[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie mo­gę go znaleźć?- Nie ma go w ogóle - mruknęła kobieta - dla nikogo! - I zatrzasnęła Wedelmannowi drzwi przed nosem.Wedelmann gapił się ze zdumieniem na ciężkie, zniszczone drzwi.Potem potrząsnął melancholijnie głową i odszedł wolnym krokiem.Znalazłszy się na ulicy, spojrzał raz jeszcze ku oknom, które, jak mu było wiadomo, należały kiedyś do właściciela ka­wiarni Ascha.Ktoś otworzył gwałtownie okna.Wyjrzał przez nie stary Asch.Rozglądał się na obie strony ulicy, jak gdyby coś mu zagrażało.Potem kiwnął ręką w stronę Wedelmanna.- To pan! - zawo­łał stłumionym głosem.- Niechże pan wejdzie na górę!Wedelmann podszedł znowu ku drzwiom wejściowym, chwilę czekał cierpliwie, aż mu wreszcie stary Asch otworzył.- Niech­że pan wejdzie! - powiedział Asch nieco nerwowo.- Zawsze ma pan do mnie wolny wstęp.Podali sobie szybko ręce.Asch wciągnął natychmiast swego gościa do sieni, zaryglował dwukrotnie drzwi.- No tak - po­wiedział z zadowoleniem.- Żeby nam nikt nie przeszkadzał.- Co się stało? - zapytał Wedelmann.- Dlaczego się pan zamyka?- Żeby mnie nie rozparcelowano - odpowiedział stary Asch mrugając oczami.- Mój dom to moja twierdza.Czasy są suro­we, kwaterunki zaczynają powoli zagrażać życiu.Zaprowadził Wedelmanna na górę do tak zwanego salonu i po­prosił, żeby usiadł.Stanął przed nim pełen oczekiwania i zapy­tał.- No, jakże tam z ostateczną bitwą? Jest pan strażą przed­nią?- Syn pański - powiedział kapitan Wedelmann - znajduje się prawdopodobnie o osiemdziesiąt kilometrów stąd.- W takim razie wkrótce się tu zjawi - odparł stary Asch radośnie.- Porobiłem już wszystkie przygotowania jak należy.- Na razie bateria jego została odcięta przez Amerykanów.- W takim razie zjawienie się jego ulegnie pewnej zwłoce.- Ojciec Asch w dalszym ciągu pełen optymizmu i dumy człowie­ka, który spłodził takiego syna, zatarł różowe ręce cukiernika.- Jest ostatecznie synem swego ojca.- Spodziewam się także - powiedział uprzejmie Wedelmann - że życzenia pańskie się spełnią.Znając zaś pańskiego syna wierzą, że się przedrze.Stary Asch skinął z otuchą głową.- No, a pan, panie kapi­tanie? Co pan ma zamiar zrobić dla ostatecznego zwycięstwa?- Nie jestem już kapitanem - oświadczył Wedelmann, jak by obwieszczał o wydarzeniu, które wstrząśnie światem.- Mam w kieszeni papiery zwolnienia z wojska podpisane przez gene­rała Luschkego.- Patrzcie no państwo! - zawołał Asch, szczerze zaskoczony.- Właśnie pan! I tak bez ceregieli chce pan spłatać takiego fi­gla naszemu führerowi?- Nie istnieje już dla mnie führer - odparł Wedelmann z go­ryczą.- Mimo to chciałem dalej walczyć.Ale generał nie zna­lazł dla mnie zadania.Rozparłszy się wygodnie na krześle stary Asch skierował ba­dawcze spojrzenie swych mądrych kupieckich oczu na przyby­sza.- Wydaje się - powiedział z uznaniem - że ten generał Luschke wie doskonale, co w trawie piszczy.- Przyszło mi to niełatwo - zapewnił Wedelmann.- Ale stało się.Teraz chcę znaleźć dach nad głową, włożyć cywilne ubranie i ożenić się.- Miejmy nadzieję, że narzeczoną już pan ma.- Narzeczoną mam, ale nie mam ani ubrania cywilnego, ani mieszkania.- Może pan to dostać ode mnie - oświadczył wspaniałomyśl­nie stary Asch.- Chce mi pan dostarczyć cywilnego ubrania?- Mieszkania również, oczywiście jeżeli zechce pan zamiesz­kać ze swoją narzeczoną u mnie.Mam jeszcze kilka wolnych pokoi, na przykład pokoje syna i córki.A kilku prawdziwych cywilów ani mnie, ani memu otoczeniu nie będzie zawadą.Cywil­ne ubranie jest jednak warunkiem zasadniczym.- Dziękuję - odparł Wedelmann uszczęśliwiony.- Mam nadzieję - powiedział stary Asch z namysłem, niczym doświadczony rybak, który zarzuca sieci na daleką wodę - że utrzyma pan kontakt z tym generałem Luschke, oczywiście kon­takt zupełnie prywatny.- Prywatny, zawsze - odrzekł Wedelmann.- Głęboko po­ważam tego człowieka.- To dobrze - oświadczył stary Asch snując dalej swe śmia­łe dalekosiężne myśli.- Może kiedyś będziemy tego potrzebo­wali, gdyż, o ile się nie mylę, ten generał miał coś wspólnego z dwudziestym lipca.- Siedział w areszcie śledczym, ale okazał się niewinny.- Wedle moich informacji nie można mu było niczego udo­wodnić - skorygował łagodnie Asch.- Ale zostawmy to na razie.Kiedy się pan chce sprowadzić?- Jeżeli pan pozwoli, zaraz.Narzeczona moja czeka na dole na rynku.Chcemy pobrać się możliwie najprędzej, najlepiej jeszcze dzisiaj.Oczywiście przyjmując, że nie natrafimy na trud­ności.- Któż miałby wam robić trudności?- Na przykład partia.- Ach, te draby są teraz szczęśliwe, kiedy mogą wymigać się od trudności.Robią wszystko, czego się od nich żąda, o ile to nie przynosi im bezpośredniej szkody.Poza tym Ortsgruppenleiter ma wobec mnie zobowiązania.Kiedy na niego popatrzę - staje na baczność.- Ciągle jest pan jeszcze zaprzyjaźniony z tymi ludźmi z par­tii? - zapytał Wedelmann, lekko skonsternowany.- Pracują dla mnie - powiedział stary Asch bez żenady.Potem, uśmiechając się z zadowoleniem, podszedł do telefonu i połączył się z ortsgruppenleiterem.- Wstąp na chwilę.Wedelmann nie ukrywał swego zdumienia.Wypił bez słowa kieliszek wódki, którym go poczęstował stary Asch.- Mocne - powiedział otrząsając się.- Ortsgruppenleiter zaraz tu przyleci.Ma niedaleko.Z ratu­sza do mnie jest najwyżej pięć minut.Po czterech minutach rozległ się dzwonek i w drzwiach poja­wił się Ortsgruppenleiter.Był to osobnik o ospałej twarzy koloru sera i dobrotliwych oczach jamnika.Wyglądał na człowieka, który w ostatnich dniach prawie że nie spał.Podszedł na krzywych nogach do Ascha, podał mu ospale rękę i nieufnie zaczął przy­glądać się kapitanowi.- To mój przyjaciel - powiedział stary Asch.- Nazywa się Wedelmann, jest studentem, starszy rocznik.Musi się pozbyć munduru.Mieszka u mnie, chce się ożenić możliwie jak najprę­dzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •