromnym piśmie.Szare to, monotonne, jak nędza ludzka; gdzie nie-gdzie przebija szczery humor, wzrok się zatrzyma na dosadnym, ludowym określeniu, któ-re skwapliwie redaktor podkreśla czerwonym ołówkiem, by je zachować, jak perłę, w pi-śmie.Znowu notatka, śpieszną, wprawną ręką skreślona na marginesie: Proszę o zamieszczenie, potrzebna w robocie!To któryś z menerów, prowadzących robotę, notuje tak korespondencję.Widocznieświeży stosunek lub ma tam nastąpić strejk, czy inne wystąpienie.Odkładasz tę korespon-dencję na stronę.Gdzie indziej znowu naiwne zakończenie korespondencji: Przepraszam redakcję zastyl, ale proszę wydrukować, dużo u nas ciemnych, może ich oświeci.To agitator fa-bryczny lub warsztatowy, biedzący się gdzieś wśród otoczenia biernych, mało mu współ-czujących ludzi, prosi o pomoc słowa drukowanego.Przeczytujesz te dokumenty, wsłuchujesz się w to pasmo jęków i skarg.Umieścićwszystkiego nie można.Wiesz dobrze, że korespondencja, o ile jest czytaną chciwie przezrobotników fabryki, która tam jest opisaną, o tyle nie wzbudza żadnej prawie ciekawości wreszcie czytelników.Wybierając z pomiędzy mnóstwa korespondencji część resztę usu-wasz na bok.Teraz trzeba te korespondencje przerobić, skrócić, lecz skrócić tak, by za-chować w jakikolwiek sposób piętno duchowe, wyciśnięte na niej przez autora.Doszuku-jesz się więc w korespondencji jakichkolwiek określeń, frazesów, słów charakterystycz-nych, by je zachować w druku.Wreszcie dział korespondencje skończony.Nowy kłopot z kroniką i artykułami.Pi-smo ma charakter pisma codziennego, a zarazem wychodzi rzadko, raz na miesiąc albo irzadziej.Proszę w dziesięciu stronicach zmieścić miesięczne albo dwumiesięczne wypad-ki, proszę wśród tej mnogości zatrzymać się na jednych, odrzucić inne, proszę wynalezćtematy dla artykułów, tematy, o tyle żywotne, o tyle będące na czasie, by z pisma, a raczejnumeru, zrobiły organ żywy, odpowiadający nastrojowi i potrzebom chwili.Nie wiem, jakinni redaktorowie, lecz ja nieraz suszyłem sobie głowę nad tym wszystkim, nieraz z jed-nego kłopotu, polegającego na tym, że nie ma o czym pisać, nie ma tematów, przechodzi-łem do drugiego embarras de richesse tematów i zagadnień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]