[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kowalski nawet tego nie zrobił.- Przywiozłem skrzynkę z towarami kolonialnymi - obwieścił Soeft.- Świetnie - ucieszył się Wedelmann.- Przyda nam się.- Jest na dworze, w wozie - powiedział Soeft.Ponieważ nikt na te słowa nie zareagował zgodnie z jego życzeniem, dodał: - Trzeba ją przynieść.- Dajcie odpowiednie zarządzenie - powiedział Wedelmann, Soeft spojrzał ostro na bombardiera i zawołał: - Kowalski, skrzynia!Kowalski udawał, że źle słyszy.Dłubał w uchu i patrzył z na­bożeństwem na odkorkowane butelki rumu.- Na co właściwie czekacie? - zapytał Wedelmann.Kowalski przestał dłubać w uchu.Wolno, ociągając się, wyszedł, by po chwili wrócić.- Nie znalazłem żadnej skrzyni - zamel­dował dobrodusznie.Soeft, co mu się bardzo rzadko zdarzało, stracił panowanie nad sobą i popędził na dwór.Kowalski uprzejmie przepuścił go w drzwiach.Po chwili! Soeft, zasapany, czerwony na twarzy, wrócił dźwigając skrzynkę.- No więc - powiedział Kowalski z anielskim spokojem - trzeba tak było od razu!Asch wybuchnął głośnym śmiechem.Oczka Soefta, małe z na­tury, stały się jeszcze mniejsze.Spiorunował wzrokiem podoficera do zleceń specjalnych, co na Aschu nie zrobiło najmniejszego wrażenia.Wedelmann przywitał swoich żołnierzy uściskiem ręki, po czym zaprosił ich uprzejmym ruchem do zajęcia miejsc.Kowalski roz­siadł się pierwszy.Zanim pozostali zdążyli zdjąć płaszcze, żłopał już z widoczną rozkoszą grog składający się prawie z samego rumu.Starszy ogniomistrz zmierzył bombardiera Kowalskiego karcą­cym spojrzeniem, co jednak nie speszyło nikogo, a najmniej sa­mego Kowalskiego.Potem Bock wyciągnął dokumenty podróży dla Vierbeina, raz jeszcze złożył je starannie i podał poruczni­kowi do podpisu.Asch pochylił się nad Wedelmannem i zaczął czytać razem z nim.- Przecież to są papiery na podróż służbową! - zawołał zdzi­wiony.- Dlaczego Vierbein nie otrzymuje karty urlopowej?- Ponieważ ostatnio w obrębie armii urlopy zostały wstrzymane - odparł starszy ogniomistrz Bock niechętnie.- Przecież tam w kraju wcale o tym nie wiedzą.- Ale my wiemy, Asch - odparł szef - i musimy się do tego stosować.- Był bardzo niezadowolony i bynajmniej tego nie ukrywał.Każdy, kto próbował wkroczyć w zakres jego kompetencji, dokonywał, jak mu się wydawało, zamachu na jego honor, w tej dziedzinie szczególnie mocno rozwinięty.Wedelmann udawał, że dokładnie czyta przedłożone mu pa­piery.Ale nie czytał ich.Siedział pochylony do przodu i słuchał.Stojący za Wedelmannem Asch spojrzał na starszego ognio­mistrza Bocka i potrząsnął głową.- Nie wiem - powiedział z powątpiewaniem - czy to, co robisz, jest słuszne.- W każdym razie jest zgodne z obowiązującymi w tej chwili rozkazami.Chyba w to nie wątpisz, Asch.Kowalski przepił do Vierbeina, mrugając przy tym okiem.Soeft zaciągał się z rozkoszą mocnym cygarem, które wyjął ze swej skórzanej papierośnicy.Wedelmann udawał zagłębionego w papie­rach.Bock i Asch stali naprzeciw siebie z zadziornymi minami- Słuchaj no, Bock, jeżeli dajesz naszemu małemu papiery na podróż służbową, będzie się musiał zameldować w dywizjonie zapasowym.Wtedy mogą dysponować nim, jak długo ich to będzie bawiło.- Ale przecież i tak musi się zgłosić w dywizjonie zapasowym.Inaczej nie mógłby wykonać polecenia.- A tam, w dywizjonie zapasowym - powiedział z głęboką satysfakcją Soeft - siedzi nasz wielce ukochany były szef Schulz jako porucznik i dowódca baterii dowodzenia.Wedelmann podniósł głowę.- Tak, to rzeczywiście.Ale nie będzie chyba tak źle - powiedział.- Wojna wyrównała nie­jedno i pewnie na każdym pozostawiła swój ślad.A cztery lata to długi okres czasu.Co o tym myślicie, Vierbein?- Nie mam żadnych zastrzeżeń, panie poruczniku - odpo­wiedział Vierbein mocnym głosem.Asch potrząsnął głową.- Najlepiej byłoby - stwierdził - gdybyśmy tak wyposażyli naszego małego, żeby we wszystkich okolicznościach mógł się czuć bezpieczny i w dodatku miał coś ż tej podróży.Daj mu papiery na podróż służbową i kartę urlo­pową.- Jedno i drugie!- Dlaczego nie? A może myślisz, że twój podoficer kancela­ryjny rozchoruje się wskutek przeciążenia robotą?- Podwójne papiery - powiedział szef bezradnie.- Przecież tego nie można zrobić.- Można wszystko, jeżeli się chce! Tak powiedział nasz führer.Starszy ogniomistrz szukał wzrokiem pomocy u porucznika.To, że Asch jest tubą Wedelmanna, nie ulegało wątpliwości, ale w ta­kim wypadku, jak ten, należało uzyskać bezpośrednią aprobatę.Gdyby bowiem sprawa przybrała niepomyślny obrót, co nie było wykluczone, dobrze byłoby mieć niedwuznaczny rozkaz.- Jeżeli pan porucznik uważa.Wedelmann bębnił ołówkiem po papierze przykrywającym stół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •