[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt też nie dostrzegł,że te oczy z powrotem pociemniały, lecz gdy to nastąpiło, ponownie skupił wzrokna chłopcu, z wściekłością i rozczarowaniem tak dotkliwym, jak wbity w stopęcierń, stwierdził, że stracił okazję.Zapaliło się zielone światło.Patrzył, jak chłopiec przechodzi przez ulicę wraz z resztą stada, a potem Jackzawrócił i poszedł z powrotem tą samą drogą, którą przyszedł, przeciskając siępod prąd wśród napływających przechodniów. Hej, panie! Uwa.!Jakaś pryszczata nastolatka, którą ledwie zauważył.Jack odepchnął ją na bok,nie odwracając się, by zobaczyć gniewną reakcję, gdy wypadły jej z rąk podręcz-niki, które niosła pod pachą.Poszedł Piątą Aleją, oddalając się od CzterdziestejTrzeciej, gdzie dziś zamierzał zabić chłopca.Miał pochyloną głowę, a wargi za-ciśnięte tak mocno, że usta przypominały szramę po dawno zagojonej ranie.Wy-szedłszy z tłumu na rogu ulicy, nie zwolnił kroku, ale jeszcze przyspieszył, mijającCzterdziestą Drugą, Czterdziestą Pierwszą i Czterdziestą.Mniej więcej w połowiedrogi do następnego skrzyżowania przeszedł obok budynku, w którym mieszkałchłopiec.Ledwie rzucił na niego okiem, chociaż przez ostatnie trzy tygodnie co-dziennie śledził wychodzącego stąd dzieciaka, idąc za nim od tego miejsca, aż doodległego o trzy i pół kwartała skrzyżowania, które w myślach nazywał MiejscemPchnięcia.Dziewczyna, którą potrącił, posłała mu wiązankę, ale Jack Mort tego nie sły-szał.Entomolog amator również nie zwróciłby uwagi na motyla występującegopospolicie.Jack, na swój sposób, wydawał się takim entomologiem amatorem.Z zawodu był cenionym dyplomowanym księgowym.Popychanie stanowiło jego hobby.* * *Rewolwerowiec wtargnął w głąb umysłu tego człowieka i skulił się.Jedynąjego pociechą było to, że mężczyzna to nie człowiek w czerni, nie Walter.Reszta była koszmarem.i nagłym zrozumieniem.Oddzielony od ciała, umysł rewolwerowca jego ka okazał się równiesprawny i bystry jak zawsze, lecz to nagłe objawienie było niczym uderzeniemłotkiem w skroń.244Pojął wszystko nie wtedy, kiedy wysunął się w przód, lecz gdy upewnił się, żechłopiec jest bezpieczny, i usunął się w cień.Dostrzegł związek między tym męż-czyzną i Odettą, zbyt niesamowity, a zarazem zbyt odrażający, aby mógł być przy-padkowy.Zrozumiał, czym naprawdę może być dobór Trójki i kto może wchodzićw jej skład.Trzecią postacią nie był ten człowiek.ten Popychacz.Trzecią postacią wy-mienioną przez Waltera była Zmierć. Zmierć.Lecz jeszcze nie twoja. Tak powiedział Walter, do końca sprytny jaksam szatan.Typowa odpowiedz prawnika.tak bliska prawdy, że ta mogła skryćsię w jej cieniu.On nie miał umrzeć.Sam miał stać się Zmiercią.Więzień, Władczyni.I trzecia postać Zmierć.Nagle poczuł pewność, że tym trzecim będzie on.* * *Roland ruszył w przód jak pocisk, jak rakieta zaprogramowana tak, by uderzyćczłowieka w czerni, gdy tylko go zobaczy.Dopiero pózniej zaczął się zastanawiać nad tym, co może się zdarzyć, jeślizdoła zapobiec zamordowaniu Jake a przez człowieka w czerni możliwy para-doks, zaburzenia czasu i przestrzeni zmieniające wszystko, co wydarzyło się, odkiedy przybył do zajazdu.Jeśli uratuje Jake a na tym świecie, to w swoim napewno go nie ujrzy, i zmieni się wszystko, co zdarzyło się od tamtego spotkania.Czyli co? Trudno sobie nawet wyobrazić.Myśl, że mogłoby to zakończyćjego misję, nawet nie przyszła rewolwerowcowi do głowy.Poza tym takie spe-kulacje po fakcie były bezprzedmiotowe: gdyby zobaczył mężczyznę w czerni,żadne konsekwencje, paradoksy czy zmiany przeznaczenia nie powstrzymałybygo od pochylenia tego ciała, w które teraz wniknął, i rąbnięcia Waltera bykiemw pierś.Roland nie potrafiłby powstrzymać tego odruchu, tak jak rewolwer niejest w stanie powstrzymać palca, który pociąga za spust i powoduje wystrzał.Gdyby na skutek tego wszystko mieli wziąć diabli, to niech biorą.Pospiesznie przyjrzał się stłoczonym na rogu ludziom, przypatrując się każdejtwarzy (kobiecym równie uważnie jak męskim, upewniając się, że nikt nie udajekobiety).Nie było wśród nich Waltera.Powoli się odprężył, jak spoczywający na spuście palec, który zastyga w ostat-niej chwili.Nie, Waltera nie było w pobliżu chłopca i rewolwerowiec poczuł dziw-ną pewność, że to jeszcze nie teraz.Jeszcze nie.To teraz było blisko nadejdzie245za dwa tygodnie, tydzień, może za dzień, ale nie dziś.Tak więc się wycofał.A po drodze zobaczył.* * *.coś, co go zaszokowało.Mężczyzna, do którego umysłu wiodły trzeciedrzwi, siedział kiedyś w oknie opuszczonej czynszowej kamienicy, pełnej pustychpomieszczeń, w których znajdowali schronienie nocujący tam pijacy i wariaci.O bytności pijaków świadczył smród ich zastarzałego potu i kwaskowatego mo-czu.Obecność wariatów zdradzał odór chorych myśli.Jedynym umeblowaniempokoju były dwa krzesła.Jack Mort korzystał z obu: na jednym siedział, a dru-gim podparł drzwi wiodące na korytarz.Nie spodziewał się, żeby ktoś chciał muprzeszkadzać, ale lepiej nie ryzykować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]