[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślę, że to bardzo smutne stworzenia.na swój sposób.Eddie skróci ich cierpienia.Eddie natychmiast przecząco pokręcił głową.- Owszem, zrobisz to.Chyba że chcesz tkwić tutaj przez Całą noc.Celuj w kapelusze.Te obracające się wypustki.- A jeśli chybię? - prychnął gniewnie Eddie.Roland wzruszył ramionami.Eddie wstał i niechętnie odbezpieczył rewolwer.Spojrzał przez krzaki na krążące serwomechanizmy, samotnie i bezcelowo wirujące bez końca po swej małej orbicie.„To będzie jak strzelanie do szczeniąt” - pomyślał ponuro.Potem zauważył, że jeden z mechanizmów - ten przypominający chodzącą skrzynkę - wysuwa groźnie wyglądające szczypce i zaciska je na moment na wężu.Ten zabrzęczał, jakby zdziwiony, i raźniej skoczył naprzód.Chodząca skrzynka schowała szczypce.„Cóż.może jednak to nie są bezbronne szczeniaki” - doszedł do wniosku.Ponownie zerknął na Rolanda.Ten odpowiedział beznamiętnym spojrzeniem i założył ręce na piersi.„Wybierasz sobie piekielnie dziwne momenty na udzielanie nauk, koleś.”Eddie pomyślał o Susannah, która najpierw strzeliła niedźwiedziowi w tyłek, a potem rozwaliła mu na kawałki antenę, kiedy rzucił się na nią i Rolanda.Zawstydził się na to wspomnienie, a ponadto właściwie „chciał” to zrobić, tak samo jak chciał wystąpić przeciwko Balazarowi i jego gorylom w Krzywej Wieży.Może i było to chore, ale nie zmieniało zasadniczego powodu: „Zobaczmy, kto wyjdzie cało.Zobaczmy.”Taak, to naprawdę chore.„Pomyśl sobie, że jesteś na strzelnicy i chcesz wygrać wypchanego pieska dla dziewczyny.Albo pluszowego misia.”Wziął na muszkę chodzącą skrzynkę i obejrzał się ze zniecierpliwieniem, kiedy Roland dotknął jego ramienia.- Powtórz lekcję, Eddie.I przyłóż się.Eddie syknął przez zęby, zły, że mu przerwano, lecz Roland mierzył go stalowym spojrzeniem.Więc wziął głęboki oddech i postarał się oczyścić swój umysł z wszelkich myśli: zapomnieć o zgrzytach i piskach zbyt długo działającej maszynerii, bólu i mrowieniu mięśni, obecności Susannah, opartej rękami o ziemię i obserwującej go, o tym że znajdowała się najniżej i jeśli nie unieszkodliwi któregoś z tych robotów, ona może stać się najłatwiejszym celem ich ewentualnego odwetu.- Nie będę strzelał ręką, gdyż kto strzela ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca.„Kiepski żart”, pomyślał.Nie rozpoznałby swojego starego, nawet gdyby przeszedł obok niego ulicą.Mimo to poczuł, że te słowa wywierają zamierzony skutek, oczyszczając jego umysł i uspokajając.Nie miał pojęcia, czy nadaje się na rewolwerowca - wydawało mu się to zupełnie nieprawdopodobne, chociaż zdawał sobie sprawę, że całkiem nieźle się spisał podczas strzelaniny w nocnym klubie Balazara - ale wiedział, że podoba mu się chłodny spokój, jaki czuł, wymawiając słowa starego kodeksu, którego nauczył ich rewolwerowiec.Chłód i to, że wszystko stawało się nagle zdumiewająco wyraziste.Jednocześnie uzmysławiał sobie, że to po prostu innego rodzaju narkotyk, niewiele różniący się od heroiny, która zabiła Henry’ego i o mało nie zabiła jego.To jednak wcale nie zmniejszało napięcia i przyjemności, jaką odczuwał w tym momencie.Wibrowała w nim, niczym napięta lina na silnym wietrze.- Nie będę celował ręką, gdyż kto celuje ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca.Będę celował okiem.Nie będę zabijał bronią, gdyż kto zabija bronią, ten zapomniał oblicza swego ojca.Nagle, zupełnie bezwiednie, wyszedł z krzaków i przemówił do kręcących się na polanie robotów:- Będę zabijał sercem.Przerwały swój niekończący się taniec.Jeden z nich wydał wysoki pisk, który mógł być sygnałem alarmowym lub ostrzegawczym.Antenki radarowe, nie większe od baloników Hersheya, skierowały się w kierunku miejsca, skąd dobiegał głos.Eddie zaczął strzelać.Czujniki rozlatywały się jak gliniane gołębie, jeden po drugim.Eddie zapomniał o litości: pozostał tylko ten chłód i świadomość, że nie przestanie, nie może przestać, dopóki nie dokończy dzieła.Huk strzałów przetoczył się po polanie i odbił echem od kamiennej ściany na jej końcu.Stalowy wąż dwukrotnie okręcił się w miejscu i legł w pyle, lekko dygocząc.Największy mechanizm - ten przypominający Eddiemu model traktora z dzieciństwa - próbował uciec.Eddie posłał go do robociego nieba, rozwalając mu antenkę, gdy cel chwiejnie wyskoczył z koleiny.Robot padł na kwadratowy pysk i błękitne płomyki trysnęły ze stalowych oczodołów, w których tkwiły jego szklane oczy.Nie trafił jedynie w sensor na głowie stalowego szczura.Kula odbiła się od metalowego grzbietu i zabzyczała jak złośliwy moskit [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •