[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty - szepnęła - próbujesz nie zasnąć tylko dla mnie.- Przytuliła się do Arina, dotykając ustami jego szyi.Zachichotała cicho.- Nie mógłbyś pogrążyć się we mnie, nawet gdyby pomagało ci w tym trzynastu władców.A teraz śpij.śpij.Był to ten sam Arin, którego zapamiętała.Jednak jakiś nowy czynnik, którego nie potrafiła określić, rzucił na niego cień.Może sprawiło to forsowne tempo jego nauki i ślubowania.Szalane nie łamała sobie nad tym głowy.Miała dziewiętnaście lat, była zdrowa i spokojna jak niezmącone źródło, więc zasnęła.- Szalane! Władczyni Szalane!Młody farmer przestał spuszczać wiadro do studni i pomachał do Szalane i Arina, którzy właśnie schodzili w dół ścieżką biegnącą przed jego chatą, trzymając się za ręce.- Wstąpcie do nas i usiądźcie - poprosił.- Nie mogę, Jonie! - krzyknęła w odpowiedzi Szalane.- Muszę pójść do chłopców, którzy rąbią drwa na Samman.Jon mocniej szarpnął linę.- Dobrego ranka, władco Arinie.- Nigdy nie widziałem ładniejszego - skinął głową Arin.Pomachali znów do farmera i zniknęli wśród drzew.Jon nabrał wody do wiadra i ponownie napełnił nią żelazny garnek, do którego obierały kartofle Elin i jego żona Ket.Ket, która niedługo miała rodzić, spróbowała usiąść wygodniej w specjalnie wyściełanym krześle.- Elin, daj mi jeszcze trochę.Przecież muszę dzisiaj z tym skończyć.Zawsze wysyłają Szalane - uśmiechnęła się, oddzielając nożem skręconą obierzynę od białego miąższu - ponieważ śpiewa chłopcom stare ballady, kiedy rąbią drwa, no i, u licha, przecież nie jest od nich starsza.Z powodu dziecka Ket nie weźmie udziału w tańcach dziś wieczorem, jak to zawsze czyniła w święto Sammanu, będzie więc stała i patrzyła wraz z Jonem, a kiedy rozbolą ją plecy wrócą do domu, żeby coś przekąsić.Nie było im żal tańców, gdyż obrót tego koła-roku przyniesie im w darze dziecko.- Za to Elin będzie tańczyła przez całą noc - rzekła Ket udając, że mówi prawdę, choć wiedziała, iż jest inaczej.Szandyjka dość chętnie pomagała jej w przygotowaniach do Sammanu lecz bez normalnego w takich wypadkach radosnego oczekiwania.Tak jak ja, pomyślała, strząsając z noża obierzynę.Tak wiele tańców, tak wiele nocy na wzgórzu.Są dobre, ale nie trwają wiecznie.Wcześniej czy później pragnie się czegoś więcej.Dla jednych przychodzi to późno, dla innych wcześnie.A dla niej właśnie teraz.- Posłuchaj, dziewczyno.- Ket była niewiele starsza od Elin, ale dom, Jon i dziecko akcentowały różnicę mięć nimi.- Jeśli nie chcesz zostać przy ogniu dzisiejszej nocy możesz wrócić z nami do domu.Elin dalej obierała kartofle.- Może tak zrobię.Jon oparł lekko głowę o wypukłość brzucha Ket.- A o kogóż to się rozpytywałaś?Elin wrzuciła obrany kartofel do garnka.- Och, przypuszczam, że mógł przejeżdżać przez Karli po Sindżinie.Raczej spokojny, rzadko się uśmiecha.Jon zastanowił się.- Był tu pewien wengeński traper.Bardzo ciemny, o wełnistych włosach.Nie.Biała skóra, naprawdę biała i gładka.- Poczekaj - przypomniał sobie Jon.- Niewysoki, bez brody, kiepsko siedzi w siodle?- Tak.- Oczy Elin na chwilę utraciły tajemniczy wyraz.- To Jakub.Ma na imię Jakub.Na długo nim słońce dotknęło wzgórz na zachodzie, Karliowie przybywali parami i w grupach do obrzędowego gaju, oddzielonej porębą sporej połaci lasu, gdzie najgęściej rosły dęby, buki i włoskie orzechy.Widzowie ustawili się wokół rowu wydrążonego w ziemi przez wielowiekowe obrzędy Kręgu.Arin stał obok Szalane.Widział, jak zielone szaty jego towarzyszy wyróżniały się na tle ciemnego brązu skór i szarzyzny samodziału.Zaplanowana przez Garika subtelna manifestacja bogactwa Szandów.We wschodniej części gaju Hoban i Tilda, bóg i bogini Karliów, ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami obserwowali zachód słońca.Kiedy dolna część tarczy słonecznej dotknęła horyzontu, Hoban podniósł ręce.- Rok się skończył.Koło znów się obraca.Jeszcze raz droga między ziemią a duchami, które ją obracały, stanęła otworem, by utwierdzić ludzi w wierze.Teraz słońce opuściło swój ziemski dom i wyruszyło na przymusową wędrówkę.Nadszedł czas cienia i śmierci.Na Lumin, w najciemniejszym punkcie koła roku, trzeba będzie zachęcić słońce do powrotu, by na nowo ogrzewało ziemię.Tak naprawdę to nikt nie wątpił, że lato znowu nadejdzie, lecz święto Sammanu służyło do odnowienia więzi leśnych ludzi z życiem - a zresztą, może słońce czuło się osamotnione.Teraz bóg Hoban stał się śmiercią.Będą go dotykać i łączyć się z jego umysłem jak ze słońcem w najdalszym punkcie koła, przed powrotem bogini wraz z życiem i obfitością.Tańce, symboliczne złączenie się nieba i ziemi za pośrednictwem władców i władczyń, wyrażały tę prawdę i potrzebę.Tilda wskazała na środek gaju.- Zapalcie mój ogień, żebym mogła wrócić do domu.Dwóch władców wystąpiło z tłumu, rozwiązując długie, węzłowate sznury, którymi przepasywali swe białe płaszcze.Na wschód i na zachód od środka świętego gaju wymierzyli nimi koło o średnicy jedenastu metrów.W centrum koła złożono; drwa na ogień Sammanu, formując z nich stos z dziewięciu warstw po dziewięć polan w każdej, błyszczących od tłuszczu, by szybko się zapaliły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •